W momencie wprowadzenia stanu wojennego drukarze z ówczesnego Wydziału Gazetowego Poznańskich Zakładów Graficznych przy ulicy Zwierzynieckiej myśleli o tym, jakby zademonstrować, że są przeciwko ekipie Wojciecha Jaruzelskiego? I któregoś dnia między nogami proletariusza z Orderu Sztandaru Pracy II klasy zdobiącego winietę "Gazety Poznańskiej" pojawiło się... męskie przyrodzenie.
WIĘCEJ TEKSTÓW O STANIE WOJENNYM TUTAJ
Kiedy narodził się pomysł na takie przyozdobienie nadanego z inicjatywy PZPR odznaczenia dokładnie nie wiadomo, choć nieżyjący już dziś drukarz Maciej Herra uważał, że było to w połowie lutego 1982 roku.
Drukarskiemu działaniu towarzyszyło motto "proletariat jest nagi". Męskiego członka wyryto sztyletem na wytrawionej winiecie w cynkowej grubej blasze. Wszystko wyglądało tak, jakby na to miejsce spadła jakaś drobina ołowiu. A takie rzeczy się zdarzały przed kalandrowaniem, czyli matrycowaniem.
Potem formę odciskało się w prasie na kartonie matrycowym i tu już wyraźnie było widać przedłużony "organ". W przypadku słabego odcisku, stereotyper Walerian Kremer odpowiednio wymodelował pożądany element. Po zalaniu drukarskim stopem kartonowego odcisku strony, powstawała forma drukowa z widocznym dodatkowym elementem.
Winieta wydania magazynowego "Gazety Poznańskiej" została wcześniej odpowiednio podretuszowana. Przyrodzenie proletariusza było tam większe, ale przecież nakład "Magazynu" też był większy - wynosił 500 do 600 tys. egzemplarzy.
Początkowo w całej akcji uczestniczyło tylko trzech drukarzy i pewnie dlatego o dowcipie długo nikt nie wiedział. Nie zorientowali się ich koledzy w drukarni, nie zauważył cenzor, SB, ani partyjni aktywiści w KW PZPR. Wiadomość o zmodyfikowanym orderze zaczęła krążyć w tajemnicy wśród poznaniaków. Po cichu śmiało się z tego całe miasto. Drukarze natomiast mieli poczucie, że przez swoje działanie dokonują zemsty na władzy, która w więzieniu w Gębarzewie przetrzymuje ich internowanych kolegów.
- Po wprowadzeniu stanu wojennego zabrali mnie około drugiej w nocy i zawieźli na ulicę Rycerską. O szóstej rano pospinali nas kajdankami i wywieźli więźniarką. Byłem skuty z Wojtkiem Dolatą, nieżyjącym już dziś dziennikarzem "Gazety Poznańskiej". Gdy w marcu 1982 wróciłem z internowania, wtajemniczono mnie w całą akcję. Klisze trzymaliśmy w szufladach w nieużywanej szafce.
Po raz ostatni "Gazeta Poznańska" z przerobioną winietą ukazała się 26 kwietnia. Czujność SB była już wtedy zdecydowanie większa i postanowiliśmy wspólnie nie protestować w ten sposób. W końcu maja lub w czerwcu 1982 nieżyjący już dziś kierownik drukarni Tadeusz Haremza wpadł do zecerni i ostrzegł nas, abyśmy pozbyli się tego, co mamy, bo SB jest w drodze do drukarni. Wzięliśmy szybko cynkowe klisze, wybiegliśmy na zewnątrz i wrzuciliśmy do kontenerów na śmieci. Ubecy jednak na zecernię nie weszli. Wieczorem gdzieś około 21 poszliśmy znowu do kontenerów i wyjęliśmy schowane elementy - wspomina Sylwester Herfort, były wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w PZGK.
Potem już nie dawano winiet z przedłużonym organem, bowiem z Komitetu Wojewódzkiego PZPR przyszło zalecenie, aby winietę szczegółowo kontrolować. Niestety, tamte winiety nie zachowały się. Ze względów bezpieczeństwa zostały zniszczone.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?