Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Refreniki zręcznie napisane

Marek Zaradniak
fot. PAWEL RELIKOWSKI / POLSKAPRESSE
Z Jerzym Połomskim, o polskiej piosence i artystycznej długowieczności, rozmawia Marek Zaradniak

Rok temu przeszedł Pan operację oka. Jak Pan się dziś czuje?

Wtedy miałem operację jednego oka, niedawno "zrobili" mi drugie. Mam nadzieję, że dojdę do formy.

Swego czasu nagrał Pan nową wersję swojej piosenki "Bo z dziewczynami" z zespołem Big Cyc. Są kolejne takie propozycje?

Nie, i za nimi nie tęsknię. To był po prostu przypadek. W moim repertuarze było dużo piosenek z dziewczynami w tytule jak "Dziewczyny takie są", "Bo z dziewczynami", "Jak to dziewczyna"... Muzycy zespołu Big Cyc, dzwoniąc do mnie mówili o zupełnie innym tytule "Jak to dziewczyna". Okazało się, że się pomylili i chodziło o "Bo z dziewczynami". Nie kontynuuję tego rodzaju współpracy, gdyż uważam, że każde pokolenie ma swoich idoli. Nie chcę się wkradać w łaski młodzieży, która myśli sobie - chce nas kupić. Dlatego zaraz poprosiłem Jacka Cygana, aby napisał piosenkę "Czas nas zmienia" i takie piosenki mnie teraz interesują. Refreniki zręcznie napisane owszem też, ale trzeba pilnować pewnego poziomu tekstów. A dziś bardzo często młodzież sama sobie wszystko tworzy. Sama pisze teksty, sama komponuje i aranżuje. Owszem jest dużo utalentowanej młodzieży, ale jeśli ktoś trzykrotnie powtarza jakiś nielogiczny dwuwiersz, bo taka jest teraz moda to nie dla mnie.

"Czas nas zmienia" to jedyna nowa piosenka w Pana repertuarze od 20 lat. Dlaczego tak długo nie było żadnych nowych Pańskich piosenek?

Bo jestem trochę znudzony śpiewaniem, ale jak już widzę publiczność wpatrzoną we mnie, tak jak w poznańskim klubie "Korona", to daję z siebie wszystko. Należę do pokolenia, które nie jest rozchwytywane. Teraz wszyscy na wszystkim chcą robić pieniądze. Najbardziej ludzi interesują nowe głosy, nowe twarze i skandaliczne szczegóły życiorysu. Ja jestem osłuchany i opatrzony. Nie prowadzę skandalicznego trybu życia, dlatego nie jestem łakomym kąskiem dla mediów. Mam 76 lat i uważam, że trzeba zachowywać się stosownie do wieku. Nagrałbym ambitne piosenki, gdybym sam sobie napisał tekst i muzykę, a najlepiej gdybym jeszcze umiał aranżować. Ale ja nie ukończyłem szkoły muzycznej, ale Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza. Równolegle zdawałem do szkoły muzycznej, ale nie przyjęli mnie. W szkole teatralnej chcieli ze mnie zrobić aktora.

Ale nim Pan nie został.

Profesor Ludwik Sempoliński powiedział mi - Jurek w piosence masz szansę być kimś. Jak masz być średnim aktorem to daj sobie spokój.

Mało kto jest w stanie się sam do tego przyznać.

Każdy powinien mieć w sobie rozwiniętą samokrytykę. Jeżeli nie ma instynktu samozachowawczego i źle gra, a do tego źle śpiewa, to sprawa jest groźna. Ja nie wychodzę do publiczności, by śpiewać karaoke, bo to nie ma nic wspólnego z piosenkarstwem.

A karaoke dominuje?

Mimo wszystko uważam, że z polską piosenką nie jest źle. Niektórzy ładnie śpiewają poezję. Niestety ci, którzy nie dysponują głosem i nie bardzo chwytają szeroki oddech, a chcieliby chwycić mówią, że są ambitni. Ale śpiewają tak, że ja wolę sięgnąć po książkę i sobie poczytać poezję. Sztuka musi być wieloznaczna i wywoływać wrażenie. Jeżeli człowiek czuje, że ciarki mu chodzą to obojętnie co artysta zrobił, gdy wyszedł, ale coś ludziom przekazał. Wszystko trzeba czynić z pasją i to jest najważniejsze. W piosence rytmicznej, zabawowej łatwiej jest zaistnieć, ale jest też piosenka trochę ambitniejsza. Ja jestem tak pośrodku.

To znaczy?

Nie drążę poezji, ale to dlatego, że nie trafiłem na odpowiednich kompozytorów, bo aby piosenka zaistniała muszą być dobry aranżer, dobry kompozytor i dobry autor tekstu. Demarczyk nie osiągnęłaby tego, co osiągnęła, gdyby nie miała Zygmunta Koniecznego i Andrzeja Zaryckiego i nie sięgnęła po Tuwima. Owszem, jeśli tekst dotyczy wydarzeń z naszej rzeczywistości ludzie klaszczą, ale pod względem warsztatowym jest miernej jakości. Niestety, wielu amatorów chwyta się tego rodzaju śpiewania, bo wiedzą, że najczęściej ich nikt nie skrytykuje. Młodzież bierze na przykład piosenki z Powstania: ryczy, szarpie struny i nic do ludzi nie dociera, bo to wszystko gigantofonia.

A jaka dziś jest polska muzyka pop?

Różnoraka. Nie należy wydziwiać ani narzekać, po prostu będzie strasznie duży odsiew. Zostaną dwa, trzy nazwiska - Niemen, Grechuta... O żyjących nie chcę mówić.

Mieszkał Pan kilka lat w Stanach Zjednoczonych. Czy Polacy mają szansę na zaistnienie w świecie?

Na razie jedynym wyjątkiem jest Basia Trzetrzelewska.
Rzeczywiście. Bo Ula Dudziak już wyśpiewała wszystko, więc schroniła się tutaj. To samo Michał Urbaniak. W stanie wojennym byłem w Waszyngtonie w dzielnicy Georgetown, gdzie Urbaniak bardzo pięknie grał. A teraz jakieś dysonanse. Wszystko się miesza, aby urozmaicić przekaz. Trzetrzelewska swoje zrobiła. Pamiętam, że na Radio City Hall miała neony. Violetta Villas też mogła zaistnieć, bo w Las Vegas miała neony na siedem pięter, ale - jak powiedziała Irena Kwiatkowska - Bozia nie dała jej rozumu. Nie miała opieki i nie potrafiła się zachować. Może była po prostu uczciwa?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski