To najzabawniejszy film, jaki zobaczycie w polskich kinach w tym roku. Koniec recenzji. Choć dla przyzwoitości wypadałoby jeszcze dodać: najzabawniejszy, jeśli oczywiście tak samo głośno śmiejecie się na wyrafinowanych żartach co dowcipach poniżej pasa.
Bardzo bałem się, że opowiadający o przyjaźni dorosłego mężczyzny z żywym, wyjątkowo zdemoralizowanym misiem przytulanką "Ted", stanie się fontanną humoru rodem z najgłębszych zakątków wojskowych koszar; wszak pijąca i zbereźna na potęgę maskotka prowokuje do nich sama sobą. Tymczasem komedia Setha McFarlane’a jest tak uniwersalna, że rozśmieszy zarówno dresiarza, jak i profesora. Tu świńskie kawały przeplatają się z dowcipkowaniem na temat Kierkegaarda i - co najlepsze - i te, i te są tak samo znakomite. A przy tym "Ted" jest naprawdę świetnie opowiedzianą historią o dorastaniu w wieku 35 lat, gdy jedna część człowieka marzy o ustatkowaniu się u boku ukochanego partnera (w "Tedzie" uosobionego pod apetyczną postacią aktorki Mili Kunis), a druga tęskni do małoletnich nocy filmowych z Flashem czy Indianą Jonesem.
My mamy "Misia", Amerykanie "Teda". Za Oceanem tę najeżoną aluzjami do tamtejszej popkultury historię widzowie pokochali, ale kulturowa bariera nie powinna być dla Polaków przeszkodą. Z sprośnych żartów śmieje się przecież każdy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?