Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe 2018: Debata prezydencka Tomasza Lewandowskiego i Jarosława Pucka w studiu "Głosu Wielkopolskiego"

Łukasz Cieśla
Debata "Głosu": Tomasz Lewandowski vs Jarosław Pucek
Debata "Głosu": Tomasz Lewandowski vs Jarosław Pucek Waldemar Wylegalski
Kontynuujemy cykl przedwyborczych debat prezydenckich „jeden na jednego”. W środę w redakcji "Głosu Wielkopolskiego" spotkali się z nami Tomasz Lewandowski (kandydat Lewicy na prezydenta) oraz Jarosław Pucek (komitet Dobro Miasta).

Każda z debat została podzielona na trzy części. W pierwszej z nich to dziennikarze „Głosu Wielkopolskiego” zadawali pytania kandydatom na prezydenta. W drugiej części kandydaci mogli zadawać pytania sobie nawzajem. Z kolei ostatnia część polegała na zadaniu kandydatom pytań od Czytelników.

Runda I

Pytania dziennikarzy

Spieraliście się niedawno na facebooku o sprawę Warty Poznań, w kontekście wycofania się rodziny Pyżalskich ze sponsorowania tego klubu. Fakty są takie, że piłkarze tego zasłużonego klubu nie mogli grać swoich meczów w Poznaniu. Czy miasto powinno wspierać takie kluby, jak Warta? W jaki sposób rozwijać sport w mieście?

Tomasz Lewandowski: W Poznaniu razem z radnymi wszystkich klubów radnych stworzyliśmy system wsparcia dla gier zespołowych, dla klubów z najwyższych klas rozgrywkowych. By nie było jak w poprzednich latach – przepraszam za kolokwializm - „kolędowania” działaczy i kibiców tych klubów do władz Poznania z prośbą o pieniądze. Wprowadziliśmy jasne kryteria. Dzisiaj środki dla klubów są uzależnione od wyników sportowych. Mam ambicję rozwijać ten system, zwiększać środki dla gier zespołowych. Uzależniliśmy przydział środków miejskich, by druga część była od prywatnych przedsiębiorców. Potrzebne jest wsparcie miasta w infrastrukturę tych klubów. Skoro miasto stać było na wybudowanie za prawie 800 mln zł stadionu miejskiego, z którego dziś głównie korzysta Lech Poznań, to stać powinno być miasto także na wsparcie Warty Poznań. Pomożemy temu klubowi w zakresie oświetlenia, może przy budowie trybun.

Jarosław Pucek: Jeśli z tego sporu ma się jakieś dobro narodzić, to bardzo dobrze, że władze teraz zareagowały. Do pewnego momentu nie było zainteresowania miasta w pomoc Warcie, a tak naprawdę sprowadzałoby się to do zainwestowania 700 tysięcy złotych w sztuczne oświetlenie. W pozostałym zakresie Warta by sobie poradziła. Już od wiosny było wiadomo, że Warta nie spełnia warunków licencyjnych na grę w I lidze piłkarskiej. Miasto w tej sprawie nic nie zrobiło, rozmawiałem o tej sprawie z kilkoma radnymi, mówili, że nie ma żadnej inicjatywy. Warto wspierać profesjonalne klubu, bo to relatywnie niewielkie obciążenie budżetu, a duża wartość promocyjna dla miasta. Niestety Poznań nie ma szczęścia, by mieć tak silne marki, które chciałyby wspierać sport, jak w Gdyni czy w Krakowie.

Tomasz Lewandowski: Za rządów Ryszarda Grobelnego nie było wsparcia systemowego. Teraz został zrobiony progres.

Jarosław Pucek: Tak było, panowało przekonanie, by dofinansować głównie sport dzieci i młodzieży. Dobrze, że to się zmieniło.

Pytanie do Tomasza Lewandowskiego

Pan często fotografuje się z psami, niektórzy żartują, że psy są nawet wypożyczane na potrzeby sesji fotograficznej. Ale chcę zapytać o koty i o ludzi. Czyli o nielegalną hodowlę kotów pani Ewy Zgrabczyńskiej, która została szefową poznańskiego zoo i którą pan popiera. Czy pan w jakikolwiek sposób pomógł mieszkańcom kamienicy na Jeżycach, którzy mówili, że przeszli gehennę przez smród towarzyszący nielegalnej hodowli kotów?

Tomasz Lewandowski: Przeogromny hejt, nakręcanie spirali nienawiści wobec pani dr Zgrabczyńskiej rozpoczął się, gdy odważyła się startować na dyrektora zoo. Komisja konkursowa, w której byli radni wszystkich klubów, jednomyślnie poparła jej koncepcję rozwoju zoo. Została dyrektorem, od tego czasu wszystko zmieniło się w ogrodzie. Lepsza jest opieka weterynaryjna nad zwierzętami, nie chowa się pod dywan kwestii problematycznych, zrealizowaliśmy ponad 30 inwestycji w starym i nowym zoo. Czy Ewa Zgrabczyńska powinna hodować koty w kamienicy? Uważam, że nie i powinna brać pod uwagę zdanie sąsiadów. Gdy pojawiły się wątpliwości, powinna przenieść hodowlę. To nastąpiło, ale za późno. Doszło do niepotrzebnych sporów z sąsiadami. Powinna przeprosić, przenieść tę hodowlę i tyle. Natomiast absolutnie nie wpływa to na moją ocenę jej pracy w ogrodzie, do którego przychodzi rekordowa liczba odwiedzających.

Pytanie do Jarosława Pucka

Podczas naszej poniedziałkowej debaty wskazał pan, że podobnie jak pan, prezydent Poznania Cyryl Ratajski zamieszkał poza miastem, w Puszczykowie. Ale nie zawsze tak było, bo mieszkał również w Poznaniu, przy ul. Chopina. Ważniejsze jest to, że był kojarzony jako lokalny społecznik, angażujący się w życie okolicznych mieszkańców. Proszę powiedzieć, co pan zrobił dla lokalnej społeczności, czyli mieszkańców Siekierek Wielkich, tam, gdzie pan mieszka?

Jarosław Pucek: Nie angażuję się w życie społeczne Siekierek Wielkich, myślę, że nie ma takiego obowiązku. Prezydent nie musi być społecznikiem. Powinien być menedżerem, znać miasto, umieć nim zarządzać. Nigdzie nie jest powiedziane, że tylko społecznik może to robić. Nie ma zresztą takiego prezydenta-społecznika w Polsce, może z wyjątkiem prezydenta Ferenca w Rzeszowie, który ma opinię takiego gospodarza, coś w stylu Cyryla Ratajskiego.

Pytanie do Tomasza Lewandowskiego

Przy ul. Składowej i Towarowej jest siedem lokali socjalnych, są już dwa lokale treningowe. Ideą mieszkań miało być nietworzenie gett, a w całym budynku miało być nie więcej niż jedno takie mieszkanie. Ale jak widać, miasto nie zawsze trzyma się tej zasady. Sami mieszkańcy mówią z kolei, że nie informuje się ich o takich trudnych lokatorach, a życie z nowymi sąsiadami nie jest łatwe. W związku z tym wasz program uważa pan za sukces? Ile on kosztuje?

Mamy około 150 lokali socjalnych ze wsparciem treningowym. To była odpowiedź na problem omawiany w zeszłej kadencji, kiedy mówiono o trudnych lokatorach wprowadzonych do budynku przez miasto. Potem byli zostawiani, były spore problemy. Program nasz jest próbą rozwiązania problemu. Dzisiaj w tych lokalach mamy trenerów z różnych NGO, psychologów, którzy pomagają tym ludziom wyjść na prostą. Obecność w tych lokalach jest krótka, od 6 do 12 miesięcy. Byłoby idealnie, gdyby w jednym budynku był jeden taki lokal. Ale mamy pewne ograniczenia lokalowe. Jednak to nie jest taki problem, jak przy Nadolniku 15, gdzie umieszczono tylko lokale socjalne.

Jarosław Pucek dopytuje: Czy prawdą jest, o czym pisał „Głos Wielkopolski”, że kiedyś wyprosił pan z gabinetu sąsiadów jednego z takich lokali treningowych?

Tomasz Lewandowski: Pierwszy raz w czasie mojej dwuletniej służby dla mieszkańców zdarzyło się, że po godzinnej rozmowie z lokatorami powiedziałem, że nie dojdziemy do porozumienia i proszę, aby to spotkanie zakończyć. To byli mieszkańcy z lokali wykupionych od miasta z bonifikatą sięgająca czasami 300 tys. zł. Ci ludzie, którzy skorzystali na bonifikatach, nagle mieli pretensje do miasta, że ono, w swoim przecież lokalu, po sąsiedzku z nimi tworzy lokal treningowy. Skarżyli się, że to obniży wartość ich mieszkań. Tego typu egoistyczne zachowanie jest nie do przyjęcia. Ci mieszkańcy powiedzieli, że zmuszą nas byśmy sami zrezygnowali z tej lokalizacji, że zamontują kamery, będą filmować tych ludzi i ich napiętnują. W tym momencie, po ludzku, nie wytrzymałem. Tego typu egoistycznego zachowania nie jestem w stanie zaakceptować. Powiedziałem, że spotkanie dobiegło końca.

Pytanie do Jarosława Pucka

Był pan wieloletnim szefem ZKZL, jest pan kojarzony z kontenerami socjalnymi, zwanymi przez niektórych gettami. Czy nadal uważa pan, że kontenery to właściwe miejsce dla trudnych lokatorów?

Jarosław Pucek: Kontenery nie były idealnym rozwiązaniem, ale były rozwiązaniem jakiegoś problemu. Pan Lewandowski ma inna perspektywę. Ja zawsze wsłuchiwałem się w głos sąsiadów tych trudnych lokatorów, bo ci ludzie mają prawo żyć w spokoju. Miasto, policja, służby socjalne – nikt nie miał pomysłu, jak ten problem rozwiązać. Kontenery stanęły, ale nikt do końca się nie zainteresował, kto tak naprawdę w nich zamieszkał. Jednym z ich mieszkańców został człowiek odsiadujący wyrok, wcześniej wyszedł z więzienia i wrócił do odmu. Sąd rodzinny i matka tych dzieci pisali do nas rozpaczliwe listy, ponieważ sąd zabrał dzieci z tamtego domu do domu dziecka, bo nie mogły mieszkać tam, gdzie sprawca. Tego rodzaju patologie miały miejsce. Zlikwidowano potem kontenery, ale nikt nie zaproponował niczego w zamian. Lokale treningowe to nie jest odpowiedź, ponieważ to nie są ci ludzie, którzy na co dzień zakłócają spokój sąsiadom. Nie było odwagi podjęcia tego tematu na nowo, a większość poznaniaków wypowiadała się pozytywnie o tym programie, może poza środowiskami lewicowymi i „Gazetą Wyborczą”. Kontenery to nie był najszczęśliwszy pomysł, ale pomógł konkretnej liczbie ludzi.

Tomasz Lewandowski dopowiada: Postawiono 10 kontenerów za około 1 milion zł. Czyli postawienie jednego kontenera kosztowało około 100 tys. zł. Tyle, ile wtedy kosztowała budowa niewielkiego mieszkania. Poza tym po zmianie rządów pomogliśmy ludziom naszym programem. Mamy też mnóstwo sytuacji awaryjnych. Była para, przesympatyczna, ale z kłopotami z uzależnieniami. Dziecko zostało im odebrane. Gdyby trafili do lokalu socjalnego pewno byliby uciążliwi dla sąsiadów, a dziecko zamiast do rodziny zastępczej, zostałoby znalezione martwe. Tam dochodziło do patologicznych sytuacji. A podpieranie się przez pana Pucka przypadkiem człowieka, który zbłądził i zachowywał się skandalicznie...

Jarosław Pucek: Zbłądził? On znęcał się nad rodziną, nad dziećmi.

Tomasz Lewandowski: Posługiwanie się jednym przypadkiem na dziesięć kontenerów, nie daje pełnego obrazu. Wmawialiście pozostałym osobom, że pójdą tam na 6 miesięcy, bo teraz nie macie lokalu socjalnego, a potem je przeniesiecie. Do kontenerów, poza tą jedną osobą, trafiały osoby najmniej asertywne, które nie potrafiły odmówić.

Jarosław Pucek: Mówiliśmy od początku, że kontenery nie rozwiązują wszystkich problemów, bo na przykład nie miały tam trafiać kobiety. Mieliśmy świadomość, że przeniesienie człowieka od razu go nie uzdrowi, ale sąsiedzi mają prawo do mieszkania w spokoju. Nikt z nas jednak nie mówił, że kontenery rozwiązują wszystkie problemy.

Tomasz Lewandowski: Gdyby pan był uczciwy, to powiedziałby pan, po co kupiono te kontenery. Było ich 50. W przypływie szczerości pana były przełożony wiceprezydent Mirosław Kruszyński powiedział na komisji w Radzie Miasta, że kontenery to odpowiedź na brak lokali socjalnych w mieście, że miasto musi płacić za to odszkodowania.

Jarosław Pucek: Tak, powiedział to w lutym 2009 roku, ja przyszedłem w kwietniu 2009 roku i właśnie dokonaliśmy korekty, program został zmieniony. Kupiono 25 kontenerów, a nie 50 kontenerów, pan myli fakty.

Tomasz Lewandowski: Wstydźcie się za ten program, przeproście.

Jarosław Pucek: Nie zamierzam się tego wstydzić. Czasami trzeba umieć podejmować trudne decyzje, których wy nie macie odwagi podejmować.

**Runda II

Pytania kandydatów do siebie**

Pytania Tomasza Lewandowskiego do Jarosława Pucka
Za różne usługi komunalne w Poznaniu były identyczne opłaty, jak m.in. w gminie Kostrzyn Wlkp., w której pan mieszka. Potem Ryszard Grobelny stworzył aglomerację w oparciu o przekupywanie gmin ościennych. Te opłaty w gminach ościennych spadły, do czego dopłacili mieszkańcy Poznania. Dopłacają między innymi do takich osób, jak pan, które wyprowadziły się z Poznania. Czy tę niesprawiedliwość zamierza pan zmienić i zróżnicować te opłaty?

Jarosław Pucek: Tak, zamierzam to zmienić. Ale doskonale pan wie, że to jest trudna dyskusja z gminami ościennymi. Tak, mieszkańcy domków jednorodzinnych płacą relatywnie mniej za wywóz odpadów. Zastałem ten system GOAP-owski, to jest błąd poprzednich władz, że mieszkańcy Poznania dopłacają do tego. To trzeba zmienić.

Utrwalaliście państwo patologię w zarządzaniu majątkiem miejskim. Cmentarze komunalne na Junikowie i Miłostowie oddaliście firmie Universum. Niekorzystne aneksy w umowie sprawiły, że miasto było zmuszone z nią negocjować, a dzięki temu dziś wciąż ma ona wpływ na cmentarze. Uważa pan to za świetny układ i cmentarze powinny być tak dalej zarządzane?

Jarosław Pucek: Obecnie miasto zdecydowało się, że przejmie te cmentarze, a pan rok temu powiedział, że opłaty się nie zmienią. Dwa tygodnie później pojawiła się dodatkowa opłata i wzrosły one o 300 złotych. Umowa, o której pan wspomina była podpisana w 1994 roku na 20 lat. I w tym czasie miasto nie dopłacało ani złotówki. Teraz jest zupełnie inaczej i miasto dopłaca.

Na pana listach jest mnóstwo byłych prezydentów, dyrektorów, posłów. Powinni być zaangażowani w pracę na rzecz mieszkańców. Ale Ryszard Grobelny, jako radny sejmiku województwa, w pierwszych siedmiu sesjach tego roku nie zabrał głosu ani razu. Po co panu tacy radni?
Jarosław Pucek:
Na moich listach są ludzie, którzy żyją z własnej działalności i biznesu. Nie potrzebują Tomasza Lewandowskiego, żeby załatwił im pracę, jak pana kolega z Orbsay Solutions. Ale przyznaję się – nie śledzę tego, co w prywatnym czasie robi Ryszard Grobelny.

Pytania Jarosława Pucka do Tomasza Lewandowskiego

W styczniu 2016 roku powiedział pan, że jeśli Włodzimierz Czarzasty zostanie szefem SLD, to poznańscy radni odejdą z tej partii, a pan nie chce mieć szefa, za którego się wstydzi. Teraz jest pan z nim w koalicji. Gdzie i kim pan teraz jest?

Tomasz Lewandowski: Jestem po stronie Zjednoczonej Lewicy. Cytowana wypowiedź dotyczyła protestów w obronie wolności mediów. Dziennikarz zapytał, czy jeżeli szefem SLD zostanie Włodzimierz Czarzasty, to zaproszę go do Poznania na protest, skoro był w czasach PRL szefem Radiokomitetu. Uczciwie powiedziałem, że ta kandydatura mi nie odpowiada i z nim nie pokazałbym się na takim proteście. Jednak biorąc pod uwagę, co robi dziś PiS, to Czarzasty jest demokratą z krwi i kości.

Czyli już się go pan nie wstydzi?

Tomasz Lewandowski: Słuchanie ze zrozumieniem nie jest najłatwiejsze. Gdyby dziś doszło do takiej manifestacji, to również nie pokazałbym się na niej z Włodzimierzem Czarzastym.

Chwali się pan, że opłaty komunalne nie wzrosły. Jednak ceny za przyjęcie szamb Aquanet wywindował do maksymalnej kwoty. W deklaracji śmieciowej pojawiły się zmiany, które sprawiają, że przedszkola i szkoły płacą o 20 proc. więcej. Dlaczego tak często myli się pan w sprawach liczb i faktów?

Tomasz Lewandowski: Swoją funkcję pełnię od dwóch lat. Wniosek taryfowy na obecny rok po raz pierwszy spotkał się z negatywną decyzją prezydenta. Poprawiliśmy go i okazało się, że nie trzeba co roku podwyższać cen wody i ścieków. Opłaty za te drugie wzrosły w podpoznańskich gminach, których nie muszę, jak pan, reprezentować. Z kolei w deklaracjach śmieciowych były luki jeszcze od czasu prezydenta Grobelnego. Uzupełniliśmy je.

Szkoły i przedszkola płacą więcej?

Tomasz Lewandowski: Jeżeli mówię, że ceny dla mieszkańców nie powinny wzrastać, a pan pyta o nieruchomości niezamieszkałe, to przykro mi. Po korekcie opłaty dla takich terenów faktycznie wzrosły.

Runda III

Pytania od czytelników

Do Tomasza Lewandowskiego: „Czy zamierza pan wreszcie umożliwić policjantom wykup mieszkań komunalnych, które w 2015 roku przeszły z władania policji do miasta?” Przypomnijmy, że w tych samych blokach mieszkają też rodziny strażackie, które nie mogą wykupić swoich mieszkań. Co będzie dalej?

Tomasz Lewandowski: Miasto nie wstrzymało sprzedaży mieszkań policjantom. Dotrzymujemy umowy, została przyjęta odpowiednia uchwała rady miasta. Zwyciężyło przekonanie, że służba policjanta nie jest czymś zwykłym i codziennym, a skoro policja zrzekła się dyspozycyjności lokalu, to miasto powinno go sprzedać policjantom.

Służba strażaka jest czymś zwykłym?

Tomasz Lewandowski: Komendant straży pożarnej nie wystąpił z inicjatywą, dzięki której strażacy mieliby wykupić mieszkania. Przypomnę tylko, że jeżeli rodziny mundurowych mieszkają w lokalach komunalnych, to krzywda im się nie dzieje. Mają cztery razy niższe czynsze, niż na rynku prywatnym.

Do Jarosława Pucka: Oglądałam pana poniedziałkową debatę z panią Bonk-Hammermeister. W moim odczuciu był pan wobec niej agresywny i napastliwy. Czy to jest pana „normalne”, codzienne podejście do kobiet?

Jarosław Pucek: Nie, to nie jest moje podejście do kobiet. To podejście do debaty publicznej, a od feministek wielokrotnie słyszałem, że domagają się równości. Panią Dorotę traktowałem jako partnera w dyskusji, nie miała taryfy ulgowej. Wobec kobiet potrafię być szarmancki, a już moja córka – owinęła mnie sobie wokół palca i w domu jestem rządzony przez kobiety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski