Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koncert Branforda Marsalisa: Jazzowa liga mistrzów

Marcin Kostaszuk
Branford Marsalis
Branford Marsalis M. Zakrzewski
- Jest wielu saksofonistów lepszych ode mnie, ale ja jestem lepszym muzykiem - to zdanie Branforda Marsalisa z ubiegłorocznego wywiadu dla "Jazz Forum" przypomina się po sobotnim koncercie jego kwartetu w Poznaniu. Świetnym, ale nie tak pamiętnym, jakby można było oczekiwać.

Elegancki Poznań rozpoczynał sobotni wieczór w miejscu cokolwiek dziwnym. Aula nowego centrum kongresowego Akademii Medycznej dotąd nie była wykorzystywana w celach koncertowych, ale akustycznej porażki nie było, co pozwala przypuszczać, że muzyka brzmiała tu nie po raz ostatni. Minus to akademicki chłód sali wykładowej - o stworzeniu intymnego klimatu nie było mowy.

Rzadko bywa się na koncercie tak intensywnym - półtorej godziny minęło błyskawicznie, bo w tym czasie zespół słynnego saksofonisty ani przez chwilę nie pozwolił na nudę. Swing, blues, ballada, solo, dialog, kulminacja - tempo było iście wariackie, a poziom nieziemski. Doznania z obserwacji muzyków można porównać z tymi, których doświadcza się na pokazie szybujących nad cyrkową areną akrobatów na trapezach: już wydaje się, że osiągają granicę ludzkich możliwości, ale za chwilę i ta granica pada.

Dobry przykład to "The Blossom Of Parting" - ballada rozwijająca się w porywający pojedynek saksofonu i perkusji, którą to "walkę" wygrali oczywiście obaj: bezbłędny Marsalis i obdarzony chyba dodatkową parą rąk Jeff Watts, w perkusyjnej sztuce dorównujący innemu Wattsowi - Charliemu z Rolling Stonesów. O dodatkowe dziesięć palców podejrzewać można z kolei wiecznie uśmiechniętego pianistę Joey'a Calderazzo, któremu w jazzową improwizację udało się wpleść nawet melodię… "Happy Birthday". Niemniej to dzięki niemu można było odnieść wrażenie, że muzycy nie traktują tego wieczoru specjalnie serio.

Brzmienie saksofonu Branforda Marsalisa jest pełne liryzmu, przynosi ukojenie i harmonię - ten stereotyp potwierdziły nawet najbardziej szalone popisy bohatera wieczoru, znakomicie zgranego (od dziesięciu lat!) ze swymi nie mniej wybitnymi muzykami. Słuchało się ich z zapartym tchem od początku do końca, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że dla samego kwartetu był to koncert jakich wiele.

Tym bardziej żałuję, że w ubiegłym roku nie doszedł do skutku wspólny projekt Marsalisa i orkiestry Agnieszki Duczmal.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski