Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd: Porywacze czekając na milionowy okup więzili nastolatka w podziemnej celi

Barbara Sadłowska
Porwali i uwięzili 19-letniego syna biznesmena. Teraz składają wyjaśnienia przed poznańskim Sądem Okręgowym
Porwali i uwięzili 19-letniego syna biznesmena. Teraz składają wyjaśnienia przed poznańskim Sądem Okręgowym Fot. Waldemar Wylegalski
W maju ubiegłego roku porwali i uwięzili 19-letniego syna biznesmena. Teraz składają wyjaśnienia przed poznańskim Sądem Okręgowym. Trzech z pięciu oskarżonych przyznaje się do winy.

Z ich relacji można się dowiedzieć, jak dzięki krótkofalówkom kontrolowali sytuację. Hasło: "niebieski" oznaczało policję. "Zielony" - realizację celu i bezpieczeństwo. Żółty kolor przydzielili rodzicom porwanego nastolatka. Mieli wywiesić coś żółtego na płocie, informując porywaczy o zebraniu żądanego miliona złotych.

Szefem pięcioosobowej grupy był 45-letni Michał K., właściciel warsztatu samochodowego w gminie Duszniki. Według prokuratury, organizując porwanie nastolatka korzystał z pomocy czterech osób: swojego pracownika, 43-letniego Jacka N. i jego znajomego, 26-letniego Huberta N. oraz dwóch dziewiętnastolatków: swojego syna Patryka K. i Piotra L. Ich proces formalnie rozpoczął się 8 stycznia. Prokurator zarzucił im, że w okresie od września 2011 do 21 maja 2012 maja tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą, której celem było porywanie zakładników i wymuszanie okupu. Przy czym Piotr L. był jej członkiem tylko do marca, a Hubert dołączył w maju.

W tym celu wybudowali ukryty podziemny bunkier w Sękowie (gmina Duszniki Wlkp) i przerobili samochód na potrzeby transportu porwanych. Ale w styczniu wszyscy oskarżeni zgodnie oświadczyli, że nie mieli możliwości zapoznania się z aktami, co narusza ich prawa do obrony. Sąd dał im dwa miesiące na lekturę. W czwartek okazało się, że to także był czas na pewne przemyślenia. Tego dnia składali wyjaśnienia najmłodsi oskarżeni, którzy nie przyznali się do winy. Patryk kopał, bo tata kazał. Piotr pomagał Michałowi K. założyć prąd w bunkrze i przy przeróbce samochodu. W żadnym porwaniu czy więzieniu kogokolwiek udziału nie brali.

W piątek ich wersje konsekwentnie powtarzali starsi oskarżeni. - Tylko my trzej byliśmy wtajemniczeni: Michał, Hubert i ja - oświadczył Jacek N. W jego relacji wyglądało to tak: szef budując kanał samochodowy, postanowił wybudować pod ziemią dodatkowe pomieszczenia - na narzędzia i części samochodowe. - Jak my wykopali te pomieszczenia, tośmy je wymurowali cegłami i wygłuszyli... - Te narzędzia potrzebowały wygłuszenia? - zdziwił się sąd. - Ja wiedziałem, że mają służyć do czegoś innego. Powiedział mi Michał K. na osobności i żebym nic chłopakom, to znaczy Patrykowi i Piotrowi nie mówił - wyjaśnił Jacek N. - Później Michał mi powiedział, że ma jednego na oku - jego rodzice mogą mieć pieniądze.

Traf chciał, że obiektem zainteresowania Michała K. był kolega syna ze szkoły... - Nie wiem, jak doszło do porwania, bo mnie przy tym nie było - zaznaczył Jacek K. , twierdząc, że jego rolą miało być tylko odebranie okupu. - Jak przyjechali, Michał wyciągnął tego chłopaka z samochodu i wprowadził do tego pomieszczenia,gdzie było wygłoszone, krata zakluczona, taki tapczan, zlew i wychodek.

Michał K. precyzyjnie poinstruował Jacka i Huberta, jak mają odebrać okup. Wcześniej pościnali drzewa, żeby uniemożliwić dojazd do miejsca przekazania pieniędzy. Umocowali worek, w który rodzice porwanego mieli je włożyć. Michał K. kazał im włożyć pieniądze w torebki po czipsach i schować w lesie. - Żeby się nie przebił jakiś nadajnik - wytłumaczył Jacek N. - Kupili my czipsy, zjedli, a torebki zostawiliśmy na pieniądze.

Jacek i Hubert ukryli wypełnione prawie milionem złotych opakowania w lesie, pod drzewami oznaczonymi elementami odblaskowymi. Potem przyszedł czas na relaks. Jacek N. miał za co wypić, bo Michał K. dał mu na wódkę. - Mieliśmy się podzielić po wszystkim - powiedział Jacek N. - I wtedy film mi się urwał, usłyszałem łomot do drzwi, a za nimi policjanta w masce, który rzucił mnie na glebę i skuł od tyłu...

Michał K. też zadał temu oskarżonemu kilka pytań. O syna Patryka, który według Jacka N. mało im pomagał, bo cały czas siedział u babci przy kawie i obiadkach. O kondycję uwięzionego "Janka"(tak zdrobniale mówili o nim), którego oskarżeni mogli obserwować na monitorach. - Bardzo mnie dziwiło jego zachowanie. Inny porwany byłby zestresowany, a "Janek" cały czas na luzie, śmiał się i rozmawiał z nami, jakby nie przejmował się tym, że jest porwany - dziwił się Jacek N.

- Czy prokurator coś ci obiecał, jak obciążysz Patryka? - pytał Michał K. - Lżejszą karę - odparł Jacek N. - Jaką? - zainteresował się prokurator. - No trzy, cztery lata...
W podobnym tonie wypowiadał się kolejny oskarżony, Hubert N. Jego zdaniem, traktowali Patryka jak taksówkę. Przywoził i odwoził, o niczym nie wiedział. O sobie powiedział tyle, że zgodził się na udział w porwaniu jako kierowca. - Zapytałem Michała K. za ile? Za 10 tysięcy. To uśmiechnąłem się , że za 10 tysięcy nie będę ryzykował więzienia. Za 50 - mogę.

Nie wiadomo, dlaczego oskarżeni nie uwolnili nastolatka po otrzymaniu okupu. Uczynili to antyterroryści, którzy w nocy weszli do bunkra. Na marginesie: jego pierwszym lokatorem był sam Michał K. w czasie, gdy ukrywał się przed policją.

Nie zdążył dzisiaj złożyć wyjaśnień. Uczyni to na następnej rozprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski