Zainteresowanie dziada wynikało z tego, że on sam zabytkami sztuki interesuje się bardzo i pytał dziecko co też ciekawego, a starego zwłaszcza w okolicy jej miasteczka zobaczyć może.
- No, żeby jej przywieźć, brązowy…
- Znaczy się w dewocje popadła na obczyźnie… - dziad ocenił.
- Nie - baba na punkt drugi spojrzała. - Makaron brązowy jeszcze chce i śledzie w puszce też. Czyli paluszek jej się na k obsunął jedynie.
Szykowanie się do wyprawy do dziecka trudne bardzo było. Baba to słoiczki różne brać chciała, pociecha protestowała niby, że głodna to tam nie jest. Ale jak baba o ogórkach kiszonych wspomniała, to pozytywnie zareagowała. Na wieść, że baba pierwszy raz w życiu pomidory suszone w zalewie z oleju zrobiła, ucieszyła się bardzo. Czyli też chciała. No i szczaw w słoikach, bo baba dziecku wyznała tajemnicę jak to łatwo szczawiową ugotować. A dziad od razu czepiać się zaczął, że ze słoikami podróżować nie zamierza, że jak się potłuką na ten przykład, to i wóz pobrudzą. A o to, że ubranka dziecka na zimę pobrudzą się, to już nie. Ale baba na swoim postawiła, że przetwory brać trzeba i kabanosy też.
Jak już dziecko zapakowane było, to baba zanim rzeczami swoimi się zajęła, w komputer zerknęła jeszcze czy wszystko aby załatwiła na pewno. I wiadomość od tajwańskiej koleżanki była. Napisała owa, że tekst baby, co to w internecie znalazła, przetłumaczyła internetowo. I oceniła: głupoty. Przykro babie bardzo się zrobiło, gdy recenzję krótką acz treściwą przeczytała. Ale dziad uspokoił:
- Babo, o te tłumaczenia chodzi, sprawdź sobie sama. O, czytaj dalej, ona prosi żebyś jej po angielsku napisała, co w artykule jest.
No to baba tłumacza sprawdziła, na "krzaczkowych" wpisach koleżanki. Tak z chińskiego przetłumaczył: "Ten głową wybranego grać pół godziny, aby zobaczyć jak nudne ja jestem", i jeszcze "Jestem ujścia nie jest słodkie lub chcesz wykonać jestem szczęśliwy temu, co nie lubisz".
Naśmiała się baba, że baba w takim tłumaczeniu, to dopiero być musiała! Koleżanka pomyśleć mogła, że niespełna rozumu być musi, a jeszcze bardziej ci, co do gazety to biorą. Szybko więc w zdaniach paru po angielsku streścić chciała jak to teściowa klątwę na przyjaciółkę rzuciła. Tyle że absurdalnie brzmiało. Jak ten tłumacz. I to nie tylko z powodu słownictwa ubogiego baby. Ale pomysł szczęśliwie ją naszedł, więc napisała, że to cykl taki jest o relacjach skomplikowanych w polskich rodzinach. Dumna właśnie dziadowi opowiedzieć to miała, gdy widok dziwny w pokoju zastała. Dziad nad rzeczami jej siedział, szampon w dłoni dzierżąc i w etykietę się wpatrując, gdzie "blond" pisało jedynie.
- Nie wierzę - odezwał się w końcu. - Dla blondynek szampon kupiłaś…
- Co w tym dziwnego? - baba zdumiona wydukała. - Blondynką jestem przecież…
- A co z szamponem tym szczególnego jest, że dla blondynek tylko? - zapytał. I zaraz sam sobie odpowiedział: - Pewnie otwiera się łatwiej...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?