Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Chcieli ćwiczyć, mają się... modlić?

Karolina Koziolek, Alicja Lehmann
Byli członkowie nadal spotykają się, by ćwiczyć, lecz już nie w siedzibie stowarzyszenia
Byli członkowie nadal spotykają się, by ćwiczyć, lecz już nie w siedzibie stowarzyszenia Fot. Grzegorz Dembiński
Poznańskie Stowarzyszenie Taoistycznego Tai Chi, które liczyło 200 osób, zostało rozwiązane z dnia na dzień, a jego zarząd wykluczony ze stowarzyszenia. Byli członkowie twierdzą, że do tej pory chodziło tylko o to, aby sobie poćwiczyć. Obecnie są przekonani, że stowarzyszenie przybiera wyznaniowy charakter.

Do lutego w Polsce działało pięć ośrodków. W ostatnim czasie zarząd główny rozwiązał dwa z nich: w Łodzi i Poznaniu.

Całą burzę wywołał nowy statut. Pierwszy jego projekt został przysłany z Kanady, gdzie mieści się główna siedziba działającego w 30 krajach stowarzyszenia. Do projektu wgląd mieli tylko członkowie zarządu głównego. Jednym z nich był Ryszard Jezierski. Zakwestionował m.in. punkt, w którym mowa była o budowaniu świątyń. Ostatecznie zapis ten nie znalazł się w końcowej wersji statutu.

Jezierski przyznaje, że nie podobało mu się nadanie stowarzyszeniu religijnego charakteru.
- Po przeczytaniu projektu stwierdziłem, że nie jest mi już po drodze ze stowarzyszeniem - mówi. - Co z tego, że niektóre rzeczy nie weszły do przyjętego statutu. Stowarzyszenie idzie w jednym kierunku i obawiam się, że to, co jest zapisane, nie pójdzie w parze z praktyką.

Zarzuty te obecny zarząd odrzuca. - To absolutnie nieprawda. Mogą u nas być osoby reprezentujące różne wyznania. Kładziemy nacisk na zdrowie. W kulturze chińskiej, kiedy mówi się zdrowie, ma się na myśli nie tylko to fizyczne, ale także duchowe, dlatego wiele osób mówi, że dobrze się u nas czuje. Przekazujemy po prostu idee, których nauczył nas Pan Moy - mówi Beata Walczak z Warszawy, członkini obecnego zarządu głównego.

Jezierski przyznaje, że już przed tymi zmianami zdarzały się sytuacje budzące wątpliwości. Należało do nich wspólne śpiewanie chińskich pieśni. - Braliśmy w tym udział i traktowaliśmy jako miłe ćwiczenia oddechowe - opowiada. - Dopiero później dowiedzieliśmy się, że w rzeczywistości były to taoistyczne modlitwy.

Ostatecznie Jezierski postanowił zrezygnować z funkcji członka zarządu. Później znalazł się w szesnastce, która została wykluczona. Podobnie jak Hanna Siódmak, która była prezesem poznańskiego oddziału. W stowarzyszeniu działała od pięciu lat. Była w Kanadzie, na szkoleniu w siedzibie głównej. Mówi, że została tam miło przyjęta.

- Ale coś za coś - dodaje. - Szybko zorientowałam się, że próbują mną manipulować. Uczyli mnie na przykład, w jaki konkretny sposób rozmawiać z ludźmi, odpowiadać na pytania dotyczące stowarzyszenia, werbować nowych członków. Nie chciałam być dłużej członkiem takiej organizacji.

Zarząd z Poznania złożył protest przeciwko projektowi statutu. Ustosunkował się również wobec wcześniejszego rozwiązania ośrodka w Łodzi. Rezultatem było rozwiązanie ośrodka w Poznaniu i wykluczenie 16 członków. Wśród nich pięciu miało prawo do głosowania nad nowym statutem. Po ich wykluczeniu statut ostatecznie został zatwierdzony.

Warszawa tłumaczy zamknięcie oddziału nie wywiązywaniem się z wypełniania celów statutowych. - Nie rozumieli idei, która przyszła do nas z Kanady, a którą przekazał nam Pan Moy - mówi Walczak. - To był główny powód, dla którego zarząd podjął decyzję o jego rozwiązaniu. Nadal mogą przychodzić na zajęcia, ale jeśli chcą zgłębiać kulturę chińską w inny sposób, to mogą to robić poza stowarzyszeniem.

Byli członkowie stowarzyszenia z Poznania zarzucają także nowemu statutowi wspieranie finansowe siedziby w Kanadzie.

- Toronto to nasze źródło. To tam przyjechał Pan Moy z Hongkongu. Stamtąd przyjeżdżają do nas nauczyciele, więc to oczywiste, że powinniśmy ich jakoś wesprzeć finansowo. Zawsze działamy zgodnie z prawem - mówi Walczak.

Jeden z zapisów w nowym statucie mówi o "unikaniu zachowania wywołującego konflikty" i szanowaniu zwyczajów stowarzyszenia, które jak mówią wykluczeni członkowie nie są nigdzie spisane.

- Chodzi nam o to, aby w ramach stowarzyszenia realizować tylko naukę przekazaną nam przez Pana Moya. Z drugiej strony, jeśli ktoś tego nie akceptuje, to może odejść ze stowarzyszenia. Nikogo nie trzymamy tu na siłę - mówi Walczak.

Obecnie około 100 członków poznańskiego ośrodka wycofało swoje składki i zrezygnowało z członkostwa. Spotykają się w wynajętych salach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski