Co się zmieniło od tego czasu?
Stany Zjednoczone wdrożyły m.in. system kontroli dystrybucji leków. Ten sam system Amerykanie, w ramach tzw. offsetu po zakupie przez nasz kraj samolotów F-16, zaproponowali Polsce. W oparciu o "dowody", przypominające zwykłe karty płatnicze, można było dzięki niemu każdemu pacjentowi założyć kartotekę. Lekarz wyposażony w specjalny czytnik tylko po przeciągnięciu przez niego karty dowiadywałby się, czy pacjent jest ubezpieczony, na co się leczył, jaki lekarz jeszcze się nim opiekuje i tak dalej. Wystawiona recepta automatycznie trafiać miała do systemu, a pacjent - uzbrojony w tę samą kartę, ale bez papierowych recept - mógł iść do apteki. Tam aptekarz, z ograniczonym dostępem do kartoteki (nie mógłby się dowiedzieć nic na temat historii choroby) wiedziałby jaki lek może sprzedać, a jeśli pacjent miałby pieniądze np. tylko na 10, zamiast 30 tabletek, mógłby je kupić, dokupując pozostałe później - bo w systemie zostawałaby informacja, że ma jeszcze prawo do 20 kapsułek.
System zapobiegałby wizytom tego samego pacjenta u 20 lekarzy, masowemu wystawianiu recept na ten sam lek, albo leki wzajemnie się wykluczające dla tej samej osoby, czy wręcz szkodzące. Lekarze mogliby również łatwo wyłapywać hipochondryków, których dziś można spotkać w każdej lekarskiej przychodni. Łatwo ich poznać: są u lekarza niemal codziennie, zajmując miejsce w kolejce. W końcu to nie oni płacą, płaci państwo. Czyli każdy.
Według Amerykanów wprowadzenie systemu w kraju takim jak Polska, zajęłoby około 18 miesięcy (uwzględniając procedury przetargowe - raczej dwukrotnie dłużej) i kosztowałoby od 400 do 800 milionów dolarów (czyli od 1,2 do 2,5 miliardów złotych). Jednak oszczędności dla kieszeni Polaków już w pierwszym pełnym roku jego stosowania wyniosłyby 3 miliardy złotych, z czego co najmniej miliard dla budżetu państwa. I to tylko licząc po kosztach leków, jakie są wydawane bez sensu, szkodliwie lub tylko po to, aby po szybkim przeterminowaniu trafić do kosza. Nie licząc oszczędności np. w czasie pracy lekarzy. W USA system przyniósł oszczędności znacznie większe, ale USA to w końcu większy kraj.
Polska na amerykańską propozycję się nie zgodziła. Takie karty "samowolnie" wprowadzono na Śląsku (tygodnik Przegląd później doszukał się związków ówczesnego szefa tamtej Kasy Chorych z koncernami farmaceutycznymi, co nie zmienia faktu, że system działa). I nigdzie indziej poza dziwacznym "pilotażowym" programem w Lesznie.
Co roku w Polsce rynek farmaceutyczny "wyciąga" około 30 miliardów zł. Prawie 1/3 dopłaca NFZ w ramach refundacji. Potrzebnych, niepotrzebnych - diabli wiedzą, bo miliardy papierków trudno przegryźć, gdy nie ma ich w systemie.
I kiedy patrzę na awantury lekarsko-aptekarsko-rządowe, po głowie chodzi mi tylko jedno. Wielki krzyk nie jest w obronie pacjenta. Wielki krzyk jest w obronie koncernów farmaceutycznych, dystrybutorów i wszystkich, którym w razie sensownego systemu kontroli wydawania leków - zabrakłoby w kasie kilku miliardów złotych.
Na szczęście dla nich: system jest średniowieczny. A ja, choć o bankrutujących pacjentach i bankrutującym państwie słyszę co chwilę, nie słyszałem jeszcze o upadku firmy farmaceutycznej. Ani o tym, że lekarzowi nie podobała się sponsorowana wycieczka do Kenii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?