Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwalniane zawody protestują. Czy będziemy płacić więcej?

Mateusz Ludewicz
Prowadzący szkoły nauki jazdy chcą, aby kurs kosztował 1600 zł, a egzamin 500 zł.
Prowadzący szkoły nauki jazdy chcą, aby kurs kosztował 1600 zł, a egzamin 500 zł.
Najpierw przeciw deregulacji zawodów protestowali taksówkarze, pośrednicy obrotu nieruchomościami i przewodnicy turystyczni. Teraz o ustalenie odgórnej minimalnej ceny kursu na "prawko" upominają się szkoły nauki jazdy. Pierwsi twierdzą że, propozycja rządu uwolnienia dostępu do zawodów doprowadzi do dużego spadku jakości usług i tylko nieznacznego spadku cen, drudzy w niemal dwukrotnym podniesieniu opłat widzą szansę na rzetelne szkolenie i większe bezpieczeństwo na drogach.

Coraz większe są jednak też wątpliwości: Czy sprzeciw wobec deregulacji i propozycje kolejnych regulacji to troska o dobro konsumenta czy po prostu strach przed stratą części zysków?

- Według naszych wyliczeń dobrze przeprowadzony kurs na prawo jazdy powinien kosztować około 1800 zł - twierdzi Roman Stencel, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Ośrodków Szkolenia Kierowców. Dzisiaj w Poznaniu koszt kursu na "prawko" to około 1200 zł, a i tak wiele szkół konkuruje o klienta, proponując różne promocje.

To jednak nie zraża inicjatora zmian. - Wyższa powinna być także cena samego egzaminu. Dzięki temu wzrośnie zdawalność, a kursanci, którzy nie są pewni swoich umiejętności, będą po prostu brali dodatkowe lekcje - przekonuje Stencel.

Jego zdaniem minimalna opłata za kurs ma przyczynić się do lepszego szkolenia młodych kierowców. - Szkoły zaczną rywalizować jakością usług, a nie ceną - twierdzi. I wylicza: - Jedni zaproponują więcej godzin w ruchu drogowym, inni jazdę po macie poślizgowej. Rzetelne będzie też szkolenie teoretyczne. Dzięki temu na naszych ulicach będzie bezpieczniej.


Czytaj także:
Gowin w Poznaniu zapowiada deregulację około 230 zawodów
Rząd chce zniesienia licencji dla wielu zawodów

Czy jednak wyższa cena kursu nie spowoduje, że części chętnych nie będzie mogła sobie na niego pozwolić? - W latach dziewięćdziesiątych opłata była na poziomie średniej płacy krajowej. Teraz proponujemy koszt poniżej połowy tej kwoty. To nie powinno ograniczyć dostępu do kursu - ucina Stencel.

Instruktorzy nie zamierzają tylko "ponarzekać". Chcą swoje propozycje złożyć w Warszawie, w resorcie transportu.

Podczas gdy jedni proponują ustalenie minimalnej ceny za oferowane usługi, inni protestują przeciw deregulacji ich zawodów. Protest niby inny, ale cel podobny - poprawić swoją sytuację lub zachować status quo. W ubiegły czwartek w marszu pod Sejm w stolicy swój sprzeciw wobec rządowych planów otwarcia dostępu do zawodu wyrażali przedstawiciele rynków nieruchomości.

- Nie można oddać dorobku całego życia w ręce niedoświadczonej i niekompetentnej osoby, która twierdzi, że się na czymś zna - mówi Jerzy Sielicki, prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami. - Nasi klienci potrzebują fachowości i uczciwości. Tylko licencjonowany agent jest w stanie spełnić te kryteria - dodaje.
Zdaniem Sielickiego deregulacja zawodu pośrednika w obrocie nieruchomościami wcale nie przyczyni się do spadku cen w tej branży. - Rynek jest ograniczony, a konkurencja istnieje już od dawna - twierdzi. I dodaje: - Deregulacja wprowadzi tylko chaos i na pewno nie wyjdzie na dobre klientom.

Chaos może też wprowadzić brak obowiązkowych egzaminów z topografii miasta dla taksówkarzy, tak przynajmniej twierdzą oni sami. Przeciwko całkowitemu uwolnieniu dostępu do tego zawodu protestowali wczoraj kierowcy z Krakowa, blokując ulice miasta. Ci ze stolicy Wielkopolski na razie nie planują podobnej akcji.

- Nam chodzi głównie o wysoką jakość usług, które oferujemy. Jeżeli nie będzie obowiązkowego egzaminu z topografii miasta, to tej jakości nikt nie będzie w stanie zagwarantować - tłumaczy Zbigniew Rymaniak z Poznańskiego Stowarzyszenia Taksówkarzy.

Nawet jeżeli zawód zostanie uwolniony i za kierownicę taksówki będzie mógł wsiąść każdy, to korporacje i tak nie będą przyjmowały nowych członków.

- Już w tej chwili jest zbyt wielu kierowców i w związku z tym działamy na granicy opłacalności - twierdzi Rymaniak. - Po deregulacji ceny i tak nie będą niższe bo, przy uczciwym prowadzeniu działalności jest to po prostu niemożliwe. Pasażerowie na pewno odczują natomiast spadek jakości usług - prognozuje.

O niższej jakości usług mówią wszyscy przedstawiciele uwalnianych zawodów. I choć jednym tchem dodają, że ceny i tak nie będą niższe to jednak protestują... dla dobra klienta.

Regulować można też cenę
Nie tylko właściciele szkół jazdy widzą sens w odgórnym regulowaniu cen kursów. Podobny ruch wykonali już komornicy, którzy jednak nie musieli występować w tej sprawie do ministerstwa.
Znowelizowany na początku 2012 roku Kodeks Etyki Zawodowej Komorników zakłada, że każdy przedstawiciel tej profesji, który nie weźmie zaliczki od wierzyciela albo zrezygnuje z części swojego wynagrodzenia, naraża się na konsekwencje dyscyplinarne. Grozi mu upomnienie lub nawet wydalenie z zawodu. Takie zapisy mają być krokiem w stronę uczciwej konkurencji, która ostatecznie zawsze jest korzystna dla samego klienta. Przepisy te mają także przyczyniać się do wyrównywania szans małych i dużych kancelarii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski