MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Proces zabójców: Zabił bratanek, wuj, czy obaj?

Barbara Sadłowska
We wtorek rozpoczął się proces mieszkańców Gniezna: wuja i jego bratanka, oskarżonych o śmiertelne pobicie starszego mężczyzny. W toku postępowania przyznawał się to jeden, to drugi. Prokurator oskarżył obu mężczyzn.

17 marca lokatorzy jednej z kamienic przy ul. Cierpięgi wezwali pogotowie do samotnie mieszkającego sąsiada. Ciężko pobity Andrzej B. już nie żył. Policja zatrzymała wówczas 17-letniego Mateusza S.

AKTUALNOŚCI Z WIELKOPOLSKI

Chłopak znał pokrzywdzonego jako kolegę od kieliszka nieżyjącego już dziadka Stanisława S. Jak wyjaśnił, poszedł 15 marca do Andrzeja B., znanego jako "Kołek", z trzema winami.

- Coś głupiego powiedział, co mnie zdenerwowało. Popchnąłem go i spadł ze schodów. Potem weszliśmy do mieszkania, ale znowu mnie obraził i mnie poniosło. Uderzyłem go dwa razy i kilka razy kopnąłem w twarz - powiedział Mateusz, który wtedy twierdził, że był tam sam.

Zatrzymany następnego dnia 41-letni wujek Mateusza, Robert S. opowiedział zupełnie inną historię. Przyznał się do pobicia Andrzeja B. - To było za mojego ojca. Jak odbierał emeryturę miał dużo kolegów - "Kołek" go wykorzystywał. Kiedy pieniądze się kończyły, odwracał się od niego - powiedział po zatrzymaniu. Przyznał, że towarzyszył mu bratanek, ale nie wie, czy on też bił.

Niedługo trwało, by Mateusz szybko wszystko odwołał, tłumacząc, że chciał chronić wuja, który latem 2010 roku wyszedł z więzienia - Robert został skazany na 8,5 roku za pobicie i rozbój.

W pierwszym dniu procesu przed poznańskim Sądem Okręgowym Mateusz potwierdził, że to nie on bił i kopał pokrzywdzonego. - Wtedy przyznałem się, że go uderzyłem, żeby chronić wuja przed długoletnim więzieniem, a było tak, jak wuja mówił dzisiaj, że mój udział był żaden. Przed wyjściem sprawdziłem B. tylko puls i on żył - powiedział Mateusz.

Jego wuj natomiast rozwinął koncepcję winnego śmierci ojca. - Miał od lekarza zakaz picia alkoholu, każde wzięcie kieliszka do ust groziło mu śmiercią, a B. namawiał go do picia i go upijał, kiedy ja byłem w zakładzie karnym. Początkowo miałem do niego żal, ale za bardzo przypominał mi ojca z wyglądu. Nie raz mu potem pomagałem. Kiedy wtedy byliśmy u niego z bratankiem Mateuszem, zapytałem go, jak się czuje z tym, że mój ojciec nie żyje? Zamiast odpowiedzieć, zaśmiał mi się w twarz i wtedy uderzyłem go pięścią w twarz - powiedział podczas wtorkowej rozprawy Robert S., jeszcze bardziej minimalizując rolę bratanka, który przestraszył się tak bardzo, że odwrócił się do ściany, bo wolał niczego nie widzieć.

Prokurator uważa, że obaj są winni śmiertelnego pobicia, którego skutkiem były złamania kości głowy i żeber pokrzywdzonego. Bezpośrednią przyczyną śmierci Andrzeja B. był silny cios w krtań. Natomiast sędzia Magdalena Grzybek zapytała Roberta S., czemu miał służyć więzienny gryps do Mateusza.
- Napisałem mu, żeby mówił prawdę, jak było, bo on nie był karany i nie wiedział jak - stwierdził wuja.

Jeżeli na kolejną rozprawę stawią się świadkowie i biegli, proces może się zakończyć.

Najnowsze informacje z Wielkopolski wprost na Twoją skrzynkę - zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski