Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stadion w Poznaniu. Kto zarobił miliony, a kto stracił na jego budowie?

Łukasz Cieśla
Kto zarobił, a kto stracił na budowie stadionu?
Kto zarobił, a kto stracił na budowie stadionu? Sławomir Seidelr
Stadion miejski przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu, jedna z największych inwestycji ostatnich dekad, miała kosztować 436 mln zł. Skończyło się na około 750 mln zł. Czy można było taniej? Tak, co zdaje się potwierdzać kolejna afera na budowie stadionu w Poznaniu. Nieprawidłowości wykazywały zresztą wcześniejsze kontrole Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Tym razem chodzi o doniesienia Adam Kuranta z firmy AK-Bud, jednego z głównych budowniczych stadionu.

Czy sztandarowa inwestycja ekipy poprzedniego prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego została przepłacona? Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że tak właśnie mogło być. O tym świadczy przykład firmy Ak-Bud, która uczestniczyła w modernizacji stadionu. I której właściciel, jak twierdzi, został oszukany na ponad 5 mln zł. Przez układ, który rzekomo powstał na placu budowy.

Ak-Bud nie jest jedną z wielu firm wykonujących drobne prace przy budowie obiektu sportowego w Poznaniu. To spółka, która uczestniczyła w modernizacji stadionu właściwie od samego początku, czyli od 2002 roku. Była odpowiedzialna m.in. za zadaszenie areny. I na tej budowie przetrwała aż do zakończenia inwestycji, co nastąpiło w 2010 roku. Ak-Bud nie podzielił losów budowlanych gigantów: Maksera i Hydrobudowy, które również modernizowały stadion w Poznaniu i później spektakularnie upadły.

Na czym polegał rzekomy układ, o którym mówi Adam Kurant, szef AK-Budu? Zdaniem Kuranta jego zaufany współpracownik Jan D. zawarł ciche porozumienie z podwykonawcami. Ci rzekomo zawyżali rachunki, a kiedy AK-Bud płacił im za prace, mieli dzielić się zawyżonym zarobkiem ze współpracownikiem Kuranta. Sprawą zajęła się prokuratura. Tylko w jednym wątku napisała akt oskarżenia.

Kłopoty z "prawą ręką"
Jan D., na którego skarży się Adam Kurant, przez dłuższy czas był jego "prawą ręką". Te dobre relacje jednak się popsuły. Według Kuranta, gdy zimą 2011 roku na stadionie pojawiło się CBA, które podejrzewało nieprawidłowości na budowie, Jan D. zaczął wykonywać nerwowe ruchy.

Adam Kurant: - Właściwie z dnia na dzień rozstał się z moją firmą. Powiedział, że musi wyjechać do Anglii na kurs językowy. Zacząłem podejrzewać, że chodzi o coś zupełnie innego.

Jan D., w związku z modernizacją stadionu na Euro 2012, szukał podwykonawców dla AK-Budu. Negocjował ich stawki. Zarabiał głównie na prowizji od zysku firmy.

Adam Kurant: - Kiedyś inny mój pracownik działał na moją szkodę. Dlatego po nagłym wyjeździe Jana D. tknęło mnie, żeby go sprawdzić. Zacząłem dzwonić do wskazywanych przez niego podwykonawców. Pytałem, czy coś mu płacili "na boku". Zaczęli dziwnie reagować na te pytania.

Sprawy nabrały tempa w 2012 r. Jan D. przystąpił do kontrataku. Jak tłumaczy, był oczerniany przez szefa AK-Budu. Podkreśla, że jednym z powodów ich rozstania był konfliktowy charakter Kuranta. Jan D. spotkał się potem z jego adwokatem i domagał się, by Kurant nie dzwonił do podwykonawców.

Jan D.: - Ten człowiek zaczął opowiadać bzdury na mój temat różnym ludziom z branży. Że jestem złodziejem, że już za moment pójdę do więzienia. Musiałem zareagować.

Jan D. na spotkaniu z adwokatem przedstawił dokumenty, które rzekomo podpisał z Kurantem w 2007 roku, w okresie, kiedy mieli dobre relacje. Ponoć przed laty obaj podpisali porozumienie, że Kurant wypłaci Janowi D. 1,5 mln zł. Jan D. pokazał też weksle in blanco i deklarację wystawioną przez Kuranta.

Adam Kurant: - W rozmowie z adwokatem D. stwierdził, że zrezygnuje z roszczeń, z weksli i z 1,5 mln zł, jeśli ja nie będę dochodził, jak on się rozliczał z podwykonawcami na stadionie. To był szantaż, poparty sfałszowanymi dokumentami. Nigdy nie zawarliśmy takiego porozumienia, nie wystawiłem też weksli, które nagle wyciągnął Jan D.

Dlaczego Jan D. chciał zrezygnować z 1,5 mln zł? Podczas spotkania z dziennikarzem "Głosu Wielkopolskiego" tłumaczył, że sporo już w życiu zarobił, a pieniądze nie są najważniejsze. Do wielu zarzutów swojego byłego szefa nie chciał się odnieść.

- Nikogo nie oszukałem, nie mam sobie niczego do zarzucenia. Pan Kurant skierował do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko mnie i kilku podwykonawcom. On zawsze potrzebował wroga, z którym może walczyć. Teraz, poprzez publikację w mediach, chce wywrzeć presję na świadków, których zamierzam powołać. Proces niebawem rusza. Ja i inni ludzie sporo wiemy o budowie stadionu i panu Kurancie. Ale wszystkie te niewygodne dla niego okoliczności poruszę w sądzie, nie w prasie - zapowiada D.

Pomoc za 290 tys. zł
Kurant skierował do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko Janowi D. i kilku podwykonawcom pracującym na stadionie. Zrobił to, bo prokuratura dwukrotnie, po jego zawiadomieniach, umorzyła sprawę. Podczas prokuratorskich śledztw wyszły na jaw następujące fakty.

Jednym z podwykonawców AK-Budu na stadionie była firma Tadeusza Roszkiewicza. Okazało się, że Jan D., już nie jako współpracownik AK-Budu, ale osoba prowadząca własną działalność, wystawiał faktury na firmę Roszkiewicza oraz jego syna. Za co? Roszkiewicz senior tłumaczył śledczym, że Jan D. zaproponował program naprawczy dla jego firmy, pożyczał pieniądze na wypłaty dla pracowników, mówił, w której hurtowni kupić tańsze materiały budowlane, nadzorował jego prace, dopilnowywał, by Roszkiewicz dostał na czas pieniądze, pomagał w obmiarach ścian, a czasami zwracał uwagę, że trzeba coś poprawić.

Łącznie tej pomocy uzbierało się tyle, że Roszkiewicz - twierdził, że z własnej woli - zapłacił Janowi D. 290 tys. zł. Czy między Roszkiewiczem a Janem D. była spisana jakaś umowa? Nie, bo jak tłumaczył Roszkiewicz, mieli do siebie zaufanie.
Jedna z faktur była wystawiona przez Jana D. na firmę syna Roszkiewicza. Ten, wezwany na przesłuchanie, nie wiedział, czego dotyczy dokument i za co zapłacił. Tłumaczył, że budowlanką zajmuje się jego ojciec.

Zadzwoniliśmy do Tadeusza Roszkiewicza. Powiedział, że z Janem D. od dawna współpracuje i go ceni.

- Pan Kurant nie został oszukany. Między nim a Janem D. powstał konflikt i wszyscy zostali w niego wmieszani. Do mnie przyszła policja, żadnych nieprawidłowości nie znalazła. Ja z tym wszystkim nie mam zresztą nic wspólnego - podkreśla Tadeusz Roszkiewicz.

Membrana z Mazowsza

Kolejnym podwykonawcą AK- Budu była firma Ryszarda Koniewicza z Grodziska Mazowieckiego. Przygotowywała membranę, która pokryła stalową konstrukcję stadionu przy Bułgarskiej. W marcu 2009 r. firmy Kuranta i Koniewicza zawarły umowę opiewającą na 5,6 mln zł. Zgodnie z nią firma z Grodziska Mazowieckiego miała wykonać projekt membrany, samą membranę, przywieźć ją do Poznania, czuwać nad jej montażem.

Co ciekawe, po pięciu miesiącach, w sierpniu 2009 roku, Koniewicz zawarł umowę współpracy z... Janem D. w kontekście przygotowania membrany. Obie strony nadały jej poufny charakter i zakazały ujawnienia zapisów osobom trzecim.

Adam Kurant: - Prace firmy z Mazowsza miał nadzorować Jan D. Ale w czasie śledztwa okazało się, że firma z Grodziska Mazowieckiego, wbrew umowie ze mną, nie wykonała wielu rzeczy leżących po jej stronie. Straciłem podwójnie, bo zapłaciłem jej za całość prac, mimo że to ostatecznie moja firma poniosła duże koszty transportu membrany czy zakupu okuć potrzebnych do jej montażu. A kiedy firma pana Koniewicza wystawiała nam faktury za swoje prace, a my przelewaliśmy jej pieniądze, to najczęściej tego samego dnia Jan D. wystawiał swoje faktury na firmę z Grodziska. Opiewały na kwotę o równowartości 26 procent faktury, którą my właśnie zapłaciliśmy tej firmie.

Kurant przyznaje, że za bardzo zaufał Janowi D. - Jeśli ktoś pomyśli, że zachowywałem się jak naiwniak, to się nie obrażę. Ale sprawy nie odpuszczę, zostałem okradziony - przekonuje szef firmy AK-Bud.

Ryszard Koniewicz, którego firma przygotowała membranę, uważa z kolei, że membranę zrobił najtaniej, jak się dało, rachunków nie zawyżał, a jego firma nie była w stanie sama wszystkiego wykonać. Dlaczego zawarł poufną umowę z Janem D.? Po tym pytaniu Koniewicz stwierdził, że mamy dzwonić do jego prawników.

Dlaczego Koniewicz płacił Janowi D. za faktury opiewające łącznie na 902 tys. zł? Koniewicz stwierdził, że Kuranta i Jana D. traktował jako jeden podmiot i nie rozumie zamieszania. Jego zdaniem obaj panowie, kiedyś bliscy znajomi, kłócą się teraz "o jakieś groszowe sprawy", on nikomu nic nie zabrał, stara się żyć uczciwie, na wszystko były faktury.

"Uzasadnienie" na 54 strony
Po zawiadomieniu złożonym przez Kuranta w 2012 roku pierwsze śledztwo prowadził prokurator Adam Furgal z Prokuratury Rejonowej Poznań Grunwald.

W czerwcu 2013 r. je umorzył. Decyzja prokuratora liczyła 54 strony, wnioski zajęły mu pół kartki. Prokurator stwierdził, że obie strony sporu są zainteresowane jego rozstrzygnięciem na swoją korzyść, a dowodów nie można traktować wybiórczo. W sprawie fałszowania dokumentów przez Jana D. i jego rzekomo układu z podwykonawcami nie znalazł "danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa".

Na lakoniczne wnioski prokuratora Furgala zwrócił uwagę sędzia Robert Kubicki z Sądu Rejonowego Poznań Grunwald. Do niego trafiło zażalenie, które na decyzję o umorzeniu śledztwa złożył Adam Kurant.

Sędzia nakazał wznowić śledztwo. Wskazał, że zgromadzone dowody nie doczekały się prawidłowej oceny. Sędzia wytknął prokuratorowi Furgalowi, że uznał wersję D. za wiarygodną. A przecież, jak napisał sędzia, D. w zeznaniach wielokrotnie mijał się z prawdą, nawet w kwestiach drugorzędnych, jak choćby posiadanego wykształcenia.

Budowlaniec na pierwszych przesłuchaniach twierdził, że ma wykształcenie wyższe. Potem przyznał, że chciał sobie dodać prestiżu i tak naprawdę jest w trakcie studiów zaocznych. Sędzia Kubicki dziwił się także, że w 2012 roku Jan D. był gotowy zrezygnować z 1,5 mln zł, które gwarantowało rzekome pisemne porozumienie sprzed lat. A zadowalał go ułamek tej kwoty - 58 tys. zł za inny kontrakt AK-Budu.

Sędzia wskazał ponadto, że dowody zdają się potwierdzać, że Jan D. był jednocześnie powiązany z AK-Budem i podwykonawcami. I choć nie miał zakazu konkurencji, było to co najmniej naruszenie dobrego obyczaju. Śledztwo wznowiono, trafiło szczebel wyżej - do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, do prokurator Katarzyny Pietrzak. W lutym 2015 r. umorzyła sprawę. W wątku, który dotyczył rzekomych malwersacji i współpracy D. z podwykonawcami.

Prokurator uznała, że nie doszło do zjawiska korupcji gospodarczej. W trakcie postępowania ustaliła "dwie konkurujące ze sobą wersje". I choć większość okoliczności wskazanych przez Kuranta została potwierdzona przez jego pracowników, to świadkowie ci nie byli przy rozmowach szefa z Janem D. Prokurator Pietrzak stwierdziła również, że zamontowana membrana wcale nie była droższa od innej oferty. Odnosząc się do zeznań Jana D., prokurator napisała, że choć są w nich niejasności i sprzeczności, to jeszcze nie oznacza, że wyrządził firmie Kuranta znaczną szkodę majątkową. Branie przez niego pieniędzy od podwykonawców oceniła jako wątpliwe etycznie i sprzeczne z dobrymi obyczajami gospodarczymi. Wskazała jednak szefowi AK-Budu, że swoich roszczeń wobec D. może dochodzić na drodze cywilnej, a nie karnej.

Nawet 25 lat więzienia

Gdy prokuratura prawomocnie umorzyła wątek współpracy Jana D. z podwykonawcami, Kurant poskarżył się na śledczych do CBA. - Nie prowadzimy takiej sprawy - informuje nas Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA.

Inny finał miał wątek dotyczący fałszowania dokumentów, na które powoływał się Jan D. po zerwaniu współpracy z Kurantem. Prokurator Pietrzak tę sprawę wyłączyła do odrębnego śledztwa. Niedawno oskarżyła Jana D. o to, że wykorzystał czyste kartki papieru z podpisami Kuranta i sporządził z nich weksle in blanco, deklaracje wekslowe i porozumienie, w którym Kurant rzekomo deklarował wypłacenie mu 1,5 mln zł.

Powodem fałszerstwa, według prokurator, była chęć uwiarygodnienia roszczeń przez D., a nie powstrzymanie Kuranta przed sprawdzeniem relacji finansowych z podwykonawcami. Jan D. do winy się nie przyznaje. We wrześniu rusza jego proces. Podrabianie weksla jest zagrożone karą nawet do 25 lat więzienia.

Na razie jedynym skazanym w sporze o wielkie pieniądze jest Kurant. W sądzie, na korytarzu, przy okazji jednej ze spraw, wyzwał Jana D. i podwykonawców, że są złodziejami. Ci prywatnie oskarżyli go o zniesławienie, a sąd skazał Kuranta.

- Tak ich nazwałem i z niczego się nie wycofuję - mówi Adam Kurant.

Z wyliczeń Adam Kuranta wynika, że poprzez działania Jana D. i podwykonawców jego firma straciła łącznie ok. 5,8 mln zł. Co ważne, w przeciwieństwie do Hydrobudowy, głównego budowniczego stadionu, firma Kuranta nie upadła, prowadziła też jeszcze inną działalność. Czy jednak koszty budowy stadionu zawyżano, skoro miało dochodzić do tak dużych nadużyć na szkodę AK-Budu, a mimo to firma wciąż działa?

- Na to pytanie powinna odpowiedzieć Hydrobudowa, która w konsorcjum wygrała przetarg, oferując przecież najniższą cenę - przekonuje Adam Kurant.

Kosztami i rozbudową stadionu zajmowała się poznańska Prokuratura Okręgowa. Nikomu nie postawiła zarzutów, a w niektórych wątkach nawet nie wszczynała śledztwa.

Na stadionie wszyscy kradli?
W 2013 roku "Gazeta Wyborcza" pisała o licznych nieprawidłowościach na placu budowy. Powołała się też na słowa projektanta stadionu Wojciecha Ryżyńskiego, który miał stwierdzić, że "przecież na tej budowie kradli wszystko, co dało się wynieść". Po artykule, Ryżyński zaprzeczył, by wypowiedział takie słowa.
Stadion rozbudowano za kadencji prezydenta Ryszarda Grobelnego. Jak on ocenia tę inwestycję? - Nie powiem, że wszystko odbyło się bezproblemowo. Doszło przecież np. do zamiany wełny mineralnej na styropian, co wpłynęło na kwestie ochrony przeciwpożarowej. Ale nie mam żadnych przesłanek, by twierdzić, że były błędy po stronie nadzoru - mówi Ryszard Grobelny.
Budowa stadionu, według danych oficjalnych kosztowała 747 mln zł. Stadion może pomieścić 42 837 widzów.

Kontrole CBA
Zastrzeżenia CBA, które skontrolowało budowę, dotyczyły modernizacji stadionu. CBA wskazywało, że koszty budowy rosły nieprzewidywalnie i nie było nad tym właściwej kontroli. Na budowie wyszły też na jaw liczne usterki. A część prac, jak wykryło CBA, zlecano bez przetargów. CBA zawiadomiło poznańską prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa podczas modernizacji. Prokurator Dorota Milecka odmówiła jednak wszczęcia śledztwa, uznając, że nie doszło do złamania prawa. Prokuratura Okręgowa - jej Wydział VI - prowadziła łącznie pięć spraw ws. stadionu. Wszystkie zakończyły się umorzeniem lub decyzją o odmowie wszczęcia śledztwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski