Były major SB, negatywnie zweryfikowany w 1990 roku Stanisław N. mylił nazwy wydziałów i swój stopień służbowy. Twierdził, że nie pamięta, że drugi świadek, Tadeusz R. był jego szefem. Obaj twierdzili, że nie pamiętają, czego dotyczyły sprawy o kryptonimach "Bornholm" i "Redaktor", do których (według zachowanych akt) planowano zwerbować "M.L". - Były tego setki - tłumaczył N.
Obaj ex-oficerowie zgodnie też zapewniali, że dotąd nie zetknęli się z Marcinem Libickim i nie kojarzą go ze swoją pracą w SB. - Ja znam tego pana tylko z telewizji i z cmentarza, gdzie zbierał pieniądze - stwierdził N. Tadeusz R. mówił, że gdy dostał wezwanie do sądu nie wiedział nawet, kto to jest Marcin Libicki. - Dopiero syn mi podpowiedział - wyjaśnił R.
Funkcjonariusz odszedł ze SB w 1975 roku z powodów zdrowotnych. Mówił, że cierpi na zaniki pamięci, ale o ile tylko pytania nie dotyczyły konkretnych osób, mówił ze szczegółami o zasadach pracy kontrwywiadu SB.
Jego wyjaśnienia pośrednio tłumaczą zachowane zapisy, że w latach 60. Marcin Libicki był wykorzystywany operacyjnie Według niego kontaktami obywatelskimi były osoby, które pełniły stanowiska kierownicze i były zobowiązane do rozmawiania z SB (Libicki takiego stanowiska w latach 60. nie pełnił).
Kontakt operacyjny to była osoba, która miała dotarcie do wrogich ośrodków zagranicznych (przyszły poseł miał rodzinę związaną z Radiem Wolna Europa). Kontakt operacyjny nie musiał składać zobowiązania do współpracy i nie wiedział, że jest rejestrowany (polityk o tym zapewnia). - Ale wiedział z kim rozmawia, bo się legitymowaliśmy - powiedział Tadeusz R. Przyznał też, że zapisując inicjały kontaktów robiono to wymiennie (w aktach są zapisy "L.M." i "M.L.") Przed wyjściem z sali R. przeprosił polityka za to, że z powodu jego notatek znalazł się on w sądzie.
Po zakończeniu postępowania dowodowego głos zabrała prokurator Anna Kraśnicka-Wilczyńska, kierująca Biurem Lustracyjnym w Poznaniu. Przez kilkanaście minut przytaczała szereg zachowanych dokumentów z lat 60. i 80., które mówiły o tym, że kontrwywiad i wywiad SB traktowały Marcina Libickiego jako źródło informacji.
Przywoływane w raportach, sprawozdaniach i notatkach akta zostały jednak zniszczone. Ich brakiem prokurator uzasadniła swój wniosek, by uznać, że Marcin Libicki złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Sam polityk nie zadawał pytań świadkom ani nie skorzystał z przysługującego mu prawa zabrania głosu.
Werdykt sądu zostanie ogłoszony w poniedziałek. Niemal na pewno będzie on dla Marcina Libickiego korzystny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?