Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okupacyjna noc w Poznaniu miała trwać przez 64 miesiące

Krzysztof Smura
Okupacyjna noc w Poznaniu miała trwać przez 64 miesiące
Okupacyjna noc w Poznaniu miała trwać przez 64 miesiące z zasobów bundesarchiv
Wojna szła wielkimi krokami, mimo to jeszcze po jej wybuchu gazety wciąż pisały o niegasnącej nadziei na światowy pokój. Na alarm bili wszyscy. Od wielu tygodni.

Dziennik Poznański” z drugiego września 1939 roku informował, że wobec zagrożenia wojną z Polską połowę posłów niemieckiego Reichstagu trzeba było aresztować, bo grozili opozycją i z dumą cytował na pierwszej stronie marszałka Rydza-Smigłego, który mówił: „My po cudze rąk nie wyciągamy, ale swego nie damy. Nie tylko nie damy całej sukni, ale nawet guzika od niej”. Te słowa szybko zweryfikowała rzeczywistość. Wróćmy jednak do Poznania i tego, czym żyło miasto pod koniec sierpnia 1939 roku.

***
24 sierpnia. Upał. Żar sierpniowego nieba daje się we znaki wszystkim bez wyjątku. W dzień po rozpalonych ulicach miasta spieszą nieliczni tylko przechodnie. Reszta skwapliwe korzysta z ostatnich dni lata i wyjeżdża za miasto, by nad wodą i w cieniu przeczekać godziny upałów. W łazienkach miejskich (okolice mostu Królowej Jadwigi), gdzie plaża jest jeszcze do połowy zalana przez wysoki stan Warty, z uciech kąpielowych korzysta dziennie do dwóch tysięcy poznaniaków. Jeszcze większe tłumy panują na otwartej niedawno pływalni na Sołaczu, gdzie mieszkańcy mogą korzystać z wielu nowoczesnych udogodnień. Mimo to pływalnia wciąż się rozbudowuje. Powstaje kawiarnia, przebieralnie i nowoczesny pomost. Woda jest nieco chłodna. Jej temperatura sięga 20 stopni, więc poznaniacy częściej siedzą pod natryskami. Co innego dzieci, które grupami uczą się pływać. Wyboru nie mają.

25 sierpnia prezydent miasta podjął decyzje o zaciemnieniu miasta. W komunikacie przesłanym do prasy Tadeusz Ruge nakazuje wyłączanie na noc wszystkich reklam neonowych, a światła w większych sklepach mają zostać zasłonięte. Zakazał też używania syren „dla celów fabrycznych” Wszystko to w ostatnim dniu pełnienia przez niego urzędu jako radcy miejskiego z wyboru, po 12-letniej kadencji i dwóch latach pełnienia obowiązków tymczasowego prezydenta Poznania.

26 sierpnia w mieście pojawiły się plakaty nawołujące do gromadzenia zapasów na wypadek wojny. Zalecano „poczynienie zakupów” na dwa tygodnie. Wśród potrzebnych rzeczy wymieniano: 20 kilogramów mąki, po pięć kilogramów grochu i fasoli, 10 kg kapusty kiszonej, 3 kg cukru, kilogram marmolady... Dalej szły sery, jarzyny, słonina i żeberka. Mimo sytuacji zagrożenia kupiec pozostał kupcem i obok pojawiły się komunikaty o pożniwnych zniżkach cen podpisane „Kałamajski”. Jednocześnie na okres weekendu wstrzymano sprzedaż alkoholu i odwołano rozpoczęty dzień wcześniej „Tydzień Powstańca Wielkopolskiego”. Szefostwo PKP odwoływało też kolejne pociągi wycieczkowe w stronę Gdyni i Warszawy, niejako przy okazji ogłaszając nabór na... „numerowych”. Prawdopodobnie obawiając się tłumów na dworcach i ewakuacji, chciano natychmiast zatrudnić około stu osób. W gazetach obok doniesień o toczonych negocjacjach nie zabrakło też lżejszych materiałów, jak choćby opisu pobytu wielkopolskich harcerzy we Francji. Później okazało się, że zdążyli wrócić o kraju na dwa dni przed wybuchem wojny, a we Francji zostało tylko szefostwo wyprawy. Stało się tak, ponieważ zamknięto drogi przejazdowe przez Niemcy. W gazetach zachęcano też do pójścia na sztukę satyryczną „Dewaluacja Klary” w Teatrze Polskim, a w kinach tryumfy święcił obraz „Ułan księcia Józefa” ze Smosarską i Brodniewiczem w głównych rolach.

27 sierpnia Polski Czerwony Krzyż zarządził w Poznaniu rejestrację wszystkich pielęgniarek, zaś Caritas wyznaczył termin kolejnej pielgrzymki do Częstochowy. Pątnicy mieli się zebrać 7 września na dworcu PKP i wrócić 9 września. Zniżka na bilety sięgnęła 50 procent. Gazety zachęcały do odwiedzenia następnego dnia poznańskiej Ławicy, na której ruszyć miał kolejny sezon wyścigów konnych.

29 sierpnia Poznań przystąpił do budowy rowów przeciwlotniczych. Jednocześnie powstał Komitet Obywatelski Opieki nad Rowami, który został zaopatrzony w opaski i legitymacje. Obok prac wykonywanych pod nadzorem inżynieryjnym władze miasta zachęcały też do kopania rowów wszystkich mieszkańców, jednocześnie zabraniając wykopów w pobliżu kamienic, gdzie walący się gruz może spowodować wiele ofiar. Ludzie kopali i spoglądali w niebo. Dosłownie i w przenośni. Miniona niedziela była bowiem dniem modłów w intencji pokoju. „Całą Wielkopolskę cechuje religijne rozmodlenie oparte na wierze, że Bóg uchroni nasz kraj od wojny” - napisał redaktor wspomnianego już „Dziennika Poznańskiego”. Mieszkańcy nie poprzestawali jednak tylko na modlitwie. Nadal trwała zbiórka na Fundusz Obrony Narodowej. O swych składkach poinformowali szewcy, a przykładowo nowożeńcy prokurator Michał Grzegorzewicz i jego oblubienica Maria Boruszewska (córka adwokata) biorąc ślub w kościele świętego Wojciecha, zażyczyli sobie, aby goście weselni zamiast na prezenty złożyli się na FON. Tak też się stało.

30 sierpnia The Matilla Band zapraszała na dancing do kawiarni przy ulicy Fredry 13. Zespół pod kierownictwem Tadeusza Forestera koncertował w Ziemiańskiej od godziny 17. Komendant Obrony Przeciwlotniczej zapraszał z kolei do kopania rowów. Na 30 sierpnia przewidziano prace ziemne na Wildzie, Jeżycach i na Górczynie. „Uprasza się o przynoszenie własnych łopat i kilofów…”. Trwa zbiórka na FON ukierunkowana na ścigacz torpedowy „Poznań”. Gazety publikują materiały na temat marszałka Rydza- Śmigłego. Pełno w nich zachwytów nad geniuszem naczelnego wodza…
31 sierpnia. Ostatni dzień bez wojny zaczął się w Poznaniu pogodnie. Atmosfera zagrożenia udzielała się jednak wszystkim, stąd nieprzebrane tłumy chętnych do budowy rowów, kolejne wpłaty na FON czy kolejki do sklepów i robienie zapasów. Komendanci OPL zebrali się na specjalnym spotkaniu. Przy ulicy 27 Grudnia rozpoczęło się wydawanie masek przeciwgazowych, ale organizatorzy akcji przepraszali, że mają jedynie rozmiar M. Innych rozmiarów nie dostarczono. W prasie ukazało się też obwieszczenie dotyczące poboru wody na wypadek wojny. Informowano w nim, że na skutek działań wojskowych wodociągi mogą ulec zniszczeniu. Wskazywano miejsca, z których wówczas można czerpać jej zapas, jednocześnie zobowiązując do poboru „najwyżej 20 litrów na osobę”. Był i optymizm. Przy ulicy Święty Marcin niejaki Władysław Ziółkowski otworzył kawiarnię Wielkopolanka.

***
Pierwszy raz syreny zawyły w całym mieście o 7 rano pierwszego dnia wojny. W południe nad Poznań nadleciały pierwsze bombowce. Bombardowanie lotniska na Ławicy stało się faktem. Bomby spadły też na okolice Dworca Głównego i koszary na Jeżycach. Atak powtórzono późnym popołudniem. W nalotach zginęło ponad 200 osób. Niemcy atakowali głównie obiekty wojskowe i mosty. Odpowiadała im słaba obrona przeciwlotnicza zlokalizowana między innymi na terenie zakładów Hipolita Cegielskiego. Ta ostatnia była zaatakowana też przez grupę dywersyjną. Doszło do wymiany ognia, a w efekcie do zatrzymań i rozstrzelania dywersantów. Tuż po atakach ukazały się komunikaty dotyczące identyfikacji zwłok. Wielu z nich nie rozpoznano i zostały pochowane. Informowano też o rozmieszczeniu schronów przeciwlotniczych. Znajdowały się one pod gimnazjum Bergera przy Strzeleckiej, pod browarem Huggera przy Sniadeckich, w gimnazjum Zamoyskiej przy Matejki, pod kinem Apollo i Muzeum Wielkopolskim. Ukryć można się też było pod gmachem Akademii Handlowej (Uniwersytet Ekonomiczny).

Dalej wydarzenia toczyły się lawinowo. Już drugiego dnia wojny przyszły rozkazy, na mocy których wyprowadzono większość jednostek wojskowych z miasta. Poznaniacy przecierali oczy ze zdumienia, obserwując zaplanowany odwrót. Dalej było jeszcze gorzej. Ewakuowała się administracja miejska, jak i wojewódzka. Porządek w mieście miała zapewnić nieliczna Straż Obywatelska i równie nieliczne oddziały wojskowe. Do czasu, bo piątego września po raz ostatni widziano w Poznaniu żołnierza z orzełkiem w koronie. Wycofujące się oddziały wysadziły mosty na Warcie, a pozostali w mieście urzędnicy poprosili Cyryla Ratajskiego, byłego prezydenta miasta, o objęcie urzędu. Ten natychmiast przystąpił do odtwarzania administracji i powoływał na opuszczone stanowiska nowe osoby. Wśród nich choćby konsula Ziołeckiego, który został starostą poznańskim.

10 września na rogatkach miasta pojawił się niemiecki oddział w sile 15 żołnierzy. Tego samego dnia dwunastu z nich weszło do centrum Poznania. Na wyraźny rozkaz majora Sahera o godzinie 16 na wieży ratusza zawisła hitlerowska flaga. W raporcie, który cytuje Czesław Łuczak, niemiecki oficer napisał: „O godzinie 12 osiągnęliśmy Poznań, a o 12.30 siedzibę władz miejskich. Tym samym wzięliśmy miasto Poznań pod opiekę niemieckiego Wehrmachtu. Kończymy jeden rozdział w niemieckiej historii na wschodzie i rozpoczynamy nowy”.
Jak się później okazało, major Saher dokonał samowoli. Wbrew rozkazom, według których miasto miało być zajęte dopiero 12 września, wszedł ze swoim oddziałem do Poznania. Skończyło się na „reprymendzie”, ale major stał się bohaterem. Właśnie 12 września, zgodnie z niemiecką precyzją odbyła się uroczysta defilada wojskowa przed gmachem nowego ratusza. Jak podkreślali historycy - została ona entuzjastycznie przyjęta przez zamieszkałych w Poznaniu Niemców. Tych ostatnich w 1939 roku było tu zameldowanych około 6 tysięcy.

Wejście Niemców do miasta implikowało kolejne, następujące w szybkim tempie wydarzenia. Cyryl Ratajski, pełniący obowiązki prezydenta Poznania, wydał oświadczenie, w którym zwracał się do mieszkańców o zachowanie spokoju. „Przede wszystkim prosimy ludność, by niepotrzebnie nie gromadziła się na placach i ulicach, lecz przebywała spokojnie w domach, ufna w opiekę Boga i Najświętszej Marii Panny Królowej Polski”.

Generał Max Scheckendorff, komendant miasta, również wydał swój komunikat. Pierwszy raz na murach Poznania ukazało się szesnastopunktowe obwieszczenie, w którym za naruszenie obowiązujących zasad groził kara śmierci. Można było ją zasądzić w trybie natychmiastowym między innymi dla urzędników, którzy odmówili wykonywania swych obowiązków. Rozstrzelanie groziło za posiadanie broni. Za każdy zamach na niemieckiego żołnierza śmierć miało ponieść 10 mieszkańców miasta. Zginąć można było również za nieprzestrzeganie zakazu otwierania okien. Zakazywano zgromadzeń oraz poruszania się po ulicach miasta pojazdami mechanicznymi. I jedne, i drugie w przypadku zauważenia miały być ostrzeliwane. Karane śmiercią miały być każde objawy sabotażu, np. niszczenie urządzeń telekomunikacyjnych czy prowadzenie akcji ulotkowych, wydawanie czasopism itp. itd.
Ciekawostką w owym zarządzeniu z pewnością jest fakt pozostawienia białej broni urzędnikom odpowiedzialnym za prawidłowe funkcjonowanie miasta… Posener Tageblatt, który w początkowym okresie wojny został zamknięty przez polskie władze, znów się ukazał i zachęcał Niemców do spontanicznego wywieszania niemieckich flag na znak radości z powrotu miasta w granice Niemiec.

Jedną z pierwszych ofiar niemieckich porządków był Leszek Kwaczewski, którego za posiadanie broni skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano natychmiast. Represje dopiero miały się zacząć, a okupacja potrwać 64 miesiące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski