Po wyjściu z izby przyjęć, gdzie spędziła dwie godziny z dzieckiem, które miało rozbite oko zobaczyła, że na kole swojego auta ma blokadę. Co prawda, zaraz po zaparkowaniu na "kopercie" mężczyzna stanowczo ostrzegał rodzinę, że "tak nie wolno", ale trudno było spodziewać się takiej reakcji.
CZYTAJ: Poznań: Postój przed szpitalem na ul. Krysiewicza? Możliwy tylko na zakazie
Miejscowy stróż "uprzejmie doniósł". Zadzwonił do strażników miejskich i poinformował o łamaniu prawa. Trudno stwierdzić, o czym myślał pracownik ochrony. Mogę się jedynie domyślać, że nie o małym, płaczącym pacjencie z podbitym okiem. Ochroniarz okazał jednak się zagorzałym służbistą. Służbistą, którym wcale nie musiał być. Jak mówiła Marzena Krzymańskiej, zastępczyni dyrektorki szpitala, ochroniarze mają pozwolenie na zdroworozsądkowe podejście do sprawy. Dlaczego? Bo wszyscy - od strażników miejskich począwszy, przez pracowników ZDM i dyrekcji szpitala, po poznaniaków, którzy choć raz próbowali ul. Krysiewicza przejechać - zdają sobie, że zaparkowanie tutaj graniczy z cudem. Pan ochroniarz o tym zapomniał. Teraz za cud teraz będzie trzeba uznać sytuację, w której uniknie konsekwencji. Dyrekcja już zapowiedziała, że sprawę zbada.
A jeśli po oficjalnej kontroli, pani dyrektor uzna, że konieczne jest zwolnienie ochroniarza, to będę pierwszą osobą, która jej przyklaśnie. Nieważne czy stróż, pielęgniarka, pani pracująca z rejestracji, ordynator oddziału czy zastępczyni dyrektora - każdy pracujący w szpitalu musi pamiętać, że pacjent to nie procedura czy przepis, który trzeba wykonywać. Pacjent to człowiek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
