– Ale co tam, warto było – koleżanka babie relacjonowała. – Trochę się po tej mokrej trawie potarzałam, w końcu ją jednak dorwałam…
O kotkę chodziło ukochaną, a niewdzięczną taką, co to z domu z przyczyn niewyjaśnionych uciekła, depresję jesienną koleżanki pogłębiając jeszcze. Pieszczona, czesana, łakociami karmiona wolność wybrać postanowiła.
– Może w miłość popadła? – baba pomysł podsunęła. Ale okazało się, że nie, bo raz, że nie marzec, a dwa, że codziennie koleżance pokazywała się samotnie z daleka. Podejść jednak za nic nie chciała. Gdy koleżanka krok w jej stronę robiła, w panice uciekała. Aż nastał ów poranek, gdy przyjaciółkę miauczenie żałosne obudziło. Spod okna gdzieś dobiegało, no to ona na trawnik, a żeby kotki wzrostem swym słusznym nie przestraszyć, to na czworakach nawoływać ją zaczęła.
– Koty generalnie to dranie – inna przyjaciółka milcząco historii wysłuchująca dotąd się odezwała. – Przynajmniej kosztów nie poniosłaś, nie to co ja…
U koleżanki pies z kotem na wsi żyją jak pies z kotem właśnie. Nie ma więc możliwości wspólnego ich dowiezienia do weterynarza. Najpierw więc pies na szczepienie przeciw wściekliźnie do Poznania pojechał. W drugiej turze kot Melchior.
– O, ale on przecież w ubiegłym roku zaszczepiony był – weterynarz się zafrasował. – A koty raz na dwa lata wystarczy…
Widząc, że koleżanka też się jazdą niepotrzebną zafrasowała, radę szybko znalazł: – Ale możemy go na kocią białaczkę zaszczepić. Koty najczęściej na nią padają…
– Najczęściej to pod samochodami padają – przyjaciółka sprostowała. I żarcik dodała, że szczęście całe, że koty siedem żyć mają.
– Na to szczepionki nie ma – weterynarz ręce bezradnie rozłożył. – To co? Białaczka? Jeden zastrzyk, a do końca życia zabezpiecza.
Koleżanka głową pokiwała, osiemdziesiąt złotych naszykowała i poczucie zyskała, że kota po próżnicy trzydzieści kilometrów nie wiozła. Melchior dzielnie zastrzyk zniósł, który to weterynarz w kociej książeczce zdrowia odnotować zamierzał.
– Ojej, on już był zaszczepiony na białaczkę – wpis dawny przeczytał, a widząc złą koleżanki minę, szybko uspokajająco dodał: – Na drugie życie w takim razie mieć będzie…
A baba to dziada zaszczepić chciała. Przeciw grypie, ale się nie dał. Przekonywała, że co roku w chorobę popada.
– Ciepło ubierał się będę i nic mi się nie stanie – obwieścił. – Kurtkę kupić muszę…
Zadzwonił do pracy do baby, że kolega w idealnej dla niego kurtce przyszedł i że koniecznie baba ma z nim na zakupy się udać.
– Może jaśniejszą weźmiesz? – baba radziła, ale ów głową pokręcił.
– Ta za krótka na marynarkę będzie – na inną wskazała, ale też się nie zgodził. Uparł się przy takiej, co to przyjaciel ją ma.
– Dziadzie, zła jestem, bo bierzesz mnie, żebym ci poradziła, a później rad żadnych nie słuchasz – w drodze powrotnej baba się odezwała. A dziad zdziwienie wyraził:
– Ja chciałem żebyś mi radziła?
– No pewnie, to po co mnie do sklepu ciągnąłeś?
– Jak to po co? – zdziwienie dziada nie opuszczało. – Żebyś zapłaciła…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?