Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chce 3 mln zł zadośćuczynienia za śmierć żony i dziecka podczas porodu

Marta Żbikowska
Adrian Wykrota
Podczas porodu Lucyna Kardasz wykrwawiła się na śmierć. Kilkanaście godzin później zmarła jej nowo narodzona córka Jagoda. W sprawie karnej sąd skazał lekarza, który podczas porodu miał zastosować nieuzasadniony ucisk na dno macicy, na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Dzisiaj mąż zmarłej pacjentki walczy o zadośćuczynienie dla siebie i starszej córki. Na wtorek i środę sąd zaplanował przesłuchiwanie kolejnych świadków w tej sprawie.

Kolejni świadkowie zostali przesłuchani w sprawie cywilnej o zadośćuczynienie, którego od szpitala domaga się Przemysław Kardasz. Mężczyzna stracił żonę i córkę. Dramatyczne wydarzenia miały miejsce w ostatnich dniach października 2009 roku na oddziale porodowym Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UMP przy ul. Polnej. Starsza córka pana Przemysława miała wtedy 9 lat. W jej imieniu o zadośćuczynienie za śmierć matki i siostry występuje ojciec.

- W sumie chcemy do szpitala trzy miliony złotych, po 750 tysięcy złotych za każdą śmierć: żony, matki, córki i siostry - tłumaczy mecenas Katarzyna Golusińska, pełnomocnik pana Przemysława. - Nie uważam, żeby to żądanie było wygórowane. Obserwując podobne sprawy w Polsce widzę, że sądy często zasądzają o wiele wyższe kwoty w przypadku śmierci w wyniku błędów lekarskich.

O tym, że doszło do nieprawidłowości wobec pacjentki Lucyny Kardasz zdecydował już wyrok w sprawie karnej. Początkowo lekarz, który miał podczas porodu zastosować chwyt Kristellera został skazany na pięć lat bezwzględnego więzienia. Sąd wyższej instancji wyrok złagodził do 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Uznał też za niewinną położną, której sąd rejonowy wymierzył karę trzech lat bezwzględnego więzienia.

Zobacz też: Magazyn informacyjny "Info z Polski"

W procesie cywilnym sąd próbuje ustalić, jak wydarzenia sprzed dziewięciu lat wpłynęły na funkcjonowanie rodziny pana Przemysława, który z dnia na dzień został sam z 9-letnią wówczas córką Różą.
We wtorek sąd przesłuchał byłego pracodawcę pana Przemysława oraz kilkoro lekarzy ze szpitala przy Polnej. Podczas poprzedniego posiedzenia sąsiedzi Przemysława Kardasza i jego córki Róży mówili o tym, jak zmieniło się życie mężczyzny po tragicznych wydarzeniach. We wtorek były pracodawca wspominał, w jak złym stanie psychicznym był jego pracownik od listopada 2009 roku i ile czasu potrzebował, aby się pozbierać.

Przesłuchiwani lekarze niewiele mieli do powiedzenia. Dwie ginekolożki przyznały, że nie pamiętają wydarzeń sprzed dziewięciu lat. Podtrzymały swoje zeznania ze sprawy karnej, które sąd zdecydował się włączyć do procesu. Jednym z wezwanych wczoraj świadków był ginekolog, który w ogóle nie pełnił dyżuru w dniu porodu Lucyny Kardasz i twierdził, że nie miał ze sprawą nic wspólnego. Jedynie lekarz anestezjolog wspomniała, że gdy weszła na salę porodową zwróciła uwagę na dużą ilość krwi na niedokładnie przetartej podłodze. - Pytałam nawet, czy to był poród fizjologiczny i wtedy dowiedziałam się, że próbowano zastosować próżnociąg - wspominała lekarka. Żaden z pracowników szpitala przy Polnej nie znał sytuacji rodziny Lucyny Kardasz po tragicznych wydarzeniach. Dziś dalszy ciąg procesu. Sąd będzie przesłuchiwał kolejnych świadków. Wiadomo, że lekarz skazany w procesie karnym nie odebrał wezwania do sądu. Sędzia wyraziła jednak nadzieję, że zjawi się on na przesłuchaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski