Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy pogotowie i policja przyczyniły się do śmierci pacjenta?

Barbara Sadłowska
Paweł Relikowski
W procesie o zadośćuczynienie w wysokości prawie 3 milionów złotych, który wdowa wytoczyła poznańskiej policji i pogotowiu, w środę zeznawali pierwsi świadkowie.

W lutym 2013 roku pani Elżbieta wezwała pogotowie do męża, który miał atak padaczki. Ratownicy przyjechali, ale nie mogli mu udzielić pomocy, bo zakrwawiony mężczyzna nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Wyprowadzili go na klatkę schodową, położyli na posadzce i przytrzymywali za ręce i nogi. Wezwali policję, aby pomogła im doprowadzić mężczyznę do karetki. Dwóch funkcjonariuszy stwierdziło, że sobie nie poradzi. Skuli agresywnego pacjenta. Gdy pojawiło się dwóch kolejnych policjantów, podnieśli mężczyznę. Mąż pani Elżbiety zrobił dwa kroki i zmarł. Reanimacja nie przywróciła mu życia. Jak stwierdził biegły, przyczyną zgonu była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa, dlatego prokuratura umorzyła postępowanie.

Pani Elżbieta uważa jednak, że akcja ratownicza z udziałem policji nie była prawidłowo przeprowadzona. Poza tym, sekcja zwłok wykazała, że jej mąż miał złamany kręgosłup, a jak twierdzi wdowa, jeden z policjantów przyciskał go kolanem do podłogi.

Domaga się zadośćuczynienia dla siebie i dwóch małych córeczek. Po śmierci męża muszą się utrzymywać z niespełna tysięcznej renty. Pozwanymi są Skarb Państwa - Miejski Komendant Policji i Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. W środę przed poznańskim Sądem Okręgowym zeznawali pierwsi świadkowie.
Ojciec pani Elżbiety przyjechał po dramatycznym telefonie córki. - Kiedy przyjechałem, zięć leżał w worku, obok stało czterech policjantów, a pani doktor coś pisała...- zeznał.

Powiedział też, że starsza wnuczka bardzo przeżyła śmierć ukochanego taty, a córka, która przed zdarzeniem była szczęśliwą dziewczyną, teraz ukradkiem wymyka się na cmentarz i stale ogląda zdjęcia ze wspólnych wyjazdów. Obie wymagały pomocy psychologa. Poziom życia tej uszczuplonej rodziny drastycznie się obniżył. - Wnuczka mówi, że gdyby tata żył, to by było lepiej, bo on niczego by jej nie odmówił... - zeznał ojciec pani Elżbiety.

W środę zeznawali też pracownicy pogotowia. - Odpychał nas, używał wulgarnych słów - zeznała pielęgniarka. - Kiedy pani doktor i jego żona przytrzymywały mu rękę, założyłam wenflon. Wyrwał go. Opatrunek też zerwał.

Pielęgniarka mówiła, że kiedy ratownik i kierowca karetki wyprowadzali go wąskim korytarzem z mieszkania, mężczyzna nie chciał iść. Popychał, drapał, ugryzł ratownika. Położony na podłodze klatki schodowej, próbował wstawać i uderzył lekarkę.

- Był "splątany" - wypowiadał się nielogicznie - zeznała pani doktor. - Nie wiedział, gdzie się znajduje i co się dzieje...
Na pytanie pełnomocników pani Elżbiety, dlaczego mężczyzna nie dostał zastrzyku uspokajającego, wyjaśniła: - Nikt nie zbliży się z igłą do tak pobudzonego pacjenta, bo stanowi to zagrożenie i dla niego i dla nas.

Adwokaci pytali też, jak mogło dojść do złamań kręgosłupa u męża pani Elżbiety. - Nie mam bladego pojęcia - powiedziała lekarka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski