MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lednica 2015: Coraz więcej ludzi młodych szuka Boga

Karolina Koziolek
Lednica 2015: Coraz więcej ludzi młodych szuka Boga
Lednica 2015: Coraz więcej ludzi młodych szuka Boga Waldemar Wylegalski
Rzadko przebijają się do świeckich mediów. I właściwie nawet o to nie zabiegają. Głośno o nich się robi każdego roku przy okazji Lednicy. Wtedy w świat płynie komunikat, że na to religijne spotkanie młodych przybywa - uwaga! - nawet 100 tysięcy osób! I wtedy trafiają na czołówki gazet. Skąd oni się nagle biorą? Przecież przez rok cały tylko z rzadka zdawkowe informacje o ich działalności i przekonaniach lądują gdzieś na odległych stronach gazet, jakby stanowili egzotyczny margines młodego pokolenia

Coraz więcej młodych ludzi szuka pogłębienia swojej wiary we wspólnotach. Mówią, że niedzielna msza św. im nie wystarczy, szukają duchowej formacji i chcą być razem. Tworzą enklawy, gdzie swobodnie mogą mówić, że nie jadą na wycieczkę, a na pielgrzymkę i nie tłumaczyć się, dlaczego nie jedzą mięsa w piątek. Mówią, że w polaryzującym się społeczeństwie szukają bezpiecznego miejsca, gdzie nie grozi im agresja niewierzących. Swoich duszpasterzy pytają o to, jak pogłębić wiarę, jak lepiej przeżywać liturgię, jak nie być powierzchownym katolikiem.

Wspólnot - tylko w samym w Poznaniu - są dziesiątki, jeśli nie setki. Każda z nich czymś się charakteryzuje, jak mówią ich członkowie, ma własny charyzmat. Jedni kładą nacisk na pracę i działania charytatywne, inne są skierowane do konkretnej grupy społecznej, np. osób samotnych - jeszcze wolnych czy już wolnych, par żyjących w związkach niesakramentalnych. Wśród nich - z czego rzadko zdajemy sobie sprawę - silną reprezentację mają wspólnoty ludzi młodych.

Lednica jest wspólnotą specyficzną, tutaj wzmacnianie wiary odbywa się przy okazji organizowania jednego z największych wydarzeń religijnych w Europie, czyli Spotkania Młodych nad Jeziorem Lednickim. Inaczej w przypadku duszpasterstwa postakademickiego Puls, działającego przy poznańskich franciszkanach przy placu Bernardyńskim. Tu, o byciu we wspólnocie decydują często względy towarzyskie. Trzeci typ młodych katolików to tzw. wolne elektrony, osoby, które wybierają różne rekolekcje, chodzą na "wielbienia", zaglądają do różnych duszpasterstw. Wszystkich łączy to samo: wiara i chęć jej pogłębiania poprzez rozmowy o niej i we wspólnym działaniu z ludźmi o takich samych potrzebach duchowych.

Wspólnota Lednicka
Dominikanin o. Jan Góra gromadził wokół siebie młodzież "od zawsze". Dlaczego? Dlatego, że stawia wysokie wymagania i zarazem stawia na człowieka, daje trudne zadania i 100-procentową wiarę w ich wykonanie. Tego najbardziej oczekują młodzi - że ktoś przyjdzie i odkryje ich potencjał. A Jana Góry jeszcze nigdy intuicja nie zawiodła.

Lednica stanowi formę duszpasterstwa, w której najważniejsza jest praca i to skoncentrowana na jednym celu, czyli organizacji Spotkania Lednickiego, które gromadzi co roku kilkudziesięciotysięczny tłum.

- Lednicę wyróżnia właśnie to spotkanie i jego organizacja. To coś, co nas spaja - uważa Franciszek Wołoch, wcześniej rzecznik prasowy Lednicy, dziś kierownik biura prasowego. - U nas formacja [kształtowanie określonej dla danej grupy postawy życiowej, systemu wartości - red.] odbywa się przez pracę. Owszem, czytamy Pismo Święte, ale formowanie chrześcijańskiego kręgosłupa odbywa się w trakcie codziennych zadań, pracy na rzecz innych - mówi.

Franciszek wychował się w Dębicy koło Rzeszowa. Do Poznania przyjechał dla ojca Góry, a właściwie dla środowiska, które wokół siebie tworzy. Pod lednicką Rybą pierwszy raz pojawił się w drugiej klasie liceum. Zgłosił się na spotkanie jako dziennikarz, choć dziennikarzem nie był. Tylko po to, by spotkać się z pewną dziewczyną z drugiego końca kraju. Do ich spotkania w końcu nie doszło, ale rozczarowanie zatarła... religijna atmosfera, którą zobaczył na Polach Lednickich.

- Byłem zachwycony - tu działo się coś absolutnie niezwykłego - wspomina Franciszek.

Było i jeszcze coś: ogromna życzliwość ludzi. - Czułem ją wszędzie, a najbardziej wtedy, kiedy nie miałem jak dostać się w nocy na stację. Posiadałem akredytację prasową, więc kręciłem się za Rybą i rozpytywałem, czy będą nas rozwozić autobusy, cokolwiek. Okazało się, że nic z tych rzeczy. W końcu pojawił się pewien zakonnik w białym habicie i po prostu zaproponował mi, że mnie zawiezie. Okazało się, że był to ówczesny przeor dominikanów o. Jakub Kruczek. Taka życzliwość osadza się w człowieku i została we mnie coś, co mnie ujęło i dało mi impuls - opowiada Franek.

Postanowił, że w wakacje wróci nad Lednicę. - Wyszło na to, że miesiąc spędziłem, jeżdżąc z młodzieżą o. Góry pomiędzy Lednicą a Jamną. Po tych wakacjach zdecydowałem, że na studia przyjadę do Poznania - wspomina.

Sam przyznaje, że z jego wiarą bywało wówczas różnie. Nie była głęboka ani świadomie przeżywana. Pielęgnowana siłą tradycji i przyzwyczajenia. Przy ojcu Górze dokonał wyboru - stał się świadomym swej wiary katolikiem.

Bartłomiej Dobrzykowski, obecnie rzecznik prasowy Spotkania nad Lednicą, jako gimnazjalista przyjeżdżał pod Rybę w roli ratownika medycznego.

- Byłem zbuntowany, nie chciałem jeździć na spotkania jako uczestnik, wydawało mi się, że to nie dla mnie. Chciałem jednak robić coś dla innych. Kiedy wyruszałem o 3 nad ranem z Zielonej Góry, gdzie mieszkałem, by dotrzeć rano na Pola Lednickie, czułem, że mam misję - opowiada.

Blisko Kościoła był od dzieciństwa. W parafii działał w Ruchu Światło-Życie, bardziej znanym jako Oaza. Potem od razu na pierwszym roku studiów przychodził na lednickie "dziewiętnastki" [msze św. o godz. 19 - red.]. Kiedy usłyszał, że o. Góra szuka kogoś do pomocy przy inter-netowej stronie lednickiej, zgłosił się.

- Gdy o. Jan dowiedział się od kogoś, że wcześniej angażowałem się w obsługę medialną Przystanku Jezus, z marszu mianował mnie rzecznikiem prasowym Lednicy - opowiada.

Koordynatorka tegorocznego spotkania Marta Petrus do ojca Góry trafiła inaczej. Będąc na drugim roku matematyki, razem ze starszą siostrą szukały pogłębienia swojej duchowości. Zdecydowały, że będą częściej chodzić na msze św. w tygodniu. - Dowiedziałyśmy się o "siódemkach" u dominikanów. Odpowiadała nam ta godzina codziennej mszy świętej, bo mieszkamy niedaleko. Nie czułyśmy potrzeby i nie szukałyśmy wspólnoty. Chodziło o modlitewne pogłębienie, nie zależało mi na integracji z lednicką wspólnotą, wręcz przeciwnie, obawiałam się tego - wspomina Marta. - Potrzebowałam pogłębienia życia duchowego, jego aspekt wspólnotowy, społeczny był dla mnie bez znaczenia - dodaje.

Jej nastawienie się jednak zmieniało z każdym kolejnym śniadaniem lednickim, które razem z siostrą jadły po "siódem-kowej" mszy.

Z czasem okazało się, że we wspólnocie jest sporo pracy, w którą się chętnie angażowała.

- Pracy czysto fizycznej, jak sprzątanie ośrodka nad Lednicą, przyjmowanie kolejnych grup. Typowa formacja, jak czytanie Biblii też tu jest, ale przede wszystkim jest praca - opowiada Marta.

Mówi, że zaufanie ojca Góry i przydzielenie odpowiedzialnego zadania koordynowania przygotowań do Lednicy dało jej odwagę, otwarcie na ludzi.

- To wszystko zawdzięczam ojcu. Uwierzył we mnie, zauważył tkwiący we mnie potencjał i go wydobył - mówi.

Bartłomiej Dobrzykowski: - Mnie Lednica daje niegasnącą łączność z Kościołem. Dziś, gdy jest się tylko coniedzielnym konsumentem wiary, tę więź można szybko stracić - mówi. - Nie chcę być tylko konsumentem, chcę dawać ludziom i Kościołowi coś z siebie.

Franek Wołoch: - Moi znajomi spoza wspólnoty patrzą na Kościół stereotypowo. Ich myślenie zatrzymało się na etapie podstawówki. Kościół oznacza mszę, dziesięć przykazań i paciorek, a księża to tylko liczą kasę - twierdzi. - Nie wiedzą, że w Kościele można tworzyć wspólnotę, że to coś więcej - są relacje, przyjaźnie, że Kościół ma nie tylko wymiar modlitewny - w nim bujnie kwitnie życie towarzyskie, mamy mnóstwo spotkań i wyjazdów. Kościół i życie religijne to naprawdę wielobarwna rzeczywistość - zapewnia.

Zdaniem Franciszka i Bartka wielu młodych garnie się do Kościoła, kilka lat od nich młodsza Marta twierdzi jednak, że wśród swoich rówieśników takiej tendencji nie widzi.

- Jestem na piątym roku studiów i to, co widzę, to raczej zainteresowanie sprawami dnia codziennego, szukaniem przyszłej pracy. Nawet jeśli są wokół mnie wierzący, to nie interesują się sprawami ducha - uważa dziewczyna.

Franek, trochę starszy, zauważa z kolei wielkie zagubienie ludzi, z którymi się styka.

- Czują silny głód odpowiedzi na pytania natury egzystencjalnej, ale nie tylko - mówi. - Jeśli są wierzący, w Poznaniu mogą szukać tych odpowiedzi. W wielkiej obfitości różnorodnych grup duszpasterskich, do których mogą dołączyć: od neokatechumenatu po Kluby Inteligencji Katolickiej. Liczba grup pokazuje, jak wielkie jest na nie zapotrzebowanie. Ludziom nie wystarczy tylko msza w niedzielę - szukają formacji, miejsca, gdzie będą mogli pogłębiać wiarę. Ja sam we wspólnocie odkryłem zupełnie nowe jej oblicze.

Duszpasterstwo postakademickie Puls
O ile Lednica jest nakierowana na działanie, o tyle inne wspólnoty cechuje o wiele większy walor towarzyski. Tak często bywa w przypadku duszpasterstw akademickich. Jednak przesunięcie wieku zawierania małżeństw stworzyło na rynku ofert wspólnotowych lukę. Dobry przykład to duszpasterstwo działające przy franciszkanach przy placu Bernardyńskim w Poznaniu. Kiedy część członków duszpasterstwa akademickiego zaczęła pracować i już z niego wyrosła, nie miała się gdzie podziać.

- Z 19-latkami nie mieliśmy wspólnych tematów, sesje i egzaminy nie były już naszym zmartwieniem, ale z drugiej strony nie mieliśmy jeszcze żon czy mężów, więc duszpasterstwo rodzin to również było nie dla nas. Okazało się, że w Kościele nie ma dla nas oferty, dlatego stworzyliśmy sobie ją sami - opowiada Piotr Hachuła.

Tak z duszpasterstwa akademickiego Plus wyrosło duszpasterstwo 25+ Puls. Piotr był jego współzałożycielem i pierwszym szefem. Razem z innymi stworzył jego program. Grupa spotyka się w czwartki u franciszkanów najpierw podczas mszy o godz. 18, a po niej w klasztorze. Każdy rok jest rozpisany na bloki tematyczne, za które odpowiedzialni są wyznaczeni członkowie wspólnoty: są spotkania poświęcone duchowości franciszkańskiej, spotkania biblijne, czyli rozważanie cytatów z Pisma Świętego oraz spotkania dyskusyjne. Po spotkaniu w klasztorze grupa przenosi się do Cafe Misja przy ul. Gołębiej na piwo. Oprócz tego są wyjazdy na rekolekcje, wyjazd integracyjny w październiku, wspólne spędzanie wakacji, urodzin.

- Współczesny katolik szuka wspólnoty religijnej, bo szuka poczucia bezpieczeństwa. Miejsca, gdzie swobodnie będzie mógł mówić o swoich poglądach, o tym, że idzie na pielgrzymkę, że jedzie do Ziemi Świętej i nie jest to dla niego tylko zwykła wycieczka - mówi. - Wspólnota daje mi poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Tutaj nie muszę się tłumaczyć z tego, że nie jem mięsa w piątek, że w niedzielę chodzę do kościoła. W pracy bywa różnie. Wszyscy mówią, że o polityce i Kościele nie będziemy rozmawiać, bo wiara jest passe, wierzy tylko ciemnogród. O ile temat Kościoła jest obecny w mediach, o tyle w codziennych rozmowach ludzie unikają tematu wiary w Boga - mówi.

Zaznacza, że ludzie we wspólnocie są bardzo różni. Łączy ich wiara, a dzieli cała reszta. Wcale nie jest łatwo wspólnie coś budować. Jednak potrzeba bycia razem zwycięża.

Walor społeczny nie jest jedynym powodem bycia we wspólnocie. Chodzi także o umocnienie w wierze i jej pogłębienie.

- Będąc razem, łatwiej to osiągnąć. Jeździłem na rekolekcje zupełnie sam, ale kiedy jestem w grupie, moje przeżycia są silniejsze, bardziej znaczące. Najpierw jest oczywiście modlitwa, ale po komplecie [ostatnia w ciągu dnia modlitwa brewiarzowa - red.] siadamy razem, pijemy grzańca, gramy w karty - opowiada. - Nie jesteśmy zakonnikami, którzy wstają o świcie na jutrznię [pierwsza z siedmiu codziennych części brewiarza - red. ] - śmieje się.

W duszpasterstwie Puls na co dzień spotyka się około 30 osób, drugie tyle zagląda do nich incydentalnie.

- Zastanawialiśmy się wcześniej, czy się nie ogłaszać, zachęcać ludzi, by do nas przyszli, ale teraz widać, że zainteresowani sami nas znajdą - przez facebooka, przez znajomych - opowiada Piotr. - Kto do nas należy? Większość to ludzie pracujący w korporacjach. Jest też kilku przedstawicieli wolnych zawodów: architekci, kilku doktorantów i doktorzy, ja sam pisząc doktorat, pracuję w Instytucie Logistyki i Magazynowania, wcześniej lata spędziłem w korporacjach.

Duszpasterstwo dla singli i wolne elektrony
Na pomysł duszpasterstwa dla singli wpadł proboszcz parafii na poznańskim Dębcu. Ks. Marek Matyba. Grupa parafian w wieku 25+ spotykała się w parafialnej salce i podczas mszy św. Były też wspólne wyjścia do kina i na łyżwy. Małżeństw na razie brakuje.

Sporo młodych katolików "pływa" między duszpasterstwami, jak np. Agnieszka Maciąg. Na pielgrzymki chodzi z dominikanami z Krakowa, na warsztaty śpiewu liturgicznego z koleżankami ze scholi, z tymi samymi koleżankami oraz wierzącymi znajomymi z pracy jeździ co rusz na rekolekcje. Oprócz tego spotykają się wieczorami, tworząc "religijną grupę towarzyską". Sylwestra spędzają w działającej tuż przy farze Cafe Misja, która stała się ulubioną kawiarnią młodych poznańskich katolików, umawiają się do kina, na wydarzenia religijne, konferencje znanych kaznodziejów.

Po co nam wspólnota?
- Młodzi ludzie szukają wspólnoty, w której będą mogli wzrastać w wierze. Wspólnota to jednak nie wydział teologiczny. Tu nie chodzi o ścisłą formację biblijną czy dogmatyczną. To nie uniwersytet - ocenia o. Leonard Bielecki, franciszkanin i inicjator dwóch wspólnot działających przy placu Bernardyńskim. - To jest miejsce, gdzie snuje się refleksje o wierze, dyskutuje się na temat życia społecznego w kontekście wiary.

Jego doświadczenia pokazują, że ludzie dziś szukają czegoś, co ich poruszy, szukają głębokiego doświadczenia religijnego. Nie chcą iść na skróty. Wysłuchanie kazania podczas mszy świętej raz w tygodniu im nie wystarczy.

- Z wiarą jest jak z matematyką, nie można jej się uczyć na skróty. Potrzebne jest nakreślenie szerokiego kontekstu, dzielenie się doświadczeniem w życiu wiarą - mówi franciszkanin.

On również jest zdania, że to religijna polaryzacja społeczeństwa skłania wierzących do grupowania się we wspólnotach.
- Człowiek, który wierzy, szuka miejsca, gdzie będzie mógł wyrażać swoją religijność w poczuciu bezpieczeństwa, bez agresji, gdzie będzie zrozumiany w podejmowanych przez siebie decyzjach - mówi.

O. Bielecki zaznacza, że potrzeba wspólnoty nie oznacza słabości wiary, ale jej dojrzałość.

- Wiara budowana na bazie tradycji i zwyczaju już nam nie wystarczy. Widzę w młodych ludziach ogromną potrzebę zaspokojenia głodu duchowego. Najczęściej pytają o sens istnienia, o możliwość pogłębienia relacji z Bogiem, o odczytywanie woli Bożej w swoim życiu. Mam wrażenie, że pokolenie ich rodziców tych pytań w takiej skali sobie nie zadawało - uważa.

Mówi, że najczęstsze pytania podczas rozmów wbrew pozorom nie dotyczą moralności, problemów z czystością cielesną, z seksualnością, ale właśnie pogłębienia życia duchowego.

- Młodzi ludzie formułują pytania o to, co się dzieje w ich wnętrzu. Jest też wiele pytań o to, jak dobrze przeżywać liturgię, one są na szczycie najczęściej zadawanych, bo ludzie czują potrzebę dobrego, niepowierzchownego przeżycia, np. mszy świętej - mówi.

Franciszkanin często powtarza, że obecnie może mniej ludzi chodzi do kościoła, ale za to polepsza się jakość wiary tych, którzy chodzą, szczególnie młodych.

- W pokoleniu naszych rodziców wiara była inna. Wprawdzie mieliśmy pełne kościoły, ale ci, którzy je zapełniali, wychowali swoje dzieci tak, że oni nie biorą już ślubów kościelnych, nie chrzczą swoich dzieci. Jak się okazuje, pełna owczarnia nie zwalnia z obowiązku łowienia ryb - podsumowuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski