Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Fortuna: Jazz, którego nikt przed nami nie robił

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Maciej Fortuna z Medalem Młodej Sztuki
Maciej Fortuna z Medalem Młodej Sztuki Waldemar Wylegalski
O jazzie w Poznaniu, Polsce, Europie i na świecie rozmawiamy z laureatem Medalu Młodej Sztuki w dziedzinie muzyki, poznańskim trębaczem Maciejem Fortuną.

ZOBACZ: LAUREACI MEDALI MŁODEJ SZTUKI

Powiedziałeś kiedyś, że marzysz o skoku ze spadochronem - jak chce zrealizować ten plan hobby człowiek, który ma 10 zespołów jazzowych na różnym stadium zaawansowania?
Maciej Fortuna: - Jeśli widzę, że mam szansę na skok ze spadochronem - czyli z muzycznego punktu widzenia coś co mnie inspiruje i rozwija - to nie czekam na nic. Mówi się, że muzycy czerpią inspirację albo z muzyki, albo ze świata; ja uważam, że inspiracja jest schowana właśnie w świecie i tam trzeba ją zauważyć. Są w nim bodźce silniejsze i słabsze, mnie kręcą te mocne.

Na przykład?
Maciej Fortuna: - Całe moje życie jest mocne. Miałem odziedziczyć kancelarię po ojcu i zostać prawnikiem, ale w wieku 22 lat wybrałem granie i nagle zacząłem robić coś, co spotkało się z zupełnym brakiem akceptacji. Byłem jedyną osobą, która wierzyła, że ma to sens. A potem były już konsekwencje: zdobywanie pieniędzy, tworzenie składów, kończenie studiów pomiędzy trasami i nagrywaniem płyt… Przy okazji podsumowania studiów muzycznych musiałem zrobić w miarę dokładne podsumowanie czasu, jaki poświęciłem na muzykę i wyszło, ze pracowałem naprawdę ciężko. Oczywiście, można powiedzieć, że jeśli ktoś pracuje 5 dni w tygodniu po 8 godzin, to wychodzi mniej więcej tyle samo, co w przypadku muzyka, który koncertuje głównie pod koniec tygodnia. Tyle, że życie w tym zawodzie praca nie kończy się na 8 godzinach dziennie. Raczej na 18. Gdyby muzyka nie była pasją, to ludzie świadomie by się na nią nie decydowali. (śmiech)

Kim jest jazzman?
Maciej Fortuna: - Najlepsza definicja jaką znam, mówi że "jazzman to osoba grająca jazz"…

To rozszerz ją: kim jest jazzman w Stanach, w Europie, Polsce i Poznaniu?
Maciej Fortuna: - Odpowiem przerysowując, bo wydaje mi się, że w ten właśnie sposób osoby spoza środowiska jazzowego najlepiej uchwycą różnice: w Stanach granie jazzu jest jak praca w piekarni, czy za biurkiem. Większość Amerykanów traktuje go jako coś naturalnego, sposób na zarabianie. Oczywiście tworzą sztukę, są świetnymi fachowcami, krytycy są pod ogromnym wrażeniem ich kunsztu, ale dla samych muzyków granie jazzu jest tak zwyczajne jak, nie wiem, mycie rąk. Jazz nie powoduje takiej ekscytacji jak w Europie. Amerykańskie społeczeństwo nie traktuje jazzmanów inaczej niż zwyczajnego pracownika korporacji. Muzycy od 5 roku życia grają jazz, znają tysiące utworów, mają swing - to wszystko normalne.

Europa?
Maciej Fortuna: - Tutaj jazz jest formą sztuki, a jazzman to wielki artysta, który dotyka absolutu. W Europie jazz styka się mocno z muzyką improwizowaną, podczas gdy niektórzy Amerykanie starają się wyodrębnić jazz jako swą muzykę narodową i oddzielić ją od tego co dzieje się w Europie. Wynton Marsalis wyraził nawet pogląd, że Europejczycy nie powinni twierdzić, że grają jazz, bo tak nie jest. Bo tylko Amerykanie wiedzą jak go grać.

A Europejczycy widzą?
Maciej Fortuna: - Są podzieleni: ci z Zachodu wychowali się w czasach powojennego, jazzowego boomu, mieli dostęp do wszystkich najważniejszych płyt. Ci ze Wschodu byli od tego odcięci, nieliczne płyty słuchali do zjechania. Zachodni wytworzyli własną stylistykę, bardziej odwołującą się do muzyki improwizowanej, muzyki free, można doszukać się w niej wielu wpływów muzyki klasycznej. Za komuny w Polsce i innych krajach bloku wschodniego, kochaliśmy to co zakazane - amerykańskie. Wszyscy silili się na amerykańskie granie, a tych, którym udało się dostać do Stanów uznawaliśmy z miejsca za dobra narodowe. Ostatnich 20 lat w Polsce i innych krajach młodej Unii to okres wzmożonego rozwoju muzyki improwizowanej. Rolę Nowego Jorku, jako stolicy kreatywnej muzyki improwizowanej, przejęły Berlin, Londyn czy Paryż.

PRZECZYTAJ TEŻ: FILIP SPRINGER - PROSTE ODPOWIEDZI NIE DAJĄ MI SPOKOJU

Jazz to nie znaczy zawsze to samo?
Maciej Fortuna: - Gatunek jazzu stał się szeroki i pojemny. To już obecnie tygiel różnych stylistyk. Jest też wielu muzyków, którzy chcieliby zatrzymać go wyłącznie okowach tradycyjnego głównego nurtu, tzw. mainstreamu. A przecież jazz miał popychać muzykę do przodu. Trzeba sobie jednak powiedzieć wprost: w chwili, gdy jakiś gatunek muzyki pojawia się na uczelni, przestaje być innowacyjny, zaczyna być gatunkiem historycznym.

To teraz Polska.
Maciej Fortuna: - Środowisko jazzowe przechodzi wielkie przeobrażenie. Piotr Wojtasik powiedział do swoich studentów po jednym z egzaminów: "Gdybyśmy grali na tych trąbkach 30 lat temu i mieli te umiejętności co teraz, to w Polsce bylibyśmy gwiazdami na miarę największych nazwisk".

Trochę obrazoburcze.
Maciej Fortuna: - Podobnie jak piosenka Kazika o starych jazzmanach, którzy mieli "co najmniej 15 koncertów w miesiącu niezależnie od frekwencji". Ale w czasie przełomy kluby zaczęły padać i wielu jazzmanów zajęło się edukacją, założyli szkoły jazzowe i tak powiększyli świat wykonawców. Oczywiście są wyjątki, jak Piotr Lemańczyk, który nie ma żadnej szkoły, a plasuje się przecież w czołówce europejskich muzyków jazzowych.

Można się tak nauczyć jazzu?
Maciej Fortuna: - Są dwie drogi. Jeśli nie umiesz grać - idziesz na akademię. Jeśli umiesz grać - jedziesz w trasę i tam się uczysz życia.

Zamknięte koło?
Maciej Fortuna: - Dlatego przełomem było pojawienie się Internetu i - jak by to ładnie powiedzieć - szerokiego dostępu do jazzu z całego świata, drogą mniej lub bardziej legalnego pozyskiwania nowości. Nie czarujmy się, płyty jazzowe nawet po 1989 roku były tak drogie, że mało kto mógł być na bieżąco. Internet sprawił, że wszyscy zaczęli grać odczuwalnie lepiej, bo wreszcie nadgonili zaległości.

Ale to by nie wystarczyło, żeby zacząć samemu lepiej grać. Jaka była Twoja recepta na rozwój?
Maciej Fortuna: - Trzeba poświęcić absolutnie wszystko. Przez rok wynajmowałem dom pod Wrocławiem, żeby ćwiczyć dzień i noc. Akademia nie dawała takiej możliwości, bo w ciągu dnia wszystkie sale były zajęte, a o 22 zamykano budynek. A ja potrzebowałem ćwiczeń non-stop.

Dlaczego?
Maciej Fortuna: - Nie miałem już 19 lat i wsparcia rodziców, więc grałem w zespole latino-jazzowym i wszystko co zarabiałem, wydawałem na wynajem. Ćwiczyłem jak głupi, spędzałem z trąbką 15-16 godzin dziennie.

I to wystarczy?
Maciej Fortuna: - Nie. Trzeba samemu wydać płytę i robić wszystko, żeby grać z lepszymi o siebie. Co jest bardzo trudne, bo ten lepszy wie, że jesteś od niego słabszy. Ale trzeba próbować. Ja grałem z Mackiem Goldsburym, Reggie Moorem, Frankiem Parkerem, Piotrem Lemańczykiem, Maciejem Sikałą...

Łatwo można wpaść w pr-owską łatwiznę - "Jestem dobry, bo grałem z tym i z tym"...
Maciej Fortuna: - Oczywiście. Jeśli na tym poprzestać, to podkreślanie z kim grałem, jest jak toksyna, która wchodzi do systemu i paraliżuje. Nie chodzi mi o to by dewaluować czyjeś znaczenie, tylko o pewną twórczą niezależność i pewność siebie, która ma wynikać z jednostki. Bo jak stworzyć coś nowego, jeśli ciągle będziemy oglądać się na innych?

Jaki jazz zastałeś w Poznaniu?
Maciej Fortuna: - Wbrew pozorom mamy fajne tradycje. Przed wojną działały u nas orkiestry grające dixieland, potem po wojnie też szybko się zorganizowano, mimo zejścia do podziemia po 1947 roku. Ale po śmierci Stalina i Bieruta nagonka na jazzmanów się skończyła...

...i dlatego mogę teraz Cię zaskoczyć, że w budynku naszej redakcji, gdzie rozmawiamy, w 1956 roku grał niejaki Komeda.
Maciej Fortuna: - Dokładnie. W latach 90. które juz sam pamiętam, Dionizy Piątkowski, podsumował historię jazzu w Poznaniu, a także zaktywizował środowisko. Powstał klub Blue Note, Zbyszek Łowżył z Krzysztofem Samelą grali w hotelu Meridian, było radio jazz FM... Byłem wtedy w Liceum Muzycznym i chodziliśmy na Coreę, Mozdżera... Idee były świetne. Ale gdy Piątkowski skupil się na Warszawie - co zresztą doskonale rozumiem - pod koniec lat 90, nastąpiła stagnacja. Dopiero po jakimś czasie powstał festiwal Made In Chicago i klub Dragon. Dziś mamy więc mainstreamowy klub Blue Note i bardziej awangardowy - Dragon, kilka festiwali, koncerty, powstaje środowisko wokół Zakład Jazzu na Akademii Muzycznej, robiący jamy w mieście. Mamy też Multikulti - małą wytwórnię, która animuje niezależną scenę.

Na tle innych miast Poznań...
Maciej Fortuna: - ...późno, ale zaczyna iść w dobrą stronę. Szansą jest na przykład wykorzystywanie funduszy unijnych na kulturę, podobnie jak to robi Wrocław. Nie ma niestety festiwalu z prawdziwego zdarzenia, Made In Chicago, Enter Music czy Tzadik nie wyczerpują tej potrzeby.

Jakieś pomysły?
Maciej Fortuna: - Na przykład konkurs na najlepszego wykonawcę jazzowego, wyłanianego np. w Poznaniu i jego miastach partnerskich, w którym nagrodą byłyby koncerty w tych miastach.

Muzycy "poważni" mają łatwiej?
Maciej Fortuna: - Tak. Muzycy z obszaru muzyki "poważnej" mają o wiele większe możliwości zatrudnienia i przez to łatwiejszy start. Jest też o wiele więcej konkursów i programów stypendialnych. Muzyka klasyczna jest starsza a środowisko zdecydowanie lepiej zorganizowane. Młodym jazzmanom nikt nie pomoże, dopóki nie będą znani fajni i lubiani, bo dopiero wtedy pomoc będzie się "opłacała". A przecież tak naprawdę pomocy potrzebują ci, którzy jeszcze nie zdołali zbudować sobie efektownego cv. Zadebiutować jest strasznie trudno.

A ty na jakim etapie jesteś?
Maciej Fortuna: - Pośrednim. Nie mam ochoty brać kolejnego kredytu na nagranie płyty i na przykład odmawiać sobie komfortu wymiany drzwi w studiu - właśnie wypadły, bo były już przegniłe, więc wdycham wciąż unoszący się kurz. Ubiegłoroczna płyta "Solar Ring" jest moją ostatnią inwestycją; zdecydowałem, że kolejne powstaną tylko wtedy, jeśli zaczną się do mnie zgłaszać wytwórnie muzyczne.

I zaczynają?
Maciej Fortuna: - Na szczęście tak. Bo tak naprawdę nie mam innego wyjścia - nie mogę sam ogarniać wszystkich spraw pozamuzycznych, bo chcąc utrzymać poziom trzeba codziennie ćwiczyć 5-6 godzin.

Jak to odbiera Twoja rodzina? Pytam, bo sam miałem być prawnikiem, a wybrałem inaczej.
Maciej Fortuna: - Teraz jest łatwiej. Po Twoim tekście o Stambule dostałem od nich sms-a z gratulacjami...

Nie powiedziałeś rodzinie, że grasz jednego dnia z Keithem Jarettem?
Maciej Fortuna: - Byłem na długiej trasie za granicą i oczywiście wiedzieli, że będę w Stambuile, ale nie znali szczegółów.

I jak się grało w Stambule wśród supergwiazd?
Maciej Fortuna: - Taki festiwal... to jest festiwal! Codziennie tam jest taka gwiada, która mogłaby tu wypełnić każdą salę, a Jarrett to nawet stadion. Bilet na niego kosztował sześć stów, ale my jako wykonawcy dostaliśmy go za darmo i od razu się po poznańsku ucieszyłem.

Jak tam w ogóle trafiłeś?
Maciej Fortuna: - Zaprosił mnie turecki zespół, który pierwotnie szukał wibrafonisty. A najlepsze jest to, że znaleźli mnie przez... YouTube. Potem wysłałem im kilka swoich utworów - od dość prostych, do skomplikowanych, trudnych do nauczenia. Wybrali dwa najtrudniejsze, do tego dodali cztery własne, plus standardy... Po koncercie jego lider Yahya Dai od razu powiedział: "Musimy razem nagrać płytę".

Wracając do drzwi - to one widnieją na okładce Twojej płyty z An On Bast...
Maciej Fortuna: - Drzwi oznaczają wejście do naszego świata - elektroniki i gatunku processingbop. Chodzi o przetwarzanie brzmienia instrumentu akustycznego na żywo. Pojawiają sie muzycy, nie ma żadnych przygotowanych ustawień, jest tylko trąbka oraz elektroniczne urządzenia do przetwarzania dźwięku. Chodzi o nagrywanie, zapętlanie, zmienianie barw dźwięków. Wszystko to od dawna było możliwe w studiu, ale niemożliwe na koncercie. An On Bast do tego stopnia opanowała sztukę grania na tych elektronicznych przetwornikach, że jest w stanie robić na żywo to, co dotąd powstawało tygodniami w studiach nagraniowych. Robi to natychmiast, więc efekt też jest natychmiastową reakcją na drugiego muzyka i publiczność. Na przykład dźwięk trąbki jest w ciągu kilku milisekund obniżany o 3 oktawy, zmienia się kształt fali tego dźwięku i na przykład trąbka zyskuje charakterystykę basu.

Nikt tego nie robił przed wami?
Maciej Fortuna: - Zdaniem specjalistów nikt. Zabierając się do pisania o tym doktoratu, nie znalazłem na świecie żadnej literatury. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że dopiero od 2-3 lat komputery i karty dźwiękowe są wystarczająco szybkie, by w ten sposób przetwarzać informację. A ponadto jest to sprzęt dostępny - wystarczy mocny laptop w specjalnej konfiguracji.

I nie ma w tym playbacku, wstępnie zaprogramowanych beatów i nagranych dźwięków?
Maciej Fortuna: - Nie ma. Na scenę wychodzimy z czystą kartką. Improwizacja jest podstawą, zresztą od niej zaczyna się nasza płyta.

Nie skupiasz się jednak tylko na processingbopie.
Maciej Fortuna: - Bo uważam "klasyczne" granie za strasznie ważne. Chciałbym zapracować na lokum w Nowym Jorku, tylko po to by raz na jakiś czas tam przyjechać i grać z tamtejszymi muzykami, którzy są najlepsi w graniu wywodzącym się z jazzowej tradycji.

Jakieś kompleksy?
Maciej Fortuna: - Nie. To jazzmani z PRL mieli straszny kompleks muzyków z USA. Teraz się to kompletnie odwróciło - polscy muzycy jadą grać w Stanach i potrafią zaimponować Amerykanom swoją kreatywnością. Nasze młode pokolenie nie ma już żadnych kompleksów.

A ty nie masz na przykład kompleksu Stańki? Mówisz "polski trębacz, myślisz "Stańko". I długo nic.
Maciej Fortuna: - Moim celem nigdy nie było porównywanie się, zabieranie komuś czegoś czy spychanie z piedestału. Pytałem Yahya Dai, dlaczego nie zaprosili do Stambułu kogoś z większym nazwiskiem niż moje - pieniądze nie grały roli, mogli zaprosić kogo chcieli. Powiedział, że wolał kogoś mniej znanego, bo to dla niego dużo cenniejsze doświadczenie. Nie chodziło o zebranie na siłę jak największej frekwencji, tylko o elastyczność i spotkanie z kimś nowym.

Jesteś wykładowcą poznańskiej Akademii Muzycznej, doktorem sztuk muzycznych, ale masz też dyplom magistra prawa. Przydał się kiedykolwiek?
Maciej Fortuna: - Gdybym wiedział wtedy to, co wiem teraz, raczej poszedłbym na studia kształcące w językach obcych. Więcej pewności siebie nabyłem na siłowni niż na prawie. (śmiech)

Ale póki co i tak bardziej marzysz o skoku ze spadochronem?
Maciej Fortuna: - Mało tego, teraz zastanawiam się nawet nad licencją pilota. (śmiech)

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski