Wysokie słupy i przewody z prądem uniemożliwiają, według właścicieli, nie tylko inwestycje na atrakcyjnych gruntach, ale też ich użytkowanie.
- Oczekujemy od Enei, żeby skablowała linię. Według studium zagospodarowania przestrzennego infrastruktura na tym terenie ma być poprowadzona w ziemi. Obecny stan uniemożliwia nam inwestycje - przekonuje Jerzy Pawlak, prezes firmy Prima, której działka leży przy skrzyżowaniu Baraniaka z Inflancką.
Niedawno linię energetyczną położoną wzdłuż południowego brzegu Malty kontrolowali przedstawiciele Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego dla miasta Poznania. Sprawdzali czy faktyczny przebieg linii pokrywa się z tym zaznaczonym na mapie.
Pod uwagę brano też opinie właścicieli terenów nad, którymi przebiegają kable. Do protokołu wpisano między innymi sprawę przebić prądu. Według jednego z właścicieli na działce rażony prądem zginął jego pies, który po deszczu dotknął mokrego drzewa.
CZYTAJ TEŻ:
WIELKOPOLSKA: ENERGETYCY NIE BĘDĄ WYŁĄCZAĆ PRĄDU
ENEA I PGNIG ZARABIAJĄ NA NASZYCH NADPŁATACH?
- Linia powstała bez pozwolenia na budowę, zatem stanowi samowolę budowlaną. Od czasu jej wybudowania w 1994 roku nastąpiła dewastacja nieruchomości usytuowanych pod linią - uważa Roman Wojtkowiak, radca prawny reprezentujący w sporze z Eneą Operator część właścicieli nieruchomości.
- Ze względu na negatywne oddziaływanie linii nieruchomości zostały opuszczone. Doprowadziło to do tego, że cały ten obszar jest praktycznie wyłączony z użytkowania - dodaje.
Przed sądem toczy się też szereg spraw, w których właściciele gruntów żądają odszkodowań i wynagrodzeń za bezumowne korzystanie z gruntów.
Co na to Enea Operator, do której należy sieć energetyczna? - Należy podkreślić, że jest to linia wchodząca w skład jednego z najistotniejszych elementów zasilania miasta Poznania. Podnoszona kwestia braku pozwolenia na budowę linii, nie podważa legalności jej wybudowania - czytamy w komunikacie Enei Operator.
Stanowisko to opiera się m.in. na przepisach z lat siedemdziesiątych, kiedy po raz pierwszy poprowadzono na tym terenie linię energetyczną. Wówczas inwestor nie musiał archiwizować dokumentacji budowy, a organy wydające pozwolenie musiały je przechowywać tylko przez pięć lat. Właściciele działek przypominają jednak, że linia była przebudowana już po upadku PRL.
- Jest raczej mało prawdopodobne, żeby tak poważna inwestycja była budowana bez pozwolenia. Musimy to dokładnie wyjaśnić. Mogło ono po prostu zaginąć - wyjaśnia Adam Krejner z PINB.
Również Enea Operator zwraca uwagę, że pozwolenie mogło zaginąć. Wyjaśnianie sprawy może potrwać nawet kilka miesięcy. Jeśli dokument się nie znajdzie to możliwa będzie legalizacja linii.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?