Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szymon Chwalisz: Moja mama nie sądziła, że utrzymam się z malarstwa. Teraz moje malowane gitary są licytowane za 70 tysięcy złotych!

Maciej Szymkowiak
Maciej Szymkowiak
Slash, gitarzysta Guns N' Roses zamówił obraz u Szymona Chwalisza, który zawisnął w domu muzyka w Los Angeles.
Slash, gitarzysta Guns N' Roses zamówił obraz u Szymona Chwalisza, który zawisnął w domu muzyka w Los Angeles. mat. prywatne Szymona Chwalisza
Rozmowa z Szymonem Chwaliszem, malarzem, grafikiem i ilustratorem. Twórcą Woodstockowych Gitar, które sprzedają się za oszałamiająco wysokie sumy. Gitara namalowana pod okiem legendarnego gitarzysty Guns N’Roses, Slasha została wylicytowana za ponad 60 tys. złotych. Autor kasków skoczków narciarskich, rajdowców oraz projektant okładek płyt.

Denerwuje cię porównywanie do innych malarzy?
Kiedyś się burzyłem, a teraz się cieszę, że ludzie w ogóle wiedzą, kto to jest Caravaggio, Beksiński i Dali. Ma to walor edukacyjny. Zawsze jest tak, że ludzie porównują, czy to w muzyce, czy to w innej dziedzinie sztuki. Kiedyś miałem rozmowę z Rafałem Olbińskim i powiedział mi, że jego całe życie porównują do Salvadora Dalego czy do René Magritte'a. Jestem na innym etapie niż on, ale już mnie to spotyka, więc nie mam z tym problemu. Staram się swoją pracą dać powód, żeby za jakiś czas ludzie mówili, że ktoś maluje, tak jak Chwalisz.

od 16 lat

Jakie motywy w malarstwie ciebie fascynują?
We wtorek byliśmy na spotkaniu w galerii w Poznaniu na Śródce i pani kurator powiedziała, że łączę surrealizm z pop-artem w moich najnowszych obrazach. Faktycznie to jest coś, czym się ostatnio zacząłem interesować. Rzeczami, które są wokół nas, a ich banalność chcę przekształcać na coś niebanalnego artystycznie. Parę lat temu malowałem cięższe tematycznie i formalnie obrazy, natomiast ostatnio złagodniałem, chociaż myślę, że nadal mają wartość plakatową: mocną treść. Nie należę do artystów, których obrazy można dopasować do wystroju wnętrza przy firance lub fotelu.

Jakie techniki malarskie są ci obecnie najbliższe? Aerograf i olej na płótnie?
Powoli rezygnuję z aerografu, bo stosowałem tę technikę głównie do malowania kasków, motocykli i gitar. Na pewno nigdy z niej definitywnie nie zrezygnuję, ale zawodowo to przestawiłem się od początku pandemii na farby olejne i płyty. Z aerografu byłem znany medialnie, bo malowałem kaski dla rajdowców lub skoczków narciarskich, ale nie jest to dla mnie idealna technika, ponieważ jest ona płaska, nie widać choćby pociągnięć pędzla. Czasami ludzie nie wierzyli, że to jest namalowane, bo wyglądało dla nich jak wydruk. Zostanę przy oleju i będę się w nim dalej rozwijał.

Czyli proces nauki nadal trwa?
Cały czas się uczę. Szukam po forach zagranicznych różnych patentów i zastosowań kolorystycznych. To nie jest tak, że nauczysz się malować w danym dniu i potem możesz to powielać. Malarstwo to proces i ciągły rozwój. Podchodzę do tego w ten sposób, że codziennie zaczynam wszystko od nowa. Analiza prac i rozwój pozwala na tworzenie rzeczy nowych, innych i lepszych. Nie wyobrażam sobie, żeby się zatrzymać w samorozwoju. Wykształcenie malarskie oczywiście pomogło, bo przyspieszyło zdobycie wiedzy, do której musiałbym dochodzić sam. Trafiłam na fantastycznych profesorów w Kaliszu na UAM-ie, którzy pomogli mi przy warsztacie graficznym, malarskim i rysunkowym. Myślę, że dalej będę się uczył i rozwijał w tym kierunku. Śledzę nowości, chodzę na wystawy, staram się podpatrywać dzieła różnych malarzy. Niedawno byłem w Muzeum Sztuki w Łodzi, w sali MS1 i MS2, i próbowałem przeanalizować działa Strzemińskiego, Fangora i Opałki, których do końca nie rozumiem. To jest ciągła potrzeba zdobywania wiedzy.

Co jest ważniejsze, żeby zostać malarzem: talent czy wykształcenie?
Ogólnie nie wierzę w talent. Talentem może być pomysłowość, bo są ludzie, którzy po prostu strzelają tymi pomysłami jak z procy, ale to też bywa różnie. Czasami ma się taki okres, że te pomysły same wskakują do głowy, a czasami nie. Na pewno trzeba mieć zdolności manualne, umieć postrzegać kolory, chociaż też nie do końca, bo są przecież artyści, którzy nie potrzebują tej znajomości kolorów, aby stworzyć dobrą pracę. Od talentu ważniejsza jest ciężka praca. Jeśli się codziennie coś wykonuje, przez 10 lat po 8 godzin dziennie, to jest się w stanie „ze stolarza zrobić rzeźbiarza”.

Na to, że jestem w tym miejscu, w którym obecnie jestem, złożyło się wiele czynników, przede wszystkim upartość i konsekwencja. Zdolność do niepoddawania się, gdy coś nie wychodzi, bo przyznajmy, że nie jest to zawód, z którego wielu się utrzymuje. Jestem w komfortowej sytuacji, ale to wszystko zabrało mi blisko 17 lat. Jakbym miał komuś młodemu teraz powiedzieć, że musi poczekać 15 lat, żeby robić to, co ja, to by mi się kazał puknąć w głowę, bo ludzie teraz chcą efektu natychmiastowego. Dlatego też uważam, że niesprawiedliwe niektórzy mi mówią, że mi się udało i mam znajomości. Tak mam, ale pracowałem na to latami. Samo nie przyszło.

Przeczytaj także: Przygotowujemy spektakl, który przywróci do życia przedwojenne tango

A skąd wziął się pomysł na malowanie motocykli, gitar i kasków?
Mój tata kiedyś jeździł motocyklem i temat motoryzacji w domu zawsze się przewijał i kiedyś po prostu obejrzałem zagraniczny program, w którym malowali i składali motocykle. Od młodości rysowałem i malowałem; najpierw farbami olejnymi, potem akrylowymi, a dopiero potem wykorzystałem aerograf. Wtedy malowanie motocykli było niszą, zajmowały się tym może z 2 czy 3 osoby, dlatego dostawałem sporo zleceń. Później to już się tak rozwinęło, że miałem terminy na rok do przodu. Pamiętam, że kiedyś jak robiłem podsumowanie moich prac z paru lat, to wyszło mi 1200 projektów. Nie zawsze jednak to była praca artystyczna, co mnie frustrowało, bo np. malowałem na każdym kasku Ryśka Riedla, bo tak chcieli klienci. Zlecanie tematu artyście zabija kreatywność, ale teraz już mogę robić tylko autorskie prace.

Teraz będziesz rezygnował z malowania kasków?
Częściowo tak, stwierdziłem, że jednak moi odbiorcy się troszkę zmienili i teraz mam grupę bardzo świadomych klientów, którzy chcą czegoś autorskiego, a nie prostego odwzorowywania. I stwierdziłem, że jeśli mam się pod tym podpisywać, to tylko będę robił autorskie wzory, żeby nie cofać się w karierze, dlatego na kaski będę przenosić tylko swoje pomysły.

A jaka jest różnica w przekładaniu jednej pracy, olejowej na drugą, z aerografu?
To nigdy nie jest idealna kopia, ale prawdziwy problem jest taki, że płyta jest płaska, a kask czy motocykl jest jakąś obłością i wówczas występują skróty perspektywiczne, które trzeba uwzględnić. To tak jakby przykleić płaską naklejkę na globus. Gdzieś się rozjedzie i to jest największe wyzwanie: dostosowanie obrazu do innego podłoża.

Malujesz gitary, a czy też grasz na gitarze?
Kiedyś się uczyłem grać, natomiast nie zapowiadało się, żebym zrobił pod tym względem karierę. Umiem czytać nuty, znam akordy, wiem, jak gitara funkcjonuje. Jestem bardziej teoretykiem, chociaż znajomi muzycy mówią, że rozróżniam tonacje, więc aż tak źle nie jest. (śmiech) Może kiedyś jak mi się znudzi malowanie, a w to wątpię, to zacznę grać.

Jakiej muzyki słuchasz?
Nie potrafię malować bez muzyki, w ogóle nie potrafię malować w kompletnej ciszy. Moja playlista jest różnorodna, od ostatniej płyty Maty po muzykę Wagnera. Ostatnio dobrze mi się maluje przy muzyce poważnej, ale to też się zmienia, bo na następny dzień potrafię słuchać Marilyna Mansona, a w kolejny opery.

Czyli nie jesteś malarzem, który potrzebuje ciszy i spokoju, żeby zacząć malować?
Absolutnie nie. To mi zostało z czasów, jak malowałem aerografem i ludzie przychodzili do pracowni i zaglądali mi przez ramię. Potrafiłem z nimi gadać godzinami i w tym samym czasie malować. Nie traktuję procesu malarskiego, jako sacrum, do którego trzeba się dostroić. Nie potrzebuję świeczek, wina itd. Dla mnie to jest praca, jak dla Picassa, czy też Beksińskiego, który zaczynał o 8 i kończył o 17. Powtarzał, że jak wyłącza muzykę, kończąc malować, to tak jakby siebie wyłączył z kontaktu. Coś w tej myśli jest, bo po kilkunastu godzinach malowania, jak wychodzę z domu do sklepu, to czuję się, jakbym wyszedł z jednego świata i wszedł w drugi. Podczas malowania bardzo szybko leci czas.

Wspomniałeś o Mansonie, wiesz, że on też maluje?
Tak i wiem, że też zbiera malarstwo, podobnie Johnny Depp, który również ma pokaźną kolekcję malarską. Staram się być na bieżąco z takimi wiadomościami. Mansona prace są dla mnie dziwne, ale rozumiem, że to dla niego forma upuszczenia z siebie emocji. Jakbym miał wybierać obrazy ze sfery gwiazd, to wolę prace Jima Carreya, bo robi naprawdę fajne rzeczy.

Zainteresuje Ciebie też: Krzysztof „Grabaż” Grabowski: Piekło tworzymy sobie sami, tutaj na ziemi

Zlecenie na pomalowanie gitary dostałeś od Slasha z Guns N’ Roses. Później kupił twój obraz. Opowiesz, jak do tego doszło?
Czasami sam sobie opowiadam tę historię, bo nie wierzę, że się zdarzyła naprawdę. (śmiech) To jest tak, że Internet bardzo skraca dystans. To Slash się zainteresował moimi pracami, chociaż nie wiem, jak do niego dotarły. Wyraził chęć, żeby powstała dla niego gitara, ale potem pomysł się rozwinął i stwierdziliśmy, żeby trafiła ona na aukcję dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jurek Owsiak nie wiedział na początku o całej sprawie, dopiero się dowiedział, jak byliśmy po rozmowie ze Slashem i on tę gitarę nam podpisał. Wtedy się zrobiło o tym głośno też w mediach. Pamiętam nawet, jak przyjechaliśmy z koncertu Guns N’ Roses z Gdańska do Warszawy, do sklepu muzycznego, który był naszym partnerem muzycznym i w środku była grupka dzieciaków. Jak zobaczyli tę gitarę, to zaczęli entuzjastycznie krzyczeć i robić zdjęcia. Wtedy zdałem sobie sprawę, w jak wielkim przedsięwzięciu bierzemy udział.

Slash się okazał fantastycznym gościem, później robiłem wzór koszulki dla jego fanklubu w Polsce i w czasie rozmowy, on stwierdził, że musi mieć coś mojego w swoim domu. Namalowałem obraz i pojechaliśmy mu go wręczyć do Łodzi, gdzie grał z Mylesem Kennedym. Podpisał mi też parę wydruków, dwa poszły na aukcji WOŚP-u, jedną mam ja, jedną Jurek Owsiak. Ja sobie zostawiam ten print na emeryturę, bo miałem niezłe propozycje finansowe za niego. (śmiech)

Masz pomysł na kolejną edycję WOŚP-u?
Tak, mam gitarę, na której namalowani są: Arek Jakubik, Andrzej Chyra, Kasia Kowalska, Jakobe Mansztajn z Make Life Harder i Adam Nowak z Raz Dwa Trzy. Będzie ona pochromowana, żeby było coś nowego na 30-lecie WOŚP.

Na jakiej zasadzie dobierasz osoby, które namalujesz?
Zależy, kto występuje w danym roku. To jedyny klucz, jakim się kierują. Wybieram piątkę, szóstkę artystów, którzy grają koncerty, lub pojawiają się tam na ASP. Teraz po latach już jest tak, że artyści których malowałem na pierwszych gitarach, pojawili się kolejny raz na festiwalowej scenie. Wspominałem nawet w tym roku z Renatą Przemyk jak 10 lat temu, gdzieś pod Lidlem w Wieliczce podpisywała mi gitarę. Teraz już wszyscy goście Pol’and’Rock Festiwalu znają te gitary i nie muszę za dużo objaśniać.

Te gitary też są sprzedawane za gigantyczne pieniądze...
W tym roku gitara się sprzedała za ponad 70 tys. złotych, co jest dla mnie w ogóle kosmiczne. Tym bardziej że jest w zasadzie jedna osoba, która kupuje te gitary. Miałem okazję poznać w tym roku tego pana i ma tych gitar chyba z 6.

A jak się zaczęła cała historia z malowaniem gitar?
Malowanie gitar to mój pomysł. Chciałem zrobić niebanalną, artystycznie ciekawą akcję charytatywną. Tak jak wspomniałem, jeździliśmy po Polsce zbierać autografy, ja i kolega z Ostrzeszowa. Finansowo pomogli nam znajomi z klubu motocyklowego, bo wtedy logistycznie i finansowo to było bardzo trudne do zorganizowania. Pojechaliśmy na spotkanie do Jurka Owsiaka, jemu się pomysł spodobał i zaprosił mnie do fundacji na spotkanie, następnie na Woodstock i lawina poszła…

Przeczytaj także: Mieszka w zaledwie 9-metrowej kawalerce w Poznaniu

Skąd się wziął twój pseudonim „Nędzny malarzyna”?
Już się z tego w sumie wycofałem. Wymyślił ją mój kolega serdeczny Piotrek “Dziki” Chancewicz – gitarzysta zespołów Wild Pig i Mech. Marketingowo to dobrze wyglądało, jak ludzie porównywali moją pracę do pseudonimu i im coś nie pasowało. (śmiech) To było pokazanie, że mam dystans do swojej pracy i z pokorą podchodzę do bycia artystą.

Malowałeś kaski dla sportowców. Sami się do Ciebie zgłaszają?
Wszystkie w sumie te prace, które wykonywałem, to były prace na zamówienie.. Najwięcej ich wykonałem Kajetanowi Kajetanowiczowi, bo maluję mu już od 5 lat. To jest indywidualny element rajdowy, który sportowcy lubią zamawiać.

Projektowałeś też okładki na płyty muzyczne m.in. Big Cycowi. To dla ciebie pewnego rodzaju odskocznia od innych projektów?
Big Cycowi zrobiłem 2 albo 3 okładki. Pamiętam, że mieliśmy przy płycie „Jesteśmy najlepsi” dużo roboty, bo Skiba wymyślił, że ma być motyw gry planszowej, więc projektowałem całą grę i jeszcze miały być książeczki i dodatkowe postacie. Wtedy było naprawdę dużo pracy. Teraz najnowszą okładkę robiłem Pawłowi Małaszyńskiemu do zespołu Cochise. W tym roku jeszcze zaprojektowałem okładkę Liberowi. Zajmuje to czas, a mało kto wie, kto projektuje okładki. Ja się cieszę, jak widzę swoją pracę na półce w Empiku, natomiast nie jest to coś równie popularnego, jak malowanie kasków.

Pamiętasz jakąś okładkę, która wywarła na tobie wrażenie?
Taka, która mi w głowie została, to pierwsza kaseta muzyczna, jaką miałem, czyli okładka Prodigy „Breathe” z zakrwawioną rybą. To miało mocne oddziaływanie. Zawsze też lubiłem okładki Comy i późniejsze solowe Piotra Roguckiego, które mi estetycznie odpowiadały. Nowa okładka Pidżamy Porno i Strachów na Lachy, które zaprojektował Andrzej Pągowski, też są dobre. Jestem fanem jego prac, a także wielbicielem polskiej szkoły plakatu.

Imasz się różnych zadań. Miałeś też kanał na YouTube o sztuce.
To było fajne, tylko moi koledzy z telewizji mi powiedzieli, że na Internet to było za mądre. A jeszcze nie daj Boże, żeby tam była metafora, żeby ktoś musiał myśleć abstrakcyjnie. (śmiech) Teraz robię podcast, do którego zapraszam gości i rozmawiamy o sztuce, m.in. z prawniczką o prawach autorskich, z Eweliną Lisowską, z moją tatuatorką. Z chęcią to robię i mam też myślę swoich słuchaczy. Wszystko, co jest związane ze sztuką to absolutnie moja tematyka i staram się ją szerzyć przez różne media, także społecznościowe. Z programu na YouTube zrezygnowałem, bo jednak jego produkcja zajmowała dużo godzin, więc odpuściłem.

Sądzisz, że przeciętna osoba odbiera sztukę pretensjonalnie, snobistycznie?
Myślę, że tak jest i to, co mogłoby przełamać takie myślenie, to odpowiednie podejście do omawiania sztuki. Ja o sztuce mówię w sposób bardzo przyswajalny, bo uważam, że niepotrzebne jest tworzenie idealistycznej otoczki. Sztuka to jest element, który powinien nas rozwijać kulturowo, estetycznie, a forma jego podania powinna być przejrzysta. Ludzie, którzy są bardzo inteligentni i oczytani, to tę sztukę odbierają inaczej, natomiast to nie jest też powiedziane, że ma być ona zamknięta tylko dla nich. Uważam, że sztuka powinna być dla każdego, bo ona rozwija i poszerza horyzonty. Ludzie się boją rzeczy, których nie rozumieją, a sztukę przedstawia się czasami w sposób zbyt zawoalowany. Ja też nie wszystko rozumiem ze sztuki nowoczesnej, ale gdy czegoś nie rozumiemy, to dobrze, bo chcemy zrozumieć i się otwieramy.

Na przedramieniu masz wytatuowanego Picassa. Myślałeś o tym, żeby z malarza przeistoczyć się w tatuatora?
Robiłem projekty tatuażu, ale stwierdziłem, że nie chcę się wcinać artystom tatuatorom w ich robotę. Wziąłem kiedyś maszynkę do ręki i próbowałem coś zrobić, ale myślę, że powtórzyłaby się historia z aerografu, że robiłbym po prostu rzeczy na zlecenie. Znam też paru tatuatorów, których frustracje dosięgają, bo na zamówienie muszą robić dziesięć razy ten sam wzór np. motylka. Wolę robić swoje, indywidualne projekty.

Jak wygląda twój dzień pracy?
Mam jakąś fobię na temat marnowania czasu. Chyba nie umiem do końca odpoczywać w taki „normalny sposób”, czyli położyć się na kanapie i obejrzeć cały sezon jakiegoś serialu. W zasadzie w ogóle nie oglądam seriali, bo nie mam na to czasu. Niedawno obejrzałem „Bohemian Rapsody”, trzy lata po premierze, jako nowość, bo wcześniej nie było okazji. Ania Mglej, moja menadżerka się ze mnie śmieje, że ja mam ciśnienie na malowanie przez cały czas. Odczuwam wręcz frustrację, gdy muszę robić coś innego i nie mogę pomalować. Oczywiście są sprawy, które od tego odciągają, np. rzeczy organizacyjne wokół wystaw, wyjazdów, ale oczkiem w głowie są i pozostaną obrazy. Najlepiej pracę zaczyna mi się od godz. 16, a kończę o 1 w nocy. To jest absorbujący zawód, ludzie widzą efekt w postaci namalowanego obrazu, ale nie widzą tego czasu, który spędziłeś przy sztaludze. Kiedyś zapytano Mike’a Tysona, czy nie ma poczucia, że coś zrobił nie tak, gdy bierze 20 milionów dolarów za znokautowanie przeciwnika w półtorej minuty. Odpowiedział, że nie bierze tych pieniędzy za półtorej minuty, a za 20 lat ciągłego dostawania po twarzy w ringu. W sztuce jest podobnie, że efekt i ewentualna gratyfikacja po włożonej pracy, to długa droga, którą trzeba przejść. Nie namalowałem tak naprawdę obrazu w tydzień, tylko w siedemnaście lat, które spędziłem nad malarstwem. Jak ja szedłem na studia, to moja mama powiedziała: „Boże dziecko, to ty będziesz przez całe życie jadł tylko kanapki?” Przekonała się, na szczęście widząc, ile mam pracy i że może jednak jakoś przeżyje.

Czytaj też: Ogolone ciało, ekscentryczność, problem z alkoholem, protest songi, czyli rozmowa ze Swiernalisem

A jak w czasie pandemii wyglądało twoje funkcjonowanie?
Nie miałem ani jednego dnia wolnego. Miałem poczucie, że świat się zatrzymał, a ja jestem na dwóch etatach. Zaczęły dzwonić telefony i ludzie zamawiali moje prace w sporych ilościach. Raz zadzwonił klient i spytał się, ile mam obrazów w domu. Mówię, że z szesnaście, a on na to: „to pakuj, biorę wszystkie”. Wtedy branża artystyczno-kolekcjonerska się bardzo rozwinęła, ponieważ obrazy też są aktywami, a jak nie było możliwości inwestowania w inne rzeczy, to ludzie inwestowali w sztukę. Ten nawał pracy trwał z dobry rok.

Aktualnie współpracujesz z aktorem Sebastianem Fabijańskim. Co planujecie?
Sebastian zaczął malować w pandemii. Przygotowujemy się na 18 listopada na wernisaż wystawy w Hali Koszyki w Galerii Kawai w Warszawie. To będzie nieszablonowe przedsięwzięcie, ponieważ rzadko dwóch malarzy robi wspólnie wystawę, a my jeszcze zgodziliśmy się, że połowę obrazu robi jeden, a drugą połowę domalowuje kolejny. Myślę, że mało który malarz godzi się na taki podział ról. Jesteśmy też skrajnie różni, bo Sebastian maluje bardzo abstrakcyjne prace, a ja raczej surrealistyczne, więc myślę, że nasze połączenie w żaden sposób ze sobą nie konkuruje, ale też nie będzie się wykluczało, tylko właśnie uda się nam stworzyć coś ciekawego.

Zdradzisz, jakie jeszcze masz plany na nowy rok?
W przyszłym roku planuje wystawy w Poznaniu i czekamy na rozwój sytuacji na świecie w związku z pandemią, bo zagraniczne wystawy też są w planach, w Niemczech, w USA. Problem jest taki, że ja nie mam swojej kolekcji obrazów, bo wszystko, co tworzę, to od razu się sprzedaję, więc żeby zrobić wystawę, muszę wypożyczać własne prace od swoich klientów, a logistycznie nie jest to łatwe, bo są one rozsiane po całej Polsce, a także za granicą, w Anglii, Niemczech, Holandii, a nawet w Stanach Zjednoczonych. Dlatego w przyszłym roku planuję stworzyć kolekcję 30 obrazów, które będą po prostu u mnie na półce.

Na zakończenie powiedz, dlaczego mieszkasz w Ostrzeszowie, a nie w Poznaniu lub Warszawie?
Pomieszkuję w Warszawie. Ostrzeszów jest dobrze zlokalizowany, ponieważ od niego w równych odległościach są różne części Polski; jak muszę jechać do Gdańska, to nie jest źle, bo jest autostrada, jak muszę jechać na Śląsk, to też w miarę szybko się przemieszczę. Do Warszawy, Poznania czy Wrocławia też nie ma dużych odległości. A wyprowadzka do Warszawy wiąże się z tym, że będę miał dalej i też drożej. Policzyłem sobie, że w stolicy na wynajem mieszkania i studia potrzebowałbym kilka, jak nie kilkanaście tysięcy miesięcznie. Mam taką pracę, że to naprawdę bez różnicy, gdzie będę, nawet mam taki ambitny pomysł, żeby w przyszłym roku wiosną wynająć sobie chatkę we Włoszech nad morzem i tam przez miesiąc posiedzieć i malować. Nie mam wakacji, więc jeżeli gdzieś mam odpocząć to tam. W czasie pandemii wynajęcie chaty na miesiąc we Włoszech to koszt 3,5 tys. zł., więc, jak mam wydać to samo na hotele w Warszawie, to wolę pojechać do Włoch.

W piątek 29 października zrobi się magicznie w Poznaniu, ponieważ nastąpi oficjalne otwarcie parku iluminacji Lumina Park. Na terenie Ogrodu Dendrologicznego Uniwersytetu Przyrodniczego, położonego przy ul. Warmińskiej  rozbłyśnie iluminowana atrakcja - "Magiczny Las”. Mamy zdjęcia z czwartkowego, przedpremierowego pokazu. Zobacz je w galerii.Przejdź do kolejnego zdjęcia --->

"Magiczny Las" w Poznaniu. Takiej atrakcji jeszcze nie było!...

Mieszkańcy Poznania mogli wybrać jedną z 29 działających w Poznaniu niezależnych księgarń. W większości są to miejsca prowadzone przez niewielkie grono przyjaciół lub rodziny. Celem „Fest Księgarnia” jest również promocja tych miejsc i zwrócenie uwagi na ich lokalną rolę w życiu miasta. Zobacz najlepsze księgarnie --->

Najlepsze niezależne księgarnie w Poznaniu. Poznaniacy wybra...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski