MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wygrała już złoto w olimpiadzie życia!

Marta Danielewicz
Zosia Tabernacka pokazała chorobie, gdzie raki zimują, a teraz ma chrapkę na olimpijskie złoto!
Zosia Tabernacka pokazała chorobie, gdzie raki zimują, a teraz ma chrapkę na olimpijskie złoto! Łukasz Gdak
To prawdziwa syrenka z osiedla Marysieńki w Poznaniu. W basenie czuje się jak ryba w wodzie. Zosia Tabernacka pokazała chorobie, gdzie raki zimują, a teraz ma chrapkę na olimpijskie złoto!

Zosia nastawiona jest na złoto. Jest ambitna. Jaki cel sobie postawi, to go realizuje. Trzymamy za nią mocno kciuki - mówi Joanna, mama Zosi Tabernackiej.

Dziś dziewczynka startuje w zawodach pływackich na Onko-Olimpiadzie w Warszawie. Zmierzy się w swojej grupie wiekowej z reprezentantami dziewięciu krajów. Liczy, ale też ma szansę, na złoto. Pływanie to jej pasja. Ale jeszcze rok, dwa lata temu powrót nad wodę wydawał się niemożliwy. A start w jakichkolwiek zawodach to były marzenia ściętej głowy. Dziś 13-letnia Zosia Tabernacka z Poznania pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy trochę wiary, samozaparcia, motywacji i... cudu. Dziś Zosia startuje po raz pierwszy po latach przerwy.

Dla wielu wyrok - dla niej grypa
- To spadło na nas jak grom z jasnego nieba, jesienią 2014 roku - wspomina mama Zosi. - Na prawej ręce Zosi pojawił się guzek. Myśleliśmy, że to zrost po wyrostku, który miała niedawno wycinany. Ale guz z dnia na dzień się powiększał. Rehabilitant, do którego Zosia chodziła na zapasy, poradził nam, byśmy udali się do onkologa.

W pierwszym szpitalu, do którego trafili państwo Tabernaccy z córką, usłyszeli, że dziewczynka jest zdrowa.

- Pani onkolog zapisała nas na rezonans, który miał się odbyć dopiero za pół roku, w marcu 2015 r. Guz jednak nie dawał mi spokoju. W październiku udaliśmy się do szpitala wojskowego. Tam, na radiologii, lekarka nam powiedziała, że guz jej się nie podoba i konieczna jest wizyta u onkologa. Tak trafiliśmy w ręce świetnego specjalisty dra Jerzego Nazara.

Ordynator od razu powiedział, że dziewczynkę mógł zaatakować jeden z trzech złośliwych nowotworów.

- To jest koszmar, co się dzieje w głowie matki w takich chwilach. Jeszcze tydzień wcześniej słyszałam, że córka jest całkowicie zdrowa, a teraz, że ma nowotwór - opowiada Joanna Tabernacka.

Zosia została poddana biopsji igłowej, która potwierdziła w organizmie 11-latki komórki apatii. - Ordynator Nazar kazał nam poczekać w szpitalu, aż się dodzwoni do kliniki w Warszawie. Czekaliśmy trzy godziny, a on wyszedł ze swojego gabinetu i powiedział, że nazajutrz mamy jechać do stolicy, gdzie specjaliści się nami w kompleksowy sposób zajmą. Mieliśmy potem już tylko szczęście do dobrych ludzi, do świetnych lekarzy - mówi Joanna.

Na początku wyniki biopsji wskazywały, że Zosia ma nowotwór złośliwy tkanek miękkich i przerzuty do płuc. Chociaż brzmi to dla wielu jak wyrok, dla 11-letniej wówczas dziewczynki była to tylko kolejna przeszkoda do pokonania.

- Mówiłam jej, że to grypa, którą trzeba zwalczyć. Że to długa, ciężka grypa, która w końcu przejdzie, gdy się ją wyleczy. Na samym końcu to już sama zaczynałam w to wierzyć - wspomina Joanna.

W Nowy Rok dziewczynka zaczęła przyjmować chemioterapię - 9 cykli po trzy chemie. Oprócz tego jeszcze dawki dzienne. Łącznie 43 chemie.

- Ostatnia była najgorsza. Zosia dostała wtedy wstrząsu. Lekarze walczyli o to, by córkę uratować. To były najgorsze trzy godziny w naszym życiu. Po wszystkim wiadomo już było, że organizm jest kompletnie wyniszczony po chemii, że nie przyjmie już nic. Leczenie zakończyliśmy pół roku wcześniej - dodaje Joanna. 21 sierpnia minie rok od ostatniej chemioterapii.

Syrenka z osiedla Marysieńki
Zosia jest małomówna, zamknięta w sobie, raczej niechętnie otwiera się przed obcymi. Gdy wskakuje do wody, zmienia się zupełnie. To prawdziwa syrenka, która po zanurzeniu tryska energią. Z łatwością przepływa jeden, drugi, trzeci basen. Dziś będzie walczyć o złoto na Onko-Olimpiadzie, na którą została wysłana dzięki Fundacji Spełnionych Marzeń. Aż trudno uwierzyć, że zaledwie rok temu leżała w szpitalnym łóżku, a jej bliscy modlili się o jej wyzdrowienie.

- Zosia przed rezonansem przepłynęła 6 kilometrów w basenie. Była pierwszym dzieckiem w historii Instytutu, które w czasie przyjmowania chemioterapii pływało. Nawet pani ordynator stwierdziła, że jej pasja motywuje ją do walki z rakiem. Gdyby nie choroba, nie wiadomo, czy córka dziś nie byłaby w kadrze Polski. W pływaniu była bezkonkurencyjna - opowiada Joanna Tabernacka.

Zosia pływa od szóstego roku życia. Jeszcze nie umiała do końca pływać, a już jej marzeniem było wygrać olimpiadę.

- Będąc w zerówce, pojechała ze starszymi dzieciakami na basen. Po tym wyjeździe wezwał mnie dyrektor podstawówki do siebie i powiedział, że Zosię trzeba przenieść do klasy wyżej, bo cały wyjazd spędziła w basenie z głową pod wodą. Mała uparła się wtedy, że chce chodzić na lekcje pływania. Tak trafiła do sekcji Wilczków. W zaledwie trzy miesiące już zawodowo pływała kraulem. W czwartej klasie posłaliśmy ją do szkoły sportowej, klasy pływackiej - opowiadają rodzice dziewczynki.

Końcem przygody z pływaniem miała być marcowa operacja. - Zosia podpisała wtedy zgodę na amputację ręki. Stwierdziła, że może olimpijskich medali już nie zdobędzie, ale przecież bez ręki też można pływać. Wie pani... dzieci szybciej tam dojrzewają niż dorośli. Niejednego choroba pokonała, ale Zosia to prawdziwy wojownik. Jest twardsza od nas wszystkich - tłumaczy mi mama dziewczynki, gdy nie dowierzam.

Amputacja okazała się niekonieczna.

- Po pierwszej operacji Zosia miała założonych 36 szwów. Wycięto jej większość komórek nowotworowych, ale nie wszystkie, potrzebna była druga. Następnie konieczny był przeszczep nerwów. Ręka mogła być niewładna, a Zosia już ruszała palcami, będąc jeszcze na sali operacyjnej. Rzecz niemożliwa. Dziś ręka jest władna w 98 procentach - opowiada mama dziewczynki.

Także zmiany na płucach nie okazały się nowotworowe. Wszystko zaczęło iść dobrym torem.

Pływanie to całej jej życie
Joanna z Zosią spędziły dziewięć miesięcy w warszawskim Instytucie. - Powtarzałam sobie cały czas, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Po 15 latach musiałam zrezygnować z pracy. Nasz młodszy syn bardzo przeżył i chorobę Zosi, i rozłąkę ze mną. Miał wtedy zaledwie 7 lat - opowiada Joanna.

Po przebytej chorobie rodzice dziewczynki niechętnie zgadzali się na lekcje pływania Zosi. - Chcieliśmy, by odpuściła. Chemia bardzo atakuje serce, a pływanie to sport wysiłkowy. Całe życie będziemy już o nią w stresie, o to co przyniosą kolejne badania, jakie będą wyniki. Jednak... pływanie to całe jej życie. Nie mogę jej tego zabrać - opowiada mama Zosi.

W pokoju córki wiszą medale, zdobyte na mistrzostwach, gdy była jeszcze w pełni zdrowia. Półki zdobią puchary. Na ścianach są dyplomy. W piątek może przybędzie kolejny.

- Najważniejszą olimpiadę Zosia ma już za sobą. Wygrała życie. Dziś już wie, że o zawodowstwie może, niestety, pomarzyć. Patrzy jednak z optymizmem w przyszłość. Chce zostać chirurgiem. A gdy córka sobie coś postanowi, to tak jest. I już - mówi mama Zosi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski