Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Ostatnia rodzina". Opowieść o świecie, którego już nie ma [RECENZJA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Ci, którzy ich znali, w wielu kwestiach się z filmem nie zgadzają. Ale dzięki „Ostatniej rodzinie” historię Beksińskich może usłyszeć świat. Czas najwyższy.

Nie to, żeby światu nazwisko Beksiński było jakoś szczególnie obce. Obrazy Zdzisława mają swoich wielbicieli pod wieloma szerokościami geograficznymi. Choć są bez dwóch zdań sztuką jedyną w swoim rodzaju, to jednak wciąż niszową, chętnie kradzioną przez metalowe zespoły, które zdobiąc nią okładki swoich płyt chcą choć trochę podnieść rangę własnej twórczości. O Tomaszu, którego audycje w radiowej Trójce, a także tłumaczenia Monty Pythona i filmów o Jamesie Bondzie wychowały pokolenie dzisiejszych czterdziesto- i pięćdziesięciolatków, pamięta się przede wszystkim w Polsce. Jego samobójcza śmierć w 1999, a następnie zamordowanie Zdzisława w 2005 r. sprawiły, że coraz więcej osób zaczęło badać życiorysy ostatnich przedstawicieli rodu Beksińskich. Kwestią czasu była konstatacja, że ich biografie to gotowa historia na film.

Nagrodzona na festiwalach w Locarno i Gdyni „Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego weszła na ekrany kin dwa lata po ukazaniu się książki „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej. Wtedy, na kilkuset stronach autorce udało się zrelacjonować swoją podróż do hermetycznego świata Beksińskich. Złożyły się na nią rozmowy z bliższym i dalszym otoczeniem ojca i syna. Rezultatem był szczegółowy, pełen detali i niuansów portret Zdzisława i Tomasza. Portret mocno odczarowany, często zestawiający talenty bohaterów z osobliwościami, którym często można było przypisać jednostkę chorobową.

Z „Ostatniej rodziny” nie dowiemy się więcej niż z pracy Grzebałkowskiej. Dla tych, którzy lekturę mają za sobą, seans filmu Matuszyńskiego może być doświadczeniem uzupełniającym. Dla tych, którzy książki jeszcze nie czytali - ważnym pretekstem, by po nią sięgnąć.

Punktem wyjścia dla historii jest wprowadzenie się Tomka (Dawid Ogrodnik) na warszawskie blokowisko. Sanok, rodzinne siedlisko rodu Beksińskich obecny jest tu tylko w okazjonalnych wtrąceniach i na ujęciach z pogrzebów kolejnych członków familii.

Jeśli nie po całą prawdę o Zdzisławie i Tomaszu w najdrobniejszych szczegółach, to dlaczego warto iść na film Matuszyńskiego? Po pierwsze dla świetnego aktorstwa. Obsadzony w roli tego pierwszego Andrzej Seweryn zaciąga po wschodniemu, a granemu przez Ogrodnika Tomaszowi charakterystycznie łamie się głos. Równie ważną postacią dla filmu, choć zajmującą drugi plan, jest Zofia Beksińska (Aleksandra Konieczna), pokornie znosząca kolejne dziwactwa męża i syna matka Polka. Można odnieść wrażenie, że to ona gwarantowała im obu minimum normalności i dopóki żyła była niezwykle istotny wentyl bezpieczeństwa, bufor, dzięki któremu ich zderzenia ze światem nie kończyły się natychmiastową katastrofą. Choć niemal zawsze wisiała ona w powietrzu.

Ale „Ostatnia rodzina” to przede wszystkim pocztówka ze świata, którego już nie ma. Świata ciasnych, dusznych mieszkań z przeszklonymi drzwiami i półkami uginającymi się pod ciężarem płyt i kaset. Świata bardziej elektrycznego niż elektronicznego. Świata, gdzie pasja współistniała i toczyła nieustanny bój z demonami, którym i tak w końcu musiała ustąpić.

"Ostatnia rodzina" - zobacz zwiastun filmu

"Ostatnia rodzina"
Polska, 2016
reż. Jan P. Matuszyński
wyk. Dawid Ogrodnik, Andrzej Seweryn, Aleksandra Konieczna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski