"Dwunastu gniewnych ludzi"
Teatr Nowy (ul. Dąbrowskiego 5)
premiera: piątek, godzina 19
bilety: 35 - 55 zł
Chciałbym, żeby dziewczyna, która wybrała się ze swoim chłopakiem na przedstawienie zrobiła mu awanturę - mówi Radosław Rychcik, reżyser "Dwunastu gniewnych ludzi", przedstawienia, którego premiera odbędzie się 2 marca w Teatrze Nowym.
Teatr stanie się miejscem obrad ławy przysięgłych. Jej obrady to pewnego rodzaju spektakl, rozgrywany z podziałem na role, a wybrany do tego gremium zwykły człowiek może decydować o losie oskarżonego. Winny i niewinny stają się łatkami przyklejanymi na przemian. Jest w tym uniwersalna i nieśmiertelna potrzeba szukania kozła ofiarnego, który pomoże nam odpokutować nasze winy.
"Dwunastu gniewnych ludzi" jest adaptacją filmu Sidneya Lu-meta z 1957 roku. Według twórców powodem sięgnięcia po ten już wielokrotnie eksploatowany scenariusz, była niemożność pogodzenia się z amerykańską wizją demokratycznego państwa i prawda, która zwycięża w filmie. Oglądając dzisiaj ten kultowy film nie jesteśmy skłonni wierzyć w taki obraz. Nowe spojrzenie na niezmieniony scenariusz ma zasiać niepokój i wątpliwość w istnienie sprawiedliwości.
Zadaniem Radosława Rychcika było znalezienie formy teatralnej, odpowiedniej do filmowego pierwowzoru. W przedstawieniu będziemy przypatrywali się zatem obradom ławy przysięgłych, którzy nie znajdują się już w żadnej konkretnej zamkniętej przestrzeni jak w filmie Lumeta.
- Scena rodzajowa odgrywana w pomieszczeniach dobrze znanych z tego i innych filmów w teatrze nie zaintryguje. Bardzo istotna jest umowność, brak dosłowności w realizacji "Dwunastu gniewnych ludzi". Aktorzy będą występować w przestrzeni wieloznacznej, bez określonego czasu, bez dbania o realizm sytuacji, co daje duże pole do niekontrolowanych, niczym nie ograniczonych zachowań postaci - mówi Anna-Maria Karczmarska, autorka scenografii i kostiumów.
Na brzegu sceny, tuż przy widowni, umieszczony będzie rząd mikrofonów czekających na oratorskie popisy przysięgłych. Będą ubrani w smokingi, białe koszule i muszki, gotowi do przedstawienia swoich słabości, obsesji i ambicji. Czy zwyciężą osobiste i najwygodniejsze dla nich racje, czy też znajdzie się choć jeden sprawiedliwy - jak filmowy przysięgły numer 8?
"Zapis automatyczny"
Teatr Ósmego Dnia (ul. Ratajczaka 44)
piątek - niedziela, godzina 19
bilety: 20 - 25 zł
Zamiast zaśpiewać piosenkę inżyniera Karwowskiego (tak, tak naczelny Porywacz Ciał to rocznik 1972) Maciej Adamczyk cofa się o sześć lat, wracając do formy monodramu. Kto pamięta i docenia jego spektakl "Very", ten z pewnością nie ominie "Zapisu automatycznego", który od dziś do niedzieli obejrzeć można w Teatrze Ósmego Dnia.
Twórca udostępnił mediom jedynie fragment sztuki, zaczynający się od słów "Wszystko jest kwestią pragnień. Trzeba tylko wiedzieć czego się chce i na co ma się Wpływ. Człowiek jest tym, czego może dokonać lub tym, czego nie może dokonać".
Potem następuje litania możliwości - i to dość abstrakcyjnych, jak piosenka, którą przecież może napisać dla nas Dolly Parton, tudzież supersamochód lat 80., czekający z pełnym bakiem na wyprawę w nieznane. Być może kluczem do zrozumienia tych deklaracji jest tytuł: zapis automatyczny to standardowa opcja w grach komputerowych, umożliwiająca - w razie niepowodzenia - na rozpoczęcie rozgrywki od ostatniego pomyślnie zakończonego etapu.
W praktyce, daje to możliwość popełnienia bez konsekwencji wszelkich błędów po drodze. Czy tym właśnie chce nas skusić Maciej Adamczyk?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?