Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołajek, Forrest i inne chłopaki

Redakcja
- Najchętniej od razu pojechałbym znowu do Dolanji - mówi Bartosz Niedziółka. Na zdjęciu z jedną z małych pacjentek z Bon Childrens Home
- Najchętniej od razu pojechałbym znowu do Dolanji - mówi Bartosz Niedziółka. Na zdjęciu z jedną z małych pacjentek z Bon Childrens Home Archiwum dystrybutora
Dlaczego chętnie wracamy do przygód Mikołajka? Ponieważ jego autorowi Rene Goscinnemu udało się spojrzeć na rzeczywistość oczyma małego bohatera tak dobrze, że praktycznie we wszystkich dorosłych czytelnikach na nowo obudził żyłkę urwisa. O Mikołajku i jego rówieśnikach, zaklętych w ciałach dorosłych twórców, pisze Jacek Sobczyński.

Gdzieś w okolicy trzeciej - czwartej klasy podstawówki, podczas wizyty w osiedlowej wypożyczalni, odkryłem niewielkich rozmiarów książeczkę z przygodami Mikołajka. Właściwie pomogła mi w tym uczynna bibliotekarka, argumentując, że "śmieszne, na pewno Ci się spodoba". I spodobało się - do tego stopnia, że każdy z pięciu tomów przeczytałem przynajmniej pięć razy. Mniej więcej od drugiego tomu mikołajkową pasją zarazili się moi rodzice. I nic dziwnego, ponieważ sztandarowe dzieło Rene Goscinnego, bodaj najwybitniejszego satyryka w dziejach Francji, to rzecz przede wszystkim dla starszego pokolenia. Mali czytelnicy na kartach powieści odkryją wyłącznie szereg zgryw, natomiast dorośli pod płaszczykiem hucpy znajdą tam coś jeszcze - krzywe zwierciadło, które w pełni uwypukla wszystkie wady i śmieszności świata rodziców. Tym cenniejsze, że widziane oczyma dzieci. A w ich skórę Rene Goscinnemu udało się wejść perfekcyjnie.

Zasługa Walta Disneya

Urodzony w 1926 roku pisarz i scenarzysta był synem polskich imigrantów - Stanisława Gościnnego, inżyniera chemika z Warszawy, oraz urodzonej na Ukrainie Anny Bereśniak. Z początku Goscinny chciał być rysownikiem, jednak w zamianie pędzelka na długopis pomogli mu pracownicy działu kadr studia Walta Disneya, odrzucając prace młodego kandydata na stanowisko grafika w ich firmie. Dziś możemy im tylko za to podziękować. O tym, że warto było na swojej drodze trafić na Goscinnego, przekonał się Albert Uderzo. Pochodzący z włoskiej rodziny rysownik oraz scenarzysta polskiego pochodzenia pod koniec lat 50. wydali pierwszy komiks o przygodach Gala Asteriksa. Nad kolejnymi 32 tomami obaj panowie pracowali aż do przedwczesnej śmierci Goscinnego w 1977 roku. A gdzie w tym wszystkim sytuuje się "Mikołajek"? Zabawne historyjki z udziałem francuskiego chłopca były dla jego autora nie tylko odskocznią od komiksowego świata, ale i poszerzeniem rozpiętości twórczych skrzydeł. W prozie Rene Goscinny nie czuł już ograniczeń związanych z ilością znaków, przypadających na jeden komiksowy dymek.

Świat Mikołajka

Fenomenów "Mikołajka" jest wiele. Niewątpliwie Goscinny dobrze pamiętał czasy, gdy sam uczęszczał do szkoły podstawowej, udało mu się bowiem koncertowo sportretować jej realia. Codzienne sytuacje - podwórkowy mecz piłki nożnej, pozowanie do klasowego zdjęcia czy szkolna wizytacja urastają do rangi wydarzenia dopiero wtedy, gdy wszyscy ich uczestnicy w pełni rozwiną swoje nietypowe cechy charakteru, o co w przypadku szkolnych kolegów Mikołajka nietrudno. Czy to w grupie, czy osobno, stanowią naprawdę barwną menażerię. I tak gruby Alcest nigdy nie rozstaje się z kanapkami i ciastkami, głowacza Ananiasza do ekstazy doprowadza odpowiedź na każde pytanie, zadane przez nauczyciela. Osiłek Euzebiusz lubuje się w rozdawaniu fang w nos na lewo i prawo, zaś ręka zaboli go tylko wtedy, gdy trafi przy tym w kask Gotfryda - najbogatszego chłopaka w klasie, któremu tata często funduje różne przebrania.
W uniwersum Mikołajka znajdują się jeszcze Rufus (syn policjanta, często i głośno bawiący się ojcowskim gwizdkiem), patykowaty Maksencjusz, mistrz szkoły w grze w kulki, Joachim oraz Kleofas - najgorszy uczeń w klasie, który jednak jako jedyny może pochwalić się posiadaniem w domu telewizora. Co z tego, że z uwagi na fatalne cenzurki bardzo rzadko może go używać. Tak naprawdę jedyną niczym niewyróżniającą się postacią jest sam Mikołajek, któremu w udziale przypada komentowanie rzeczywistości. Jako, że jest dzieckiem, robi to w naiwnie rozczulającym stylu.

W tym tkwi największa przyczyna popularności "Mikołajka". Czytając powieści Gos-cinnego (za życia autora ukazało się 5 tomów "Mikołajka", później światło dzienne ujrzały kolejne 3) uderza nas łatwość, z jaką autor bazuje na resentymentach. Dzieciństwa nie da się oszukać - każdy z nas miał w klasie kolegę grubasa, nieuka czy łobuziaka, dla każdego pierwsza wyprawa do okolicznego spożywczaka jawiła się przygodą na miarę eskapad Indiany Jonesa. Świat Mikołajka oparty jest na szeregu inicjacji, które przez czytelników są momentalnie zestawiane z własnymi skojarzeniami. I, co najlepsze, przy każdej z nich czujemy w ustach smak proustowskiej magdalenki. Wcielając się w postać przeciętnego dzieciaka, Goscinny umagicznia rzeczywistość, nadając jej szereg niespotykanych cech.

Weźmy choćby pierwsze spotkanie Mikołajka z rówieśniczką: "Nie lubię dziewczyn. Są głupie i ciągle beczą. Oczywiście, ja też czasami płaczę, ale jak jest jakaś poważna przyczyna, jak wtedy, kiedy wazon się stłukł i tata mnie skrzyczał, a ja tego nie zrobiłem umyślnie, a poza tym ten wazon był bardzo brzydki i ja wiem, że tata nie lubi, jak bawię się piłką w domu, ale wtedy akurat padał deszcz". Czyli i sąd Mikołajka nad przymiotami płci przeciwnej, i krótka charakterystyka stosunków rodzinnych w domu chłopca, i wreszcie jego własne zdanie na temat domowej ceramiki ozdobnej. A wszystko to w trzech zdaniach, napisanych tak, że zrozumiałby je nawet przedszkolak. Prawda, że genialne?

Ciesie w opałach

W Polsce w postać dziecka usiłowało wcielić się wielu pisarzy, ale Edmund Niziurski wyprzedził resztę o kilka długości. Choć 84-letni dziś twórca zaczynał od powieści wiejskich i kryminalnych, bardzo szybko przebił się do świadomości młodych czytelników hurtowo produkowanymi powieściami z pogranicza sensacji i komedii, utrzymanych przy tym w szkolnych realiach. Takie np. "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" pod względem suspensu i odzwierciedlenia realiów powojennej, apaszowskiej Warszawy mogą spokojnie konkurować ze "Złym" Leopolda Tyrmanda. Wielkimi atutami Niziurskiego były fenomenalne gry językowe, umiejętność tworzenia skrajnie abstrakcyjnych nazwisk (jak choćby Zoja Niepokólczycka lub Dezyderiusz Pokiełbas), jak nikt inny potrafił się też pławić w absurdalnym humorze.

Pod tym względem talent Niziurskiego dosięgał nawet szczytów, wyznaczonych przez trupę Monty Pythona. Przykład? "Każdy Cieś (Ciesie, czyli członkowie bandy niejakiego Ciesielskiego - przyp. JAS) amortyzował upadek poprzedniego, a upadek ostatniego Ciesia zamortyzowało obfite ciało pani Boleniowej, jednej z sześciu wiceprezesek komitetu rodzicielskiego. Dzielna działaczka nie tylko zresztą zamortyzowała, ale również przytrzymała ostatniego Ciesia i odstawiła go w charakterze corpus delicti, czyli dowodu rzeczowego, do kancelarii. Widok ten ostatecznie zdeprymował Ciesi. Co żywsze Ciesie od razu powstawały ze stopni i uciekały czym prędzej w siną i pełną kurzu dal korytarzy".

Dla młodych narratorów Niziurskiego zwykła szkoła była czymś w rodzaju labiryntu, w którego zakamarkach czaili się drapieżni woźni, mający powiązania z lokalną siatką przestępczą, uczniowskie bandy, zwalczające się nawzajem z gorliwością antagonizujących, afrykańskich plemion, zaś nad wszystkim unosił się duch przygody przez duże P. Co warte podkreślenia, i Niziurski, i Goscinny w swoich książkach, jak ognia wystrzegali się przemocy.

Dzieciństwo może być piekłem

Świat oczyma dzieci widoczny jest także w szeregu książek dla dorosłych. Bagno dzieciństwa, odmierzanego ojcowskim pasem opisuje w swoim, wyróżnionym nagrodą Nike "Gnoju" Wojciech Kuczok. Jego kolega po fachu Mariusz Maślanka przez pryzmat dziecka portretuje trudne dorastanie w domu dziecka ("Bidul"), niestety jest to powieść od "Gnoju" o wiele słabsza literacko. W nagrodzonym Noblem "Losie utraconym" Imre Kertesza młody chłopiec oprowadza czytelnika po obozach koncentracyjnych, z kolei okupowaną przez nazistów Holandię w "Dzienniku Anny Frank" opisuje tytułowa bohaterka. Tajemnicę autora powieści, leżącej na Cmentarzu Zapomnianych Książek stara się w "Cieniu wiatru" Carlosa Ruiza Zafona rozwiązać 10-letni Daniel Sempere. I coś dla dużych dzieci - świat oglądany oczyma dobrodusznego olbrzyma, Forresta Gumpa w powieści Winstona Grooma.

Według napotkanego naukowca, Gump jest idealnym przypadkiem "idiot savant" - dwumetrowe chłopisko, które bez kłopotu oblicza skomplikowane wzory na poziomie uniwersyteckim, mając równocześnie kłopoty z odróżnieniem toalety damskiej od męskiej. I uracza nas przy tym oryginalnymi spostrzeżeniami: "Kiedy byłem dzieckiem, mama nazwała mnie na cześć wielkiego bohatera Wojny Secesyjnej, generała Nathana Bedforda Forresta. Mówiła, że jesteśmy z nim spokrewnieni. Był założycielem pewnego klubu, zwanego Ku Klux Klanem. Wszyscy przebierali się w peleryny i prześcieradła i zachowywali się jak zgraja duchów czy coś takiego. Nawet swoje konie przykrywali prześcieradłami. Imię Forrest miało mi przypominać, że czasami robimy rzeczy, które nie mają sensu".

Choć Gump powstał jako bohater literacki, w pełni rozsławił go film Roberta Zemeckisa - niestety, słabszy od książkowego pierwowzoru. Nie wydaje się, żeby kinowa wersja "Mikołajka", na którą od wczoraj możemy wybrać się z dziećmi, również była w stanie poziomem przebić powieści Rene Goscinnego. Zawsze jednak warto sprawdzić, na ile filmowcom udało się przechwycić od niego dziecięcej spostrzegawczości, zaklętej w ciele dorosłego scenarzysty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski