Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stefan Mroczkowski telewizyjną rozrywkę zna od A do Z

Marek Zaradniak
Stefan Mroczkowski jest już w jesieni życia, ale uważa, że jesień była dla niego zawsze dobrym czasem, bo wtedy zawsze wiele się w jego życiu działo
Stefan Mroczkowski jest już w jesieni życia, ale uważa, że jesień była dla niego zawsze dobrym czasem, bo wtedy zawsze wiele się w jego życiu działo Waldemar Wylegalski
Programy rozrywkowe wyreżyserowane przez Stefana Mroczkowskiego oglądali widzowie nie tylko w całej Polsce. W niedzielę nestor Telewizji Poznań skończy 85 lat.

Sylwetka
Jego polonista w Liceum Ogólnokształcącym w Środzie chciał zrobić z niego aktora, ale Aleksander Zelwerowicz po 5 minutach prezentacji średzkiego kandydata wyrzucił go z sali egzaminacyjnej. Okazało się potem, że Stefan Mroczkowski miał zły zgryz. Wtedy niedoszły aktor postanowił studiować prehistorię. Ale i tu nie wytrzymał długo - tylko jeden semestr. Ostatecznie wybrał polonistykę. Mniej więcej wtedy, gdy umarł Józef Stalin (marzec 1953 r.) z kolegą z roku stworzyli Wydział Satyry Uniwersytetu Poznańskiego Żółtodziób. Był tam dziekanem humoris causa, a Ryszard Podlewski prorektorem do spraw literackich. Jako zespół Artosu (ówczesny odpowiednik Estrady - red.) jeździli po Wielkopolsce. W 1955 roku na festiwalu teatrzyków studenckich w Warszawie zajęli trzecie miejsce. Lepsze od nich okazały się jedynie legendarne później STS (Studencki Teatr Satyryków) i gdański Bim-Bom. Wkrótce potem Stefan Mroczkowski i Ryszard Podlewski otrzymali nakaz pracy w Rozgłośni Kieleckiej Polskiego Radia. Mroczkowskiemu udało się wrócić do Poznania po dwóch latach, gdy powstawał tutaj ośrodek Telewizji Polskiej, który wystartował 1 maja 1957. Podlewski pozostał w Kielcach wiele lat dłużej. A sam Stefan Mroczkowski wspomina, że podpisał umowę o pracę w... Dziale Telewizyjnym Rozgłośni Poznańskiej Polskiego Radia. W sumie w telewizji poznaniak przepracował 40 lat. 10 z nich (1977-87) jako zastępca redaktora naczelnego do spraw artystycznych Telewizji Poznań.

Debiut telewizyjny
W 1960 roku przyjechał do Poznania twórca kabaretów Owca i Koń Jerzy Dobrowolski, który otrzymał wówczas nominację na naczelnego redaktora redakcji rozrywki Telewizji Polskiej. Jeździł po ośrodkach terenowych i namawiał do udziału w programie ogólnopolskim. Mroczkowski spotkał się z nim w mieszczącej się przy ulicy Głogowskiej kawiarni "Pół czarnej". Pełniła ona wówczas rolę podstudia.

W gmachu Telewizji przy Strusia 10 redaktorzy siedzieli w jednym pokoju, przez który przechodziło się do biblioteki. Dlatego z gośćmi umawiali się w "Pół czarnej". Pierwszym programem, jaki został pokazany na antenie ogólnopolskiej, a powstał w Poznaniu, był w 1961 roku "Od lektyki do aeroplanu".

- Razem chyba z Adamem Kochanowskim byłem autorem scenariusza do tego programu - wspomina niedzielny jubilat. - Napisałem też piosenkę "O braciach Wright, którzy byli All Right". Był to zarazem ogólnopolski debiut telewizyjny w roli scenografa Stanisława Mrowińskiego. W koszu balonu siedzieli Kazimiera Nogajówna i Marian Pogasz.

Najpopularniejszym programem zrealizowanym przez Stefana Mroczkowskiego był "Alfabet rozrywki". Jego emisja rozpoczęła się w 1970 roku i trwała do 1974. Na początku realizowany był częściowo na żywo, a częściowo na taśmie filmowej. Od litery l już wyłącznie na taśmie filmowej. Gdy cykl się skończył, przygotowywano różne programy tematyczne, wymyślane przez montażystkę Annę Kozieję. Dzięki temu były pokazywane na antenie ogólnopolskiej jeszcze przez cztery lata.
Samolot czeka na Villas
Stefan Mroczkowski przyznaje, że wyróżnia te, które miały jakiś motyw. Pierwszym takim programem był "E jak Effel". Obrazki taneczne inspirowane były wówczas rysunkami tego popularnego francuskiego rysownika, autora m.in. "Stworzenia świata". Mroczkowski napisał wówczas libretto baletowe, które miało swoją premierę w Operze Śląskiej w Bytomiu w choreografii Henryka Konwińskiego.

- Trzeba pamiętać, że Andrzej Strzelecki, operator, Anna Kozieja, montażystka, Henryk Konwiński, choreograf i scenografka i autorka kostiumów Basia Wolniewicz pracowali ze mną przez cały "Alfabet" - wspomina Stefan Mroczkowski, dodając, że w "K jak kasjerzy" Mirosława Kowalak w znanej piosence wygrzewała się na sianie z dużym dekoltem, co w tamtych czasach było czymś niezwykłym. Ale w pamięci Stefana Mroczkowskiego pozostał też program "M jak miłość" oparty na parodii "Trędowatej", powieści "Na ustach grzechu" Magdaleny Samozwaniec. Główną narratorką była Sława Kwaśniewska, a poszczególne sceny były inscenizowane. W roli hrabiego wystąpił Tadeusz Wojtych, a jego żonę zagrała Bożena Grabowska.

W "L jak limeryk i łuk triumfalny" scenografią i wielofunkcyjnym łukiem triumfalnym było po prostu biurko. W "N jak noc" znalazły się refreny piosenek zawierające wyraz "noc". W "O jak opera", gdzie wszystko odbywało się na zasadzie pastiszu, szefem orkiestry był znany poznański jazzman Jerzy Grzewiński, a Marię Callas parodiowała Sława Kwaśniewska. Pretekstem do realizacji programu "P jak Peynet" stała się popularna jego książeczka "Emille i Denice".

- Basia Wolniewicz zrobiła takie kostiumy, że tancerki nie różniły się od bohaterek narysowanych przez Peyneta - wspomina Stefan Mroczkowski.

W programie "R jak rynek" pojawił się po raz pierwszy Marian Pogasz z monologiem Stanisława Strugarka.

- Nagrywaliśmy ten odcinek na poznańskim rynku Jeżyckim. Pogasz wcielił się w postać sprzedawcy immutatora do ostrzenia brzytew. Robił to tak genialnie, że ludzie ustawili się w kolejce, aby od niego kupować - śmieje się Stefan Mroczkowski.
Widowiskiem, które najbardziej utkwiło w jego pamięci było "W jak Western". Ballady kowbojskie śpiewali poznańscy aktorzy, ale gwiazdą programu była wtedy powracająca z USA Violetta Villas. - Nagrywanie jej piosenki w saloonie kowbojskim trwało cały dzień. Wieczorem zaprosiłem ją na kolację do "Adrii". Trwał dancing, ale po jej wejściu skończył się. Wszystkie krzesła były zwrócone na Violettę - wspomina Stefan Mroczkowski. --Ustawiła się nawet kolejka po autografy, ale ona nikomu go nie dała. Zwierzała się mi wtedy ze swojego patriotyzmu, który w Stanach Zjednoczonych pozwolił jej na odmowę spędzenia nocy z milionerem w zamian za obietnicę podarowania jej willi. Następnego dnia miała wykupiony bilet na samolot, ale ponieważ długo się pakowała, na lotnisku byliśmy spóźnieni o około 15 minut. Samolot jednak nie odleciał. Wiedzieli, że poleci Violetta Villas i czekali.

Satyra skanalizowana
Równie popularny stał się zrealizowany przez Stefana Mroczkowskiego cykl satyrycznych programów "Kanał 5". Była to próba stworzenia widowiska opartego na współczesnej satyrze i grotesce. Każdy program miał własne hasło i wynikającą z tego scenografię. To ona razem z inscenizacją stanowiła spoiwo. W latach 1986-1988 oraz 1992-1993 zrealizowano ponad 20 programów. Wystąpiły w nich takie gwiazdy jak kabarety Elita i Pod Spodem, Wojciech Młynarski czy Jan Kaczmarek.

Nie sposób pominąć też zrealizowanego przez Stefana Mroczkowskiego filmu muzycznego "Interklub". Filmy pod takim właśnie tytułem powstawały w każdym z krajów "Interwizji". Trzeba było pokazać własnych wykonawców oraz po jednym reprezentancie z pozostałych krajów demoludów.

- Zaproponowałem wówczas, aby w polskim wydaniu "Interklubu" pojawiły się pejzaże i pałace Wielkopolski - Rogalin, Pawłowice i Lubostroń. Zagrały też wiatraki z Osiecznej i rogalińskie dęby, schody i dziedziniec Pałacu Górków, a także wielka sień ratusza poznańskiego. Wśród wykonawców były m.in. Urszula Sipińska, Zdzisława Sośnicka, ale także niezapomniana Łucja Prus, Jan Ptaszyn Wróblewski i Olga Sawicka - opowiada reżyser jubilat.

Przepowiednia dla Sipińskiej
Stefan Mroczkowski doczekał się własnych... schodów. To te biegnące z Cytadeli w kierunku Garbar. Mają trzy poziomy i pośrodku wielkie drzewo. Wielokrotnie właśnie tam nagrywano piosenki do "Rewii targowych", a także innych programów.
- Dla mnie najważniejsza w telewizji jest furtka, przez którą wchodziło się do rachitycznego ogródka i stamtąd do studia telewizji Poznań mieszczącego się wówczas przy ulicy Głogowskiej. Ludzie zatrzymywali się u portiera i pytali, gdzie jest ta telewizja, a on odpowiadał: "Właśnie jesteśmy w telewizji" - wspomina Mroczkowski. - To był długi korytarz. Po jego lewej stronie znajdował się bardzo ciasny magazyn dekoracji i kostiumów. Gdy scenografia była już zgrana, przychodził jeden z maszynistów sceny, najczęściej Szymek Malinowski, pytając: "Panie reżyserze, czy to na pewno jest skończone". To samo pytanie zadawał kierowniczce produkcji Lubomirze Juchaczowej. Gdy uzyskiwał pozytywną odpowiedź, rzucał swoim podwładnym komendę "do konserwacji". Oznaczało to, że dana dekoracja wędruje do ogródka pod chmurkę, bo nie ma dla niej miejsca w magazynie. Po drugiej stronie było wejście do studia. Zwykle, jeśli ktoś tam wchodził, zatrzymywał się, bo nie wiedział, gdzie się udać, gdzie jest reżyserka i gdzie siedzi realizator. Tylko jedna osoba weszła do studia i się nie pomyliła. To była Urszula Sipińska. Od razu poszła do reżyserki i wszyscy wtedy przepowiadaliśmy jej szybką karierę i tak się stało.

Baletowe libretta
Studio mieściło się w dawnej sali balowej restauracji Belweder zwanej też Stołeczna. Wyposażone było w dwie kamery wystawione na Międzynarodowych Targach Poznańskich przez Francuzów. Były przeznaczone do studia publicystycznego, ale Mroczkowski robił na nich nawet program baletowy, emitowany na Interwizję.

- Kiedy Conrad Drzewiecki wrócił do Poznania, umówiłem się z nim na spotkanie, bo z Adamem Kochanowskim napisaliśmy libretto "Dialogi baletowe" - przypomina Mroczkowski. - Pierwsza część nosiła tytuł "Tancerki według Edgara Degasa". Zaproponowaliśmy spotkanie w kawiarni Mocca mieszczącej się u zbiegu ulic Ratajczaka i Czerwonej Armii. "Wiedziałem, że pan do mnie przyjdzie" - powiedział Conrad Drzewiecki, i tak się zaczęło.

Program spodobał się. Oś konstrukcyjną stanowiły obrazy Degasa - poszczególne epizody rozpoczynały się od jego dzieła albo kończyły na nim. Drugim librettem Mroczkowskiego były "Trzy Puginały". Po emisji tego programu zaproponowano, aby program powtórzyć na Interwizji. Był początek lat 60. i wszystko szło "na żywo". Tylko przy pomocy tych dwóch kamer. Aby kamery mogły się przemieścić, realizatorzy puszczali dokrętki filmowe. Miały od 30 sekund do minuty.

- Gdy program się skończył, operatorzy zdjęli koszule i wykręcili z nich pot. To było coś niesamowitego - mówi Mroczkowski. - Obecnie używa się do czegoś takiego dwunastu, a nawet więcej kamer. Kolejne odcinki Drzewiecki realizował już sam, zmieniając zresztą tytuł na "Baletowe dialogi".
Sylwester na żywo
Bardzo ważnym fragmentem telewizji był mieszczący się na końcu korytarza barek. Razem z ladą ostał się jeszcze z czasów restauracji Stołeczna. Barman przychodził z Adrii, z którą zresztą miejsce to było połączone specjalnymi drzwiami. Barek cieszył się sporym powodzeniem, bo na początku funkcjonowania Telewizji jej pracownicy nie mieli telewizorów w domu. Przed południem były próby, a potem program emitowany i oglądany w barku. Gdy Poznań nie był połączony jeszcze z siecią ogólnopolską, nadawano program sylwestrowy. W barku odbywało się przyjęcie. Ci, którzy występowali, w odpowiednim czasie udawali się do studia i wracali do baru.

- W tamtych czasach działał założony przez Jerzego Golferta kwartet Ferta przekształcony z czasem w zespół Retrosi. Jedli, popijali i wznosili toasty - jak to w sylwestra - opowiada Mroczkowski. - Jednym z członków zespołu był dźwiękowiec Telewizji Tadeusz Malicki. W pewnym momencie był już w nie takiej formie, jakiej wymagano podczas występu na żywo w studio. Koledzy stwierdzili jednak, że nie zrezygnują, bo piosenka nagrana w radio i tak szła z playbacku. Wzięli więc między siebie Tadeusza i złapali tak, że tylko trochę chwiała mu się głowa. Występ się odbył i był zdaniem widzów jednym z najciekawszych fragmentów programu.

Z kolei w korytarzu Telewizji znajdowały się bardzo mała garderoba i równie mała charakteryzatornia. Z czasem pracowały tam dwie charakteryzatorki będące do dyspozycji nawet kilkudziesięciu wykonawców jednego dnia.

Nieme role
Za ośrodek badania opinii publicznej w tamtych czasach służył szef brygady maszynistów Jan Pieprzycki. Był postacią bardzo charakterystyczną. Miał budowę zapaśnika sumo i taką siłę. Dlatego często był wykorzystywany jako statysta.
- Gdy realizowałem "Opera Show", on stał za dekoracją i miechem puszczał dymek z Fudżijamy. Była to scenografia do "Madame Butterfly", a arie z tej opery śpiewała Danuta Rinn - wspomina Mroczkowski. - Po montażu, gdy zgrywało się program, Janek prosił, aby w studio włączyć mu monitor. Siadał i oglądał. Jeśli obejrzał do końca, było wiadomo, że program może iść na antenę, bo jest dobry, ale kiedy się wiercił albo gadał, trzeba było go wysłuchać. Gdy podczas jednego z programów zaczął się wiercić, zapytał mnie, patrząc na aktora: "Tej, a ten to co za jeden?" Gdy wytłumaczyłem, o kogo chodzi powiedział: "Znam go. Gdy pracowałem jeszcze w teatrze, grał u nas ogony i nieme role. Drzewa i kamienie, krzaki. Raz mu dali żywą rolę chrząszcza w bajce i też spier...".

Gdy zdjęcia trwały bardzo długo, ludzie szukali kącika, w którym mogliby się zdrzemnąć. Mroczkowski, operator i dźwiękowiec musieli trwać na posterunkach.

- Wówczas, któregoś wieczoru Jasiu powiedział o mnie do swojego podwładnego: "Tej. On ci się nie widzi, ale to ci jest żyła" - śmieje się Stefan Mroczkowski.

***
Stefan Mroczkowski urodził się w Zaniemyślu. Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Poznańskim. Zaraz potem rozpoczął pracę w Rozgłośni Kieleckiej Polskiego Radia.

Jeszcze na studiach Stefan Mroczkowski był współtwórcą Wydziału Satyry Uniwersytetu Poznańskiego Żóltodziób. Był w nim doktorem humoris causa. W tamtych czasach był to jeden z najlepszych kabaretów studenckich w Polsce.

Mroczkowski doczekał się nawet własnych schodów. Prowadzą one z Cytadeli w kierunku Garbar. Ceniony reżyser, nestor Telewizji Poznań kończy w niedzielę 85 lat.

"Alfabet rozrywki" - najpopularniejszy program telewizyjny przygotowywany przez Stefana Mroczkowskiego.

Stefan Mroczkowski w 1957 roku podpisał umowę o pracę w Dziale Telewizji Rozgłośni Poznańskiej Komitetu do spraw Radiofonii Polskie Radio. Został tam starszym redaktorem. W Telewizji Poznań pracował 40 lat.

Widzowie Interwizji oglądali zrealizowany przez Stefana Mroczkowskiego w 1972 roku film muzyczny "Interklub" Pojawiło się w nim wiele gwiazd, ale można było zobaczyć także architekturę wielkopolskich pałaców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski