Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gdyni pokazano film kręcony w "Marcinku"

Jacek Sobczyński
Zdjęcia z planu filmu "Felix, Net, Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa" - I LO w Poznaniu
Zdjęcia z planu filmu "Felix, Net, Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa" - I LO w Poznaniu Waldemar Wylegalski
Na "Felixa, Neta, Nikę oraz Teoretycznie Możliwą Katastrofę" nie warto się spóźniać, pierwsze pięć minut filmu rozgrywa się w murach poznańskiego "Marcinka".

Trójka nastoletnich bohaterów z Poznania trafia nad morze, do letniskowego domu ojca jednego z nich. Tam, za pozwoleniem rodzica, wchodzą do poniemieckiego bunkra, gdzie po dziś dzień znajduje się wykonany podczas II Wojny Pierścień, pozwalający na przenoszenie się w czasie. Przy pomocy sztucznej inteligencji o imieniu Manfred (tu ważny znak czasu - wirtualny Manfred żyje w iPhonie jednego z bohaterów) Felix, Net i Nika odkrywają jego zagadkę. Plany usiłuje pokrzyżować im grany przez Adama Woronowicza szwarccharakter; na co dzień rybak - żul, w rzeczywistości postać, skrywająca w sobie mroczne tajemnice. A potem huzia - całą czwórkę rzuca to do współczesnego Londynu, to w czasy II Wojny Światowej.


Czytaj także:
Polski Harry Potter powstaje w Marcinku
Casting do filmu "Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa"

Twórcy filmu z góry odrzucają ściganie się z hollywoodzkimi superprodukcjami dla młodego widza. W "Felixie..." nie znajdziemy ubogich efektów specjalnych, atakujących (i rozśmieszających) widza co trzy minuty. Komputerowe efekty są przez reżysera Wiktora Skrzyneckiego dawkowane umiarkowanie, za to ich jakość nie wywołuje zgrzytu zębów. Na pierwszym planie znajduje się przede wszystkim intryga. W tym "Felixowi..." blisko do sztandarowych dzieł Kina Nowej Przygody z lat 80., ale największe powinowactwo wyczuwa się z superpopularnymi przed dwiema dekadami polskimi produkcjami z pogranicza fantastyki: "WOW", "Tajemnicą Sagali" czy "Łowca. Ostatnie Starcie".

Oczywiście "Felix..." Ameryki kina młodzieżowego nie odkryje, trudno też nazwać go arcydziełem - nie dało się nie uniknąć sztuczności w grze głównych bohaterów, nieco zawodzi też fabularna konstrukcja, wrzucająca widza bez wprowadzenia praktycznie w sam środek historii (przed seansem lektura powieści Kosika jest obowiązkowa!). A jednak jest w obrazie Wiktora Skrzyneckiego coś rozczulającego, widzom wychowanym na kinie lat 80. i 90. przywołującego metaforyczny smak proustowskiej magdalenki. Nawet, jeśli zarysy głównych bohaterów są narysowane koślawą kreską, i tak mocno czuć ich wewnętrzne rozterki. Nieźle poradzono sobie z wątkiem inicjacji; "Felix..." to nie tylko w miarę zręczna przygodówka, ale i apologia pierwszego wspólnego kumpelskiego wyjazdu i pierwszej, bardzo nieśmiałej miłości. Szczypta obowiązkowego sztampowego dydaktyzmu też wywołuje uśmiech - wszak nie byłoby porządnego polskiego filmu młodzieżowego bez rodzicielskich morałów. I chyba za tę uroczą niezdarność "Felixa..." nie da się nie lubić.

W kinach polubimy go nieprędko. Pierwsza wersja mówiła, że obraz na motywach powieści Rafała Kosika zobaczymy w Polsce na Dzień Dziecka, dziś data premiery nie jest jeszcze ustalona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski