Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Ryszard Żukowski zeznawał w sprawie drogi

TR
Sąsiedzi Ryszarda Żukowskiego, dyrektora POSiR, wciąż nie mogą się doczekać, kiedy udostępni im przejazd przez swoją posesję. O tym, że ma tak zrobić zdecydował sąd. Urzędnik tłumaczy jednak: to niemożliwe. W czwartek odbyła się kolejna już odsłona procesu o ustanowienie drogi koniecznej, która jego zdaniem, nie jest konieczna.

O perypetiach czterech rodzin z osiedla Lubczykowa Góra, mieszkających po sąsiedzku z urzędnikiem i jego żoną, sędzią poznańskiego sądu, pisaliśmy dwa miesiące temu. Ponad osiem lat temu Ryszard Żukowski złożył przed notariuszem oświadczenie, że po nabyciu działki, na której chciał zbudować dom, udostępni sąsiadom za odpłatnością część swojej posesji na drogę. Chodzi o kilkumetrowy pas, dzięki któremu mieliby bezpośredni dojazd do drogi osiedlowej.

Ani pomysł z domem, ani z drogą w tym miejscu, nie był niczym nowym. Deweloper, który zbudował osiedle, chciał postawić na tej działce jeszcze jeden dom. W wydanych mu przez miasto warunkach zabudowy było jednak zastrzeżenie, żeby na części działki zbudować drogę dla sąsiadów. Deweloper z budowy jednak zrezygnował. Wtedy pojawił się Ryszard Żukowski.

- Chciałem ułożyć z sąsiadami dobre relacje, dlatego zgodziłem się na udostępnienie im części swojej posesji - tłumaczył w sądzie Ryszard Żukowski. - Miało to być jednak tylko symboliczne ustępstwo. Nie było moją intencją ustanowienie tam służebności drogi koniecznej. Wiedziałem, że taka droga do tych nieruchomości nie jest potrzebna.

Rodziny Wawrzyniaków, Rutkowskich, Ćwiklińskich i Nosków, były jednak innego zdania. Dlatego dopominali się o ustanowienie jej. Najpierw pukając do drzwi sąsiadów, a potem w sądzie. Ryszard Żukowski nie pamiętał jednak wizyt sąsiadów albo przypominał je sobie z wyraźnym trudem. Nie przypominał sobie również nieodebranych przekazów za "służebność drogową", które mu wysyłali.

Pamięta za to dokładnie, kiedy zerwał dżentelmeńską umowę.
- To było po tym, jak sąsiedzi dołączyli do procesu wytoczonego przez panią Wawrzyniak, kiedy zdecydowali, że nie ma rozstrzygnąć o tym umowa między nami, ale przepisy prawa- wyjaśnił.

To wtedy ustawił znak "zakaz wjazdu", który, jak zeznał, i tak jest łamany przez sąsiadów. Tak jak wcześniej miała zostać złamana zasada korzystania z pasa przez Teresę Wawrzyniak, która miała założyć na nim ogródek. Problem drogi postanowił rozwiązać sam, odgradzając się płotem od sąsiadów.

Musiał przerwać jego budowę, kiedy uprawomocniło się orzeczenie sądu nakazujące do czasu zakończenia postępowania udostępnić teren na drogę. I chociaż minęły już cztery lata, sąsiedzi wciąż nie mogą wyegzekwować decyzji sądu. Ryszard Żukowski i jego żona twierdzą, że jest to niemożliwe, bo pas na całej długości i tak byłby nieprzejezdny.

- Lampa uliczna, mur, skarpa, hydrant, wystająca studzienka kanalizacyjna, druga studzienka, znowu skarpa, piaskownica, huśtawka, znowu pochyłość terenu, bujna roślinność, murek i schody należące do miasta - wylicza przeszkody Ryszard Żukowski.

Podkreślają również, że na ustanowieniu drogi koniecznej na części ich posesji cała nieruchomość straciłaby 380 tys. złotych na swojej wartości. A ile było warte tamte oświadczenie u notariusza i ile warty jest dojazd do drogi osiedlowej dla czterech rodzin? To oceni już sąd. W poniedziałek wybiera się na Lubczykową Górę na wizję lokalną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski