Łypnęła baba na dziada, co przy swoim laptopie pracował. Wzrok jej poczuł widać, bo łypnięciem się odwzajemnił w momencie, gdy po torebkę sięgała, celem wzięcia na wypadek wszelki karty kredytowej.
– Co się tak babo przy kompie miotasz? – zapytał.
– Nic teraz nie mów, bo się pomylę! – baba brzydko się odezwała, bo wciągać go w temat nie chciała, z powodu takiego, że dziad całkiem inaczej niż koleżanka dziecka rozsądne myślenie pojmuje. – Powiem jak skończę.
A potem to jakby sama swoimi słowami zobowiązana się poczuła. Wystarczyło jedno jeszcze ponaglenie, że tam wszyscy, ale to wszyscy kierowcy autostopowiczów zabierają, a noclegi w hostelach jak się śpiwór ze sobą ma, to groszowa sprawa całkiem.
– Dziadzie, na Islandię lecę! – oświadczyła transakcję zakończywszy.
– Po co? – dziad się zadziwił. – Przecież tam nic nie ma.
– A gejzery? Wulkany? Laguny? – wymieniała baba, ale ów ręką machnął tylko, bo dla dziada jak kościołów starych nie ma, to nic nie ma.
W każdym razie w chwili, gdy słowa te w gazecie się ukazują, to baba nie wiadomo jak, ale Islandię ową przemierza. Dziada to najbardziej pakowanie cieszyło, bo te bilety tanie takie były, ale z podręcznym bagażem jedynie. Plecak 55 centymetrów. Osiem kilo. W tym śpiwór. Z żalem baba bluzę po bluzie odkładała i koszulkę po koszulce też.
– Babo, czytałam, że jak ktoś się nagle na takie wariackie wyjazdy decyduje, to to kryzys półmetka być może – dziecko co jeszcze w kraju jest się odezwało.
– Półmetka? Ty dodawać nie umiesz – dziad się wtrącił. I już znacznie ciszej, w przekonaniu, że baba nie usłyszy dodał: – Raczej podrygi ostatnie…
Ani skromność bagażu, ani dogadywania dziada humoru wyjazdowego babie nie zepsuły, zwłaszcza, że przyjaciel z wizytą przyszedł, co już na Islandii był. I mówił, że to podróż życia jego była.
– Jacy tam ludzie życzliwi są! – zachwycał się.
– No właśnie, podobno wszyscy autostopowiczów zabierają? – baba spytała. I kolega przytaknął, że i owszem, tyle, że mało ich tam jeździ. Czasami to godzin parę poczekać trzeba. Ale jak w końcu samochód się pojawi, to chętnie kierowca drogi nadłoży, aby wodospad na ten przykład pokazać. Do domów zapraszają nawet. Przyjaciel baby to kolację z rodziną islandzką jadł.
– To nasza specjalność – pani domu obwieściła półmisek wnosząc. No i wtedy przypomniał sobie, że islandzka specjalność to gnijący rekin jest, a całkiem spory kawałek czegoś bliżej nieokreślonego dostał. Na uwagę gospodarza, że mało coś je, wyznał w końcu, że jakoś tak ta gnijąca ryba…
– Jaka ryba? Wiemy, że wy na kontynencie uprzedzenia dziwaczne macie, mięso świeże też jadamy – gospodyni się roześmiała, a kolega solidny kawałek do ust z ulgą włożył.
– To inna nasza specjalność – Islandka kontynuowała, gdy ów spokojnie już jadł. – To baranie jądra są…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?