Pamiętam święta sprzed dwóch lat. Liturgię Triduum Paschalnego sprawowaliśmy przy niemal pustym kościele. Był szczyt pierwszej fali pandemii i obowiązywały rygorystyczne limity dotyczące gromadzenia się ludzi. Mówiłem wówczas kazanie podczas wieczornej mszy w Wielki Czwartek. Wpatrując się w puste ławki uświadamiałem sobie, jak ważna jest w moim życiu wspólnota. I że moje życie ostatecznie stało się życiem dla ludzi i z ludźmi. Poczułem za nimi tęsknotę, choć przecież na co dzień nie raz byłem ludźmi zmęczony. I odwrotnie: ile razy ludzie są zmęczeni księżmi, ich postawą, a jednak wówczas poczuli tęsknotę – do swoich duszpasterzy, do swej parafialnej wspólnoty, do liturgii sprawowanej w kościele. Tęsknota do Boga, tęsknota do sakramentów, tęsknota do siebie.
Rok później mogliśmy już przeżywać Triduum Paschalne w miarę normalnie. W miarę, bo wciąż obowiązywały limity osób i inne zobowiązania sanitarne. Niemniej mogliśmy przeżywać czas dla chrześcijan najważniejszy razem.
Wydawało się, że w tym roku wrócimy do normalności. I poniekąd tak jest. W czwartek przed południem księża z całej poznańskiej diecezji licznie spotkali się w poznańskiej katedrze i razem z biskupem sprawowali mszę krzyżma. Nie brakuje chętnych do spowiedzi, wierni pojawiają się na porannej modlitwie – jutrzni, gromadzą się też na liturgii wieczorem. A jednak jest coś, co i w tym roku mąci świąteczną radość – wojna na Ukrainie.
W parafii na Jeżycach, gdzie mieszkam, w domu po siostrach elżbietankach mieszka około 60 uchodźców z terenów ogarniętych wojną. Ukraińcy znaleźli schronienie w wielu rodzinach. Widzę ich także na mszy świętej. Słyszę, robiąc zakupy w sklepie. Mijam, spacerując po parku. I zastanawiam się, jak tu mówić o radości, nadziei, pokoju, gdy żyje pośród nas tak wielu ludzi, którym właśnie zawalił się świat. Żyją w obcym środowisku, nie wiedzą, jaka będzie ich przyszłość, martwią się o los swoich najbliższych. Jak świętować życie, gdy widzi się obrazy ludobójstwa w Buczy czy Irpieniu?
Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej uświadamiam sobie, że przecież każdego roku można by postawić to samo pytanie. Nie ma chyba miejsca na świecie, gdzie nie toczyłby się jakiś konflikt, nie rozgrywał dramat, nie dochodziłoby do tragedii. Ale przecież i my, w naszych małych społecznościach i w naszym osobistym życiu, mierzymy się nieustannie z problemami. Dla niektórych te święta naznaczone będą żałobą po stracie bliskiej osoby, dla innych wiadomością o poważnej chorobie, dla jeszcze innych problemami w pracy, a może nawet i widmem jej utraty. Inni być może zasiądą przy skromnie zastawionym stole, bo ledwo wiążą koniec z końcem. Będą i takie rodziny, w których nie będzie wspólnego śniadania, bo od lat brakuje porozumienia. Dla bezdomnych to będzie kolejna Wielkanoc bez dachu nad głową. Moglibyśmy tak wyliczać. Każdy ma jakieś zmartwienia, strapienia, obawy. Każdy więc może postawić pytanie: jak wobec tego wszystkiego świętować? Jak się weselić, skoro wokół tak mało powodów do radości?
A może właśnie te święta, dlatego są na tak bardzo potrzebne. Bóg, który przyjął ludzkie ciało, stał się człowiekiem, nie usunął krzyża, czyli tego co trudne, z ludzkiego życia. Wręcz przeciwnie: On to podjął. Pokazał, jak się dźwiga krzyż. Jak się mierzy z przeciwnościami. Jak się znosi trud. I nie traci przy tym nadziei. Tak, zmartwychwstanie poprzedziła męka i śmierć. Święta wielkanocne przypominają nam jednak o ostatecznym triumfie dobra nad złem, życia nad śmiercią, nadziei nad rozpaczą i miłości nad nienawiścią. Jako chrześcijanie uświadamiamy sobie, że jesteśmy po stronie Zwycięzcy. Nawet jeśli dzisiaj wydaje nam się, że przechodzimy raczej drogę krzyżową, to mamy jednak perspektywę poranka, perspektywę zmartwychwstania, perspektywę zwycięstwa.
Świąt nie należy przeżywać w oderwaniu od życia. Wiary nie należy przeżywać w oderwaniu od życia. I Ewangelii nie należy czytać w oderwaniu od życia. To jest przecież opowieść o życiu. Słuchając opowieści o ostatnich dniach i godzinach ziemskiego życia Jezusa, powinniśmy myśleć o tym, co przeżywamy. Wszystko to bowiem zawarło się w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Dlatego we wszystkich tych wydarzeniach On jest obecny, a my nie jesteśmy sami. To jest prawdziwa nadzieja, która zawieść nie może.
Przeżywając trzy najświętsze dni w roku, które prowadzą nas do Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, przechodzimy przez świat ludzkich intryg, zdrady, manipulacji, kalkulacji, słabości, grzechu, lęku, przerażenia i poczucia beznadziei, ale też miłości pomimo wszystko i ponad wszystko, która ostatecznie, choć przybita do krzyża, pozostaje życiodajna. Wchodzimy w historię, która wydawała się być skończona i przegrana, a w tę świętą noc okazała się być zwycięska. Tej perspektywy nie można stracić sprzed oczu. I to właśnie ta perspektywa pozwala nam mimo wszystko z nadzieją i radością zasiąść do wielkanocnego śniadania.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?