Nie ukrywam, że na Electronic Beats poszedłem przede wszystkim dla Dizzeego Rascala. Oczywiście byłem też ciekawy występów Modeselektora i A-Traka, który niestety rozchorował się i odwołał koncert, ale najbardziej interesowało mnie to, czy Rascal porwie publikę równie mocno, jak sześć lat temu rozgrzał do czerwoności open’erowy namiot.
Wtedy Dizzee był w zupełnie innym momencie swojej kariery. Świeżo po premierze swojej trzeciej płyty, już nieco łagodniejszy i mniej radykalny niż w swoich grime’owych początkach, ale jeszcze przed wielkimi przebojami - "Dance Wiv Me", "Bonkers" czy gościnnym występie w piosence "Loca" Shakiry. W Empedwójce obok nielicznych, połamanych fragmentów pierwszej płyty (jak zawsze świetne "I Luv U"), usłyszeliśmy stricte taneczne utwory z gatunku bassline i uk garage, ale też najnowsze, nieopublikowane jeszcze utwory Dizzeego - proste, dance’owe konstrukcje, z wokalnymi breakdownami i ekstatycznymi refrenami, niezbyt różniące się od tego, co na co dzień leci w radiu. Nie było jednak mowy o żadnym rozczarowaniu - publiczność, razem z autorem tego tekstu, przez półtorej godziny nie przestawała skakać i tańczyć. Nie bawiłaby się jednak tak dobrze, gdyby nie bohater wieczoru.
Rascal jest mistrzem nakręcania publiki, wyczuwania jej aktualnego nastroju, potrzeb, a nawet zmęczenia. Wie, kiedy na chwilę wyluzować, wie też jak wycisnąć z publiki resztki sił. Wystarczy, że krzyknie "Make some noise!" (Zróbcie hałas!), żeby ludzie wpadali w szał i zdzierali sobie gardła. Nic chyba nie brzmi równie imprezowo, jak jego określany często jako "bokserski" flow. "Niektórzy ludzie uwielbiają pić alkohol, inni brać narkotyki, ja jestem uzależniony od basu!" - krzyczał przed utworem "Bassline Junkie". Podobno od kilku lat naprawdę nie korzysta z żadnych używek. Jako nastolatek napadał na dostawców pizzy i bił się z nauczycielami. Teraz tylko czasem boksuje, żeby rozładować energię. Na żywo pomaga mu dwóch MCs - to chyba najbardziej humorystyczny i konfundujący aspekt koncertu, ponieważ jeden z nich "śpiewa" nawet kobiece wokale.
Półtorej godziny koncertu minęły mi w mgnieniu oka, bez momentu znudzenia, czy zastanawiania się, ile jeszcze zostało do końca. Na bis oczywiście hity, wyskakane ostatkiem sił - "Holiday" i "Bonkers". Po wszystkim nie miałem już siły na Modeselektorowe techno, któremu przysłuchiwałem się leżąc na białej poduszce w strefie gastronomicznej. Wybaczcie więc skromną relację z tego drugiego, oczekiwanego przez pewnie równie wielu koncertu. Modeselektor brzmiał przyjemnie, ale po wycisku, który dał mi Dizzee, ciężko byłoby mi tańczyć do jednak o wiele bardziej repetywnej, pozbawionej elementu "ludzkiego", muzyki. Kolejność koncertów i brak A-Traka to jednak jedyne wpadki organizatorów. Więcej takich imprez w Poznaniu!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?