Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciałam przybliżyć piosenki Joni Mitchell polskiemu odbiorcy - rozmowa z Moniką Borzym

Marek Zaradniak
Monika Borzym wydała niedawno nową płytę „Back To The Garden”
Monika Borzym wydała niedawno nową płytę „Back To The Garden” Archiwum
z Moniką Borzym, wokalistką jazzową rozmawiamy o jej nowej płycie „Back to The Garden” i fascynacji piosenkami Joni Mitchell

Skąd wzięłą się u Pani inspiracja Joni Mitchell?
Przez wiele lat nie rozumiałam fenomenu tej artystki. Moi starsi koledzy mówili mi o jej geniuszu, a ja nie mogłam przebrnąć przez jej płyty.
Tak było do momentu, w którym od jakiejś miłej duszy dostałam płytę „Blue”. Mieszkałam wtedy w Kalifornii, więc może spowodowały to okoliczności, bo to płyta bardzo kalifornijska. Choć smutna i osobista zarazem, a ja wtedy byłam w takim właśnie smutno-samotnym momencie życia.
Nagle, zupełnie magicznie, otworzyła mi się taka przestrzeń, dzięki której zaczęłam rozumieć te piosenki.
Kiedy jeszcze nie wiedziałam, że będę śpiewać piosenki Joni Mitchell myślałam, że to dziwne, że taka artystka, mimo że od dawna w kanonie klasyki muzyki rozrywkowej to jednak do Polski nigdy tak naprawdę nie zwitała ze swoja twórczością, a jej fanów jest w naszym kraju garstka.

To może powie Pani na czym polega ten fenomen i dlaczego, Pani zdaniem, ta piosenkarka nie funkcjonuje w Polsce tak jak w innych krajach?
Rozmawiałam z wieloma osobami o tym jako to się stało, że Joni mimo wszystko nie była nigdy z nami. Teoria jest taka: po pierwsze jeśli ktoś się nie zakochał w jej twórczości pod koniec lat 60. czy w latach 70 to nie przetrwał próby czasu, bo utwory te wypadły z obiegu i trochę się zestarzały.
Może być trudno przebrnąć przez ich warstwę muzyczną i dokopać się do konkretu. Po drugie - myślę, że to jest trochę casus Boba Dylana, którego poezja jest niemal nieprze-tłumaczalna na język polski. Jeśli jednym z kluczowych powodów, dla których kocha się Joni jest poetyka jej tekstów, a my nie możemy jej dokładnie zrozumieć - może to być kolejna blokada…

A dlaczego Pani się nią zajęła?
Chciałam przybliżyć te piosenki polskiemu odbiorcy. A jednocześnie zrobić tym piosenkom mały „remoncik”. Odświeżyć boazerie i pomalować ściany na biało. Przetrzeć je trochę i dać polskiemu słuchaczowi możliwość pokochania ich i przygotowania się do moich koncertów.

Czy to oznacza, że zrobiła Pani sobie przerwę od jazzu? Bo przecież jest Pani postrzegana jako wokalistka jazzowa.
A czym jest jazz w dzisiejszych czasach? Moim zdaniem to już tak szeroki garb różnych rzeczy, że nawet trudno to opisać.
Ja cały czas uważam się za wokalistkę jazzową. Też na tej płycie. Chociażby przez specyfikę mojego wyboru cudzych utworów i potraktowania ich jak standardów. Poza tym dokonałam tu wielu muzycznych zmian. Nie jest to płyta folkowa tak jak oryginalne nagrania, ale płyta po prostu... moja. W jakimś stopniu na pewno jazzowa.

Co decydowało o doborze utworów?
Był to dość skomplikowany proces, bo nie ukrywam, że i mnie również ciężko było przebrnąć przez niektóre momenty dyskografii Joni. Najpierw przepisałam do kolejnego folderu utwory, które mnie szczególnie zainteresowały. Potem przyglądałam im się i szukałam tych, którymi mogłabym opowiedzieć jakąś historię, najchętniej mającą odniesienie do mojego życia. Ostatnim kryterium była plastyczność tych utworów. To na ile będę je w stanie tchnąć w nie moją duszę.

Kiedy będzie płyta nie monotematyczna?
Być może nigdy Nie czuję takiej potrzeby. Jestem wokalistką jazzową. Jak Billie Holliday czy Diana Krall . Czy im ktoś zadaje takie pytania ?

Co decydowało o doborze współwykonwców tego krążka?
Moje preferencje osobiste. Zdecydowałam się, że będę tę płytę nagrywać z Mitchellem Longiem wybornym gitarzystą, który ma dużo odnośników do muzyki świata, związki z Wyspami Zielonego Przylądka, z muzyką afrykańską. Do specyfiki jego grania dobierałam muzyków, którzy byli w stanie stworzyć jakąś spójną wizję. Michał Bryndal jest, moim zdaniem, najbardziej charakterystycznym i wszechstronnym perkusistą tego kraju. Słyszę jego cztery takty i już wiem, że to on i tak samo jak ja - choć korzenie ma w jazzie, potrafi się od tego oderwać kiedy jest to uzasadnione.
Jeśli chodzi o kontrabasistę - Roberta Kubiszyna - był nam potrzebny taki „stabilizator” rytmu, żeby okiełznać Michała i Mitchella. Wymarzyłam sobie kogoś kto nie zawodzi, a jego brzmienie jest totalnie charakterne - czyli Kubiszyn. A altowiolista Michał Zaborski jest „przełamaniem” tego jazzowego składu wykorzystujacym swój instrument na dziesiątki różnych, nieoczywistych sposobów. To on stawia ostateczną klamrę na brzmieniu tego zespołu.
Jest płyta „Back To The Garden”, a kiedy będzie trasa koncertowa?
Zagraliśmy już w Toruniu, Warszawie, Katowicach, Gdańsku i w Lublinie. Od stycznia „ciśniemy” już pełną parą.
Na pewno pojawimy się wszędzie gdzie trzeba...
Rozmawiał
MAREK ZARADNIAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski