Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kluby: Dajcie nam grać! Mieszkańcy: Pozwólcie nam spać. Jak to pogodzić?

Karolina Koziolek, Błażej Dąbkowski
Klub U Bazyla funkcjonuje w Poznaniu od wielu lat. Do niedawna działał przy ul. Św. Wojciech, teraz przeniósł się na Jeżyce. Jego właściciel chce zadbać o dobre relacje z sąsiadami
Klub U Bazyla funkcjonuje w Poznaniu od wielu lat. Do niedawna działał przy ul. Św. Wojciech, teraz przeniósł się na Jeżyce. Jego właściciel chce zadbać o dobre relacje z sąsiadami Adrian Wykrota
Czy Poznań wzorem innych miast doczeka się klubowej ulicy, gdzie muzyki nikt nie będzie nazywał hałasem? Mieszkańcy są zmęczeni kolejnymi klubami, które funkcjonują pod oknami do rana. Kilka z nich zamknięto, ale powstają nowe. Twórcy i bywalcy klubów chcą muzyki, a poznaniacy spokojnych nocy...

Klubów, które przeszkadzały poznaniakom, było wiele: 8 Bitów, Tama, U Bazyla, Kontener Art, Broadway, a ostatnio Galeria Open Air oraz Relaks. Grają różną muzykę, ale łączy je jedno: bliskie sąsiedztwo z chcącymi spokoju mieszkańcami osiedli. Czy można znaleźć kompromis w tej sprawie? Czy miasto ma pomysł, gdzie lokować kluby z głośną muzyką? Czy warunkiem uzyskania koncesji na alkohol powinno być obowiązkowe wygłuszenie klubu?

W miniony piątek miasto wypowiedziało umowę spółce Long Entertainment, która nad Wartą prowadzi klub Relaks. Powód: było za głośno.

Głośny relaks nad rzeką
Pomysłem władz miasta Poznania jest ucywilizowanie rozrywki nad Wartą. Rok temu ogłoszono, że picie alkoholu nad rzeką jest legalne, a poznaniacy obsiedli nadwarciańskie tereny. W tym roku zaczęły pojawiać się tam kluby. Problemem okazał się klub Relaks, który reklamował się w mediach jako lepszy niż istniejący od kilku lat nad rzeką Kontener Art. Niestety, nie jest lepszy we współpracy z lokalną społecznością.

Mimo wielu próśb mieszkańców o ściszenie muzyki i mimo interwencji policji reakcji klubu nie było. Miasto wezwało właściciela na rozmowę. - Zapewniał nas, że zmieni podejście, jednak nic się nie zmieniało. Wobec takiej nonszalancji mogliśmy zareagować tylko w jeden sposób: rozwiązać umowę - mówi Szymon Błażek z WGN, odpowiedzialny za rozwój terenów nad Wartą.

Umowa została wypowiedziana ze skutkiem natychmiastowym, mimo to w weekend Relaks nadal działał. Miasto ma już pomysł, jak pozbyć się klubu, nie wyklucza rozwiązań z udziałem policji.

Poprosiliśmy prezesa spółki Long Entertainment Michała Tkaczuka o komentarz, jednak mimo kilkukrotnych próśb o kontakt nie odpowiedział na pytania. - Pierwszy komercyjny najemca nad Wartą to wielkie rozczarowanie - mówi Błażek.

Dodaje, że w przyszłości miasto będzie zabezpieczać się odpowiednimi zapisami w umowach mówiących o usunięciu klubu na koszt właściciela. - Liczyliśmy na kulturalne rozmowy, ale nie mamy wyjścia. Chcemy, by tereny nad rzeką ożyły, ale nie kosztem okolicznej społeczności - mówi.

Galeria Open Air
Pod koniec lipca po interwencji „Głosu” wiceprezydent Mariusz Wiśniewski doprowadził do zamknięcia innego głośnego klubu działającego pod nazwą Galeria Open Air na terenie nieczynnego obecnie lodowiska Bogdanka na Wzgórzu św. Wojciecha. Za klub służy namiot rozłożony obok płyty lodowiska. Od czwartku do niedzieli, często do południa, puszczano tam muzykę techno i house, słynącą z mocnej linii basowej.

Najbardziej przeszkadzał mieszkańcom nowo powstałego osiedla przy ul. Podgórze. Klub mieli prawie pod oknami, od dj’a i głośników dzieliło ich zaledwie kilka drzew.

Mieszkańcy opowiadali nam wówczas, że nie śpią przez cały weekend. Mimo zamknięcia okien i zasunięcia rolet anty-włamaniowych, słychać rytmiczny bas. - Mieszkają tu rodziny z małymi dziećmi, które cały czas płaczą, nie mogą spać - mówił nam jeden z mieszkańców.

Inna z sąsiadek opowiada, że dudniąca muzyka sprawiła, że trafiła do szpitala. - W ten weekend dzieci zabrały mnie już do siebie na Grunwald - relacjonowała.

Właścicielem klubu był Filip Weber, wcześniej pracujący w innym zamkniętym z powodu hałasu klubie 8 Bitów. W rozmowie z „Głosem” kilkakrotnie polecał mieszkańcom wyprowadzkę poza Poznań. - Tam będą mieli cicho. Chętnie przyniosę im foldery deweloperów z Koziegłów albo Dąbrówki - mówił.

Te słowa zdenerwowały wiceprezydenta Wiśniewskiego. - Miasto nie będzie tolerować tak aroganckiej postawy, szczególnie w sytuacji, kiedy Poznań stara się zatrzymać odpływ mieszkańców do powiatu - uznał. Z końcem lipca klub przestał działać. ZKZL wypowiedział umowę najmu dzierżawcy terenu, od którego Weber podnajął część ziemi.

Cztery lata temu przy Bogdance działał już jeden klub. Jednak po zorganizowaniu dwóch imprez został zamknięty. Powodem były skargi na hałas. Przed tym miejscem przestrzegała Webera właścicielka poprzedniego klubu Joanna Tomczak.

Sama też miała problemy z lokalizacją klubów. Prowadziła Tamę przy Garbarach, na którą skarżyli się mieszkańcy Winograd. Jednak mówi się, że muzykę słychać było czasami od Naramowic po Rataje. Dźwięk niósł się korytarzem, który tworzy rzeka.

- Myślałam, że w końcu znalazłam idealne miejsce. Wokół tylko dworzec kolejowy, Cytadela, elektrociepłownia - mówi Joanna. - Okazało się, że nie. Choć Wydział Ochrony Środowiska robił u nas pomiary. Wyszło 9 db poniżej dopuszczalnej normy. Pozwolono nam zostać. Wtedy jeden z mieszkańców znalazł na nas inny sposób. Okazało się, że profil naszej działalności nie wpisywał się w zapisy planistyczne dla tego terenu. Musieliśmy odejść, a ja całą zimę odpracowywałam w Warszawie to, co zainwestowałam w klub - opowiada właścicielka.

Tama w tym sezonie działa w innej lokalizacji, przy Drodze Dębińskiej, na dawnym torze łuczniczym należącym do AWF-u. - Uczelnia zgodziła się tylko na jedno lato. Potem chce tu budować stadion - mówi z żalem Joanna. Podkreśla kilkakrotnie podczas rozmowy, że nie chciałaby, by klub komukolwiek przeszkadzał. - Dla mnie to nie hałas. To muzyka, której jestem bardzo oddana, podporządkowałam jej życie - mówi.

Podkreśla, że chce, by klub wrócił w przyszłym roku na Garbary. - Walczę o zmianę przeznaczenia terenu - zdradza.

Gdzie się mamy podziać?
Z głośnym miejscem z muzyką techno walczyli też mieszkańcy ul. Szyperskiej. Do kwietnia tego roku działał tam klub 8 Bitów. - Imprezy nie dają nam spokoju. Borykamy się z przeraźliwie głośną muzyką, krzykami pijanych klubowiczów, ciągłym hałasem i bałaganem na ulicach wokół lokalu - mówił nam jeden z mieszkańców, kiedy opisywaliśmy sprawę rok temu.

W sprawie klubu 8 Bitów zapadły trzy wyroki skazujące go na grzywnę, a w rezultacie klub zamknięto. - Gdzie mamy się podziać? - pyta Joanna Tomczak. - Zdaję sobie sprawę, że osoby lubiące techno, to niewielka grupa, ale mamy prawo do swojego miejsca i bawienia się przy muzyce, którą kochamy - mówi.

Z pomocą przyszedł Szymon Błażek z Wydziału Gospodarki Nieruchomościami, który zaangażował się w szukanie dla Tamy miejsca, które choć w pobliżu rzeki, nie będzie przeszkadzać mieszkańcom.

Błażek mówi, że z tematach hałasu najlepiej współpracowało mu się z Kontener Artem na Chwaliszewie, na który też były skargi. Deweloperzy zaczęli kolonizację Chwaliszewa, obiecując klientom zaciszne miejsce nad rzeką, wtedy pojawiło się małżeństwo Łowżyłów, które miało inny pomysł na to miejsce. Tak powstał pierwszy w sąsiedztwie rzeki klub z muzyką na żywo. Paradoksalnie Kontener Art znalazł się tam z powodu skarg na hałas, ale w centrum. - Uwag było sporo. Jednak Zbigniewowi Łowżyłowi chwali się, że chodził po okolicznych budynkach, po piętrach i sprawdzał, czy słychać muzykę. Takiej postawy oczekujemy od kolejnych najemców - mówi Błażek.

Ale w przeszłości byli też mniej ugodowi właściciele klubów. Miało być jak na Broadwayu, skończyło jak w kiepskim szynku - tak można podsumować historię klubu Broa-dway, który pięć lat temu zamknięto przy ul. Gwarnej. Jego historia zakończyła się z przytupem, bowiem w marcu 2011 r. policjanci ze Starego Miasta, a przy okazji także Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego, rozwiercając zamki, weszli do lokalu, w którym funkcjonowała dyskoteka. Przez ponad rok mieszkańcy kamienic znajdujących się w tym miejscu nie mogli zmrużyć oka przez dudniącą muzykę i burdy. Okazało się, że Broadway był nie tylko głośny, ale jego właściciele nie płacili czynszu, a także dokonali samowoli budowlanej.

Robili pomiary. Było cicho
Tomasz Cygański, właściciel klubu U Bazyla w branży działa już od blisko dwóch dekad. Jego lokal zyskał w Poznaniu miano kultowego, zwłaszcza wśród fanów muzycznej alternatywy, ale i to nie uchroniło go od problemów z sąsiadami. M.in. dlatego postanowił przenieść klub z ul. Św. Wojciecha, gdzie funkcjonował od 2002 r., do budynku przy ul. Norwida. Kiedy kilkanaście lat temu rozpoczął działalność, nikt nie zgłaszał pretensji i nie protestował, sytuacja zmieniła się, kiedy na tyłach kamienicy, gdzie znajdował się ogródek, mieszkańcy, wyburzając fragmenty ścian, wstawili okna.

- Motorem była jedna osoba, a kolejne się pod nią „podczepiały”. By nie zaogniać sytuacji, wziąłem nawet realizatorów dźwięku, którzy zmierzyli natężenie hałasu w jej mieszkaniu. Choć sam administrator budynku doskonale widział, że normy nie zostały przekroczone, to kobieta upierała się, że przez dudnienie popękały jej szyby - wspomina Tomasz Cygański.

Sprawa zakończyła się w sądzie, gdzie właściciel popularnego U Bazyla udowodnił, że nie zakłócał porządku publicznego. - Chwytano się nawet argumentów, że w ogródku jeden z muzyków uruchomił silnik, by wyjechać z niego samochodem. W ostatnich miesiącach policja przychodziła do klubu niemal co weekend, bo ktoś po wyjściu w klubu głośno się zachowywał. Tymczasem jako właściciel nie mam prawa i obowiązku, by wpływać na kogoś, jeśli nie znajduje się na terenie mojego lokalu - opowiada.

Nowy-stary „U Bazyla” będzie jednak dodatkowo zabezpieczony przed wydostawaniem się hałasu na zewnątrz. Ekipa remontowa wytłumiła okna, właściciel zapowiada też, że nie będzie wypuszczał ludzi na zewnątrz podczas imprez. - Oficjalnie działalność rozpoczynamy pod koniec sierpnia. Chcę żyć w zgodzie z mieszkańcami Jeżyc, dlatego myślę też o organizacji kulturalnych wydarzeń właśnie dla nich - tłumaczy właściciel.

W sąsiedztwie klubu znajdują się bloki, na razie większość mieszkańców nie słyszała, że w promieniu kilkudziesięciu metrów powstanie klub. - Ja akurat bywałem w starym Bazylu będąc jeszcze studentem. Nie obawiam się jednak hałasu, a jedynie bałaganu, roztrzaskanych butelek i śmieci. Jeśli właściciel uczuli na to swoich gości, jestem przekonany, że lokal nie będzie nikomu wadził - przyznaje Marek Staniszewski, mieszkaniec jednego z bloków.

Jak rozwiązać sprawę?
Czy jest szansa na systemowe zmiany, które strony pozwolą klubom na działalność, ale tak, by nikomu nie przeszkadzały? Czy możliwe jest zarządzenie prezydenta, które pozwoli na warunkowe udzielenie koncesji na alkohol, w zależności od położenia klubu lub jego wyciszenia? Czy miasto może stworzyć strefę klubową, użyczając miejskich nieruchomości? Pytamy Tomasza Lewandowskiego, który odpowiada za miejskie zasoby lokalowe.

- Nawet rozsądna miejska polityka lokalowa nie rozwiąże problemu. Są jeszcze lokale prywatne, nad którymi miasto nie ma kontroli - mówi wiceprezydent. - Miasto pozbawi się stabilnego dochodu, blokując najem niechcianych podmiotów, a w kamienicy obok właściciel prywatny i tak wynajmie swój lokal na tzw. trudną działalność - tłumaczy.

Mówi też, że samorząd nie ma możliwości warunkowania udzielania koncesji na alkohol. - Poznań sprawdzał tę możliwość w przypadku klubów go-go. Niestety, koncesja musi zostać udzielona, jeśli przedsiębiorca spełni określone kryteria, nie należy do nich wygłuszenie klubu czy lokalizacja w sąsiedztwie osiedla - tłumaczy Tomasz Lewandowski.

Uważa, że dobrym rozwiązaniem byłoby wyznaczenie ulic z klubami, jak to się robi w europejskich miastach, ale polskie przepisy na to nie pozwalają. - Będzie to możliwe dopiero po wprowadzeniu ustawy krajobrazowej, która da samorządom możliwość regulacji, w jakich rejonach miasta, jaką chcemy działalność - tłumaczy.

W Poznaniu próbę ograniczenia głośnych imprez podjął na wiosnę radny PiS Michał Grześ. Przygotował projekt uchwały, który zakłada, że korzystanie z urządzeń, z których hałas może negatywnie wpływać na środowisko od poniedziałku do czwartku oraz w niedzielę, byłoby zakazane od godz. 22 do 6, natomiast w piątki i soboty od północy do 6. Takie przepisy nie musiałyby jednak obowiązywać w całym mieście, a w miejscach, gdzie zażyczyłyby sobie tego rady osiedli.

- Wysłałem w tej sprawie informacje do wszystkich samorządów pomocniczych, do września czekam na ich odpowiedzi - mówi. Do tej pory pozytywnie do jego pomysłu ustosunkowały się Rady Osiedli Warszawskie-Pomet-Maltańskie i Kiekrz.

- Jeśli większa ilość nie zdecyduje się na takie rozwiązanie, będziemy mogli podjąć uchwałę tylko w stosunku do tych dwóch osiedli. Skoro inne się nie zgłaszają, widocznie nie mają z hałasem problemu - stwierdza.

Warszawska koalicja
Kilka lat temu w Warszawie powstało Stowarzyszenie „Koalicja: Ciszej, proszę!”. Realizuje ono projekt „Niech nas usłyszą”. Jego celem jest włączenie mieszkańców stolicy w wypracowanie polityki lokalnej regulującej funkcjonowanie lokali nocnych uciążliwych dla nich. Realizowane jest to m.in. poprzez konsultacje, forum debaty, szkolenia, konferencje, akcje billboar-dowo-medialne.

Akustyczna mapa Poznania
Raz na pięć lat Poznań zleca przygotowanie mapy akustycznej miasta i programu przeciwdziałania hałasowi. Ostatni raz taki dokument powstał w 2013 r. Wynikało z niego, że największym problemem Poznania są Krzesiny, gdzie hałas samolotów przekracza 100 decybeli. Duży problem istniał też przy wlotach do miasta, które nie zostały przebudowane - ulice Krzywoustego, Obornicka i obręby III ramy komunikacyjnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski