Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wartheland. Dzieje Zbrodni" - Świat nadludzi i świat podludzi. Życie w Kraju Warty okiem obiektywów

Grzegorz Okoński
Grzegorz Okoński
Niemieccy żandarmi rozstrzeliwujący Polaka w Kościanie
Niemieccy żandarmi rozstrzeliwujący Polaka w Kościanie Archiwum IPN
Rozmowa z dr. Adamem Pleskaczyńskim z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN Poznań o albumie i wystawie na placu Adama Mickiewicza w Poznaniu - "Wartheland. Dzieje Zbrodni".

„Wartheland. Dzieje zbrodni” – tytuł mocny, wskazujący przy tym na uporządkowanie, na chronologię. Czy zachowało się tyle materiałów, by można było pokusić się o kompleksowe zaprezentowanie tematu w formie albumu?

- Przystępując do pracy nad książką, zakładałem, że istnieje odpowiednia ilość materiału ikonograficznego. Odpowiednia, to znaczy taka, która pozwoli na czytelne i interesujące opowiedzenie wielowątkowej i skomplikowanej historii funkcjonowania zbrodniczego systemu wprowadzonego przez Niemców na terenie Kraju Warty. Rzecz jasna, zadanie było obarczone pewnym ryzykiem, bo przecież z oczywistych względów tylko część zdjęć dotrwała do naszych czasów, inne nierozpoznane nadal znajdują się w zasobach różnych instytucji czy w rękach prywatnych, a poza tym niektóre ważne wydarzenia nie zostały w ogóle utrwalone na fotograficznej kliszy. Warto było jednak spróbować, tym bardziej, że w dzisiejszych czasach postrzeganie rzeczywistości opiera się głównie na obrazach. To one kształtują nasze wyobrażenie o teraźniejszości, ale i o przeszłości. Przygotowując zatem koncepcję albumu, opracowałem wstępny scenariusz, zgodny z moją autorską narracją i starałem się dopasować do niego pozyskiwany materiał ikonograficzny. Wkrótce okazało się, że do części zagadnień, które musiały znaleźć się w książce, dysponowałem nadreprezentacją fotografii, w stosunku do innych brakowało jakichkolwiek źródeł ikonograficznych. I to właśnie poszukiwanie tych ostatnich było najbardziej żmudnym, ale fascynującym i satysfakcjonującym zadaniem. Ostatecznie, w ciągu dwóch lat pracy nad albumem dotarłem do wielu instytucji, archiwalnych i muzealnych, dzięki którym uzyskałem dostęp do około siedmiu tysięcy fotografii, z czego w albumie wykorzystaliśmy ponad tysiąc z nich.

od 16 lat

Czasami jednak nie udawało się znaleźć odpowiednich ilustracji…

- Faktycznie, chociażby w przypadku masowych egzekucji organizowanych przez Niemców po formalnym utworzeniu Kraju Warty. We wcześniejszym okresie, to znaczy we wrześniu i październiku 1939 roku Niemcy nie kryli się z egzekucjami. Organizowali je w miejscach publicznych, spędzali na te okrutne spektakle okolicznych mieszkańców. Ale celem tej akcji – poza fizyczną likwidacją polskiej elity – było zastraszenie, sterroryzowanie społeczeństwa, złamanie jego ducha. Dlatego oprawcy nie kryli się ze swoimi zbrodniami i utrwalali je na kliszach fotograficznych. Później, gdy akcja eksterminacji ludności polskiej nabrała jeszcze szerszego wymiaru, to prowadzono ją w sposób niejawny – w więzieniach, obozach, w odosobnionych kompleksach leśnych – bez świadków. Zresztą władze policyjne wydały nawet specjalne rozporządzenie dla organizatorów tych mordów, zakazujące dokumentowania fotograficznego egzekucji. W późniejszych latach Niemcy próbowali zatrzeć wszelkie ślady masowych mordów, co w znacznym stopniu im się udało, ale nie zdołali dotrzeć do wszystkich dołów śmierci. Część z nich przetrwała i w okresie powojennym została odnaleziona przez polskie organa śledcze badające skalę zbrodni niemieckich podczas okupacji. To właśnie zdjęcia z tych powojennych ekshumacji zostały przeze mnie wykorzystane do zilustrowania okresu utajnionych egzekucji w Kraju Warty. Trzeba powiedzieć, że są one bardzo przejmujące, ale tylko w ten sposób można było za pomocą ilustracji przedstawić bezprecedensowe okrucieństwo Niemców i skalę terroru zorganizowanego przez nich na obszarze Wielkopolski i ziemi łódzkiej.

Skąd wzięła się koncepcja pokazania okupacji z perspektywy polskiej, niemieckiej i żydowskiej?

- Poza wydarzeniami związanymi z bezpośrednią eksterminacją ludności nie-niemieckiej postanowiłem zaprezentować w oddzielnych rozdziałach życie codzienne Polaków, Niemców i Żydów, tak aby w jak najjaskrawszym świetle ukazać skrajnie rasistowski system obowiązujący w Reichsgau Wartheland. Na samym dole utworzonej przez narodowych socjalistów drabiny społecznej stali oczywiście Żydzi, którzy po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zostali skazani na całkowitą zagładę. Musimy pamiętać, że to tutaj właśnie, w Kraju Wary podjęto decyzję o uruchomieniu pierwszego w dziejach obozu zagłady (w Chełmnie nad Nerem), ponad miesiąc wcześniej nim zapadły decyzje o tak zwanym „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej” na niesławnej konferencji w Wannsee. Polacy w Warthelandzie również należeli do upośledzonej grupy społecznej. Po fizycznej likwidacji elit na początku okupacji i przeprowadzanych na masową skalę deportacjach Polaków do Generalnego Gubernatorstwa, ludność polska została pozbawiona majątku, wszelkich praw obywatelskich i sprowadzona do roli niewolników. Nie mogła korzystać z żadnych instytucji kultury, edukacja została ograniczona do niezbędnego minimum umożliwiającego zrozumienie prostych poleceń wydawanych przez niemieckich nadzorców. Egzystencjalnego wręcz wymiaru nabrała dla Polaków kwestia dostępu do racjonowanej żywności, ale również do lekarstw i służby zdrowia, zimowych ubrań, butów i opału. To była codzienna walka o przeżycie. Po prostu, o przeżycie.

Zobacz też: Fort VII w Poznaniu - pierwszy obóz koncentracyjny na ziemiach polskich, w którym po raz pierwszy zastosowano komory gazowe. Zobacz wideo

A perspektywa niemiecka? Wydaje się, że w polskiej historiografii jest ona najmniej dostrzegalna?

- Zgadza się. W albumie wykorzystałem całą masę zdjęć proweniencji niemieckiej. Czytelnik może się zatem zapoznać z tematyką okupacyjną widzianą z perspektywy warstwy uprzywilejowanej. Zresztą bardzo zróżnicowanej, bo należeli do niej zarówno miejscowi Volksdeutsche, jak również Niemcy pochodzący ze Starej Rzeszy, pełniący zazwyczaj eksponowane i kierownicze stanowiska w aparacie administracyjnym i represji, oraz półmilionowa grupa ludności niemieckiej przesiedlonej ze wschodniej Polski, krajów nadbałtyckich i Związku Sowieckiego. Zderzenie tych dwóch perspektyw, niemieckiej i nie-niemieckiej powinno doprowadzić Czytelnika do zaskakujących spostrzeżeń. Taką mam nadzieję.

Znane są zdjęcia z różnych niemieckich uroczystości np. przed Biblioteką Raczyńskich w Poznaniu...

- Owszem, bo Niemcy wykonywali tysiące zdjęć, które miały dokumentować ich władztwo nad nową prowincją przyłączoną do Rzeszy. W początkowym okresie okupacji, zadaniem fotografujących było pokazywanie dawnego polskiego nieładu, stereotypowego „polnische Wirtschaft” w kontrze do dynamicznie rozwijającego się we wszelkich możliwych aspektach Kraju Warty, zarządzanego przez narodowych socjalistów pod światłym kierownictwem Arthura Greisera. W 1940 roku powołano nawet specjalną instytucję, która miała zajmować się fotograficznym dokumentowaniem rozwoju Warthelandu. Jej centrala znajdowała się w Poznaniu, a oddziały terenowe miały być założone we wszystkich powiatach Kraju Warty. Przeszkoleni fotografowie mieli uwieczniać kluczowe wydarzenia z życia społeczności niemieckiej, uroczystości państwowe, partyjne i imprezy kulturalne. Ale te zdjęcia mają przez to określony narzucony charakter: były przecież wykonywane na określone zlecenie, cenzurowane przez urząd i dopiero po tym publikowane. Znamy dwie poważne kolekcje takich zdjęć: jedna należąca do muzeum w Turku, która uniknęła zniszczenia w końcu wojny, bo… została skradziona Niemcom przez Polaków, przechowana i przekazana do muzeum, i druga, składająca się z tzw. stykówek zdjęć, będących dziś w posiadaniu Instytutu Zachodniego, a w kopiach – także Instytutu Pamięci Narodowej. To kilka tysięcy bardzo wartościowych fotografii, pokazujących jak żyli Niemcy w Kraju Warty, w jakich nazistowskich organizacjach działali, jak wreszcie niemieccy propagandziści wyobrażali sobie idealny świat pod rządami narodowych socjalistów.

W recenzji Pana albumu, można przeczytać, że udało się Panu uchwycić przekłamania propagandowe w badanych materiałach i trafnie je skomentować. Dziś są one oczywiste, ale czy Pana zdaniem w latach wojny były one wiarygodne dla społeczeństwa Kraju Warty, czy były szyte tak grubymi nićmi, że „między wierszami” można było z nich wyciągać wartościowe informacje?

- Cechą charakterystyczną albumu nie jest proste zaprezentowanie zebranych zdjęć, ale opatrzenie ich rozbudowanymi podpisami, poprzedzonymi żmudną analizą i interpretacją. Bez niej moglibyśmy – jak niewątpliwie znaczna część ówczesnych odbiorców – widzieć dość zwykłe obrazy, bez głębszego znaczenia. Dla przykładu, mnie osobiście poruszyło pewne zdjęcie wykonane upalnego lata 1942 roku nad Wartą, a przedstawiające dwoje młodych Niemców na kajaku. Niby nic, mężczyzna i kobieta, kajak, beztroska wycieczka obywateli niemieckich, którym nie groziła troska, o to co włożą do garnka, ani obawa, że w każdej chwili mogą zostać zamordowani. Najbardziej niesamowite było, to że ich radosna eskapada odbywała się zaledwie dwa, trzy kilometry od lasu Rzuchowskiego, w którym w tym czasie dokonywano zagłady tysięcy ludzi w mobilnych komorach gazowych. To zdjęcie mówi więcej o dwóch światach, funkcjonujących równolegle obok siebie, niż jakiekolwiek inne. Z jednej strony świat „nadludzi”, mogących żyć w miarę normalnie i z radością spoglądających w przyszłość, z drugiej strony świat wyjętych spod prawa „podludzi”, którzy nie pasowali do kreślonego przez narodowych socjalistów projektu o nazwie Wartheland.

Podkreślę zatem, że album „Wartheland. Dzieje zbrodni” pokazuje jak skrajny i rasistowski był system wprowadzony w Kraju Warty. Bardziej nawet restrykcyjny i surowy wobec Polaków niż na pozostałych obszarach polskich bezpośrednio wcielonych do Rzeszy. Na Pomorzu prowadzono zupełnie inną politykę wobec ludności polskiej, zmierzającej do jak najpowszechniejszego wpisywania Polaków na Volkslistę. Na Śląsku niemal automatycznie uznano Ślązaków za Niemców. W Kraju Warty natomiast, Niemcy stosowali się do wskazówek Hitlera, że tu nie może być mowy o germanizacji ludzi, tutaj trzeba zastąpić ją germanizacją ziemi. Oznaczało to po prostu fizyczną likwidację Polaków, lub co najmniej przesiedlenie ich do Generalnego Gubernatorstwa (tego swoistego rezerwatu dla ludności polskiej) lub na roboty przymusowe do Rzeszy. Zakładano, że w ciągu 30 lat, a więc do 1969 roku w Kraju Warty nikt już nie będzie pamiętał, że kiedykolwiek żyli tu Polacy.

Co do odbioru niemieckich zdjęć przez społeczeństwo: trudno sobie wyobrazić, żeby Polacy, ludzie żyjący w nędzy, bez jakichkolwiek praw, dyskryminowani na każdym kroku, wierzyli, że w Kraju Warty żyje się tak sielsko, jak nachalnie pokazywały to fotografie publikowane w „Ostdeutscher Beobachter” czy innych nazistowskich czasopismach. Niemcy też mieli świadomość ponurych realiów, ale z pewnością wypierali wiedzę o gettach, miejscach kaźni, o obozach koncentracyjnych. To po prostu znany mechanizm obronny – wypieranie z myśli obrazów niespójnych z dobrym samopoczuciem.

Jak Pan docierał do źródeł ikonograficznych – czy zdarzały się kłopoty udostępnianiem pochodzących z nich zdjęć?

- Podczas zbierania materiału ilustracyjnego w najróżniejszych instytucjach archiwalnych i muzealnych spotykałem się z wyrazami pełnego zrozumienia i poparcia oraz wszechstronnej pomocy. Wielokrotnie słyszałem o potrzebie przygotowania takiej właśnie książki, opowiadającej za pomocą obrazów o tragicznych czasach niemieckiej okupacji Wielkopolski i ziemi łódzkiej. Mówiono mi również, że publikacja bogato ilustrowana i zawierająca skondensowany ładunek wiedzy o Kraju Warty zyska uznanie Czytelników. Oby…

Ta praca badawcza może teraz – po publikacji albumu i wystawy w centrum Poznania – otrzymać nowy impuls…

- Jeśli zdołam przez to zainteresować ludzi, którzy mają w domach zdjęcia z czasów okupacji i zechcą przekazać je instytucjom archiwalnym, np. Instytutowi Pamięci Narodowej, to uznam, że publikacja spełniła część swoich zadań. Każde zdjęcie, nawet z pozoru nieważne, może wnieść bardzo dużo w poszerzeniu naszej wiedzy historycznej.

Czy któreś ze zdjęć wryło się Panu szczególnie w pamięć?

- Wiele tych zdjęć było – znając ich prawdziwy kontekst – trudnych w odbiorze. Ale jedno szczególnie pamiętam i było ono nawet kandydatem na okładkę albumu. To zdjęcie sygnalityczne, dziewczynki – Elżbiety Karneckiej wykonane przez funkcjonariuszy Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa w Łodzi. Na fotografii widzimy dzielną, małą Polkę, która z całych sił powstrzymuje się przed wybuchem płaczu, po tym jak została siłą odebrana od swoich rodziców i czeka na dalsze decyzje co do swego losu. A czekało ją przewiezienie do ośrodka germanizacyjnego i przekazanie do adopcji rodzinie niemieckiej. Jej wzrok robi na mnie największe wrażenie: spojrzenie skrzywdzonego dziecka, będącego symbolem niszczonego, a bezbronnego społeczeństwa.

Jakie są reakcje poznaniaków poznających wystawę o Kraju Warty obserwuje Pan na Placu Adama Mickiewicza?

To niesamowite, ale już w trakcie jej montażu, gdy nie były jeszcze ustawione wszystkie elementy ekspozycyjne, ludzie przystawali i z zaciekawieniem oglądali obrazy i zagłębiali się w podpisy pod fotografiami. W tej właśnie kolejności: najpierw zdjęcie, później tekst. Zdjęcia są przejmujące, niekiedy przerażające i to one intrygują i zmuszają do oglądnięcia ekspozycji. Mam nadzieję, że wystawa spotka się z dużym zainteresowaniem, a to wpłynie na chęć zakupienia naszego monograficznego albumu. Myślę, że każdy, kto interesuje się historią naszego regionu będzie usatysfakcjonowany.

Ulica Wjazdowa (dzisiaj Św. Marcin) - 1935 rok

Poznań w latach 30. XX wieku. Tak wyglądał przed wojną! Uwie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski