Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbuntowani i nakręceni

Redakcja
Zakochani w muzyce punkowej bohaterowie "Wszystko, co kocham" zamiast brać udział w wielkiej historii, woleli po prostu poderwać parę dziewczyn
Zakochani w muzyce punkowej bohaterowie "Wszystko, co kocham" zamiast brać udział w wielkiej historii, woleli po prostu poderwać parę dziewczyn ITI
Jeśli należymy do jakiejś kontrkultury, wówczas nie ma siły - prędzej czy później musi powstać o nas film. Nawet po 30 latach... jak "Wszystko, co kocham". O najsłynniejszych (i najlepszych) filmach pokoleniowych pisze Jacek Sobczyński

Dlaczego 13 grudnia 1981 roku telewizja nie wyemitowała kolejnego odcinka "Pszczółki Mai"? Bo nie znaleziono dla niej tak małego munduru. Opowiadany po latach żart bawi, jednak niespełna trzy dekady temu mało komu było do śmiechu. Mroczny okres stanu wojennego był inspiracją dla szeregu twórców, wśród nich zdarzali się jednak artyści, którzy przełamali mówienie o ponurej historii za pomocą nieco pogodniejszej formy.

Nie tak dawno temu Jacek Dukaj wydał swojego "Wrońca", opowiadającego o początkach stanu wojennego z punktu widzenia kilkuletniego chłopca, dziś inny Jacek - Borcuch - zaprasza do kin na "Wszystko, co kocham". Treść? Grupa młodych ludzi, wakacje, nadmorska miejscowość, muzyka rockowa, pierwsza miłość i czająca się gdzieś z tyłu Wielka Historia.

Miłość ważniejsza
W filmie Borcucha pojawiają się żołnierze, mówi się o "Solidarności", Jaruzelskim czy Jarocinie. Niby mitologia stricte polska, tymczasem "Wszystko, co kocham" zakwalifikowało się do sekcji konkursowej tegorocznego festiwalu w amerykańskim Sundance. Dla niewtajemniczonych - to takie Cannes, tyle że przeznaczone do promocji filmów niszowych. Sukces ogromny i w pełni zrozumiały. Reżyser przełożył w filmie narracyjny nacisk z opowiadania o historii na rzecz inicjacji. Sportretował grupkę młodych ludzi, wchodzących w okres dorosłości, zmuszonych dokonywać pierwszych ważnych, życiowych wyborów. Uniwersalność filmu wygrała - być może nie każdemu dane było żyć na początku lat 80., ale absolutnie wszyscy przeżyli (albo przeżyją) okres zmiany skóry z młodzieńczej na dorosłą.

"Wszystko, co kocham" można nazwać filmem pokoleniowym tylko połowicznie. Jacek Borcuch portretuje młodych ludzi, wrzuconych przez los w konkretny wycinek historii, robi to jednak z 30-letniego dystansu. Doskonale wie, co stanie się z jego bohaterami za kilkanaście lat. Dziś "Wszystko, co kocham" najlepiej odbiorą rówieśnicy ekranowych nastolatków - np. Kuba Wojewódzki (ur. 1963) przyznał się, że podczas seansu pociekły mu łzy wzruszenia. Były jednak w historii kina filmy pokoleniowe, nakręcone "tu i teraz". W których reżyser, aktorzy i odgrywani przez nich bohaterowie byli zanurzeni w tym samym momencie historii, a kamera pomogła im go opisać.

Beatnik - to brzmi dumnie
"Man, I'm beat" (pol. "Stary, ale jestem ścięty") - tak w 1944 roku zagadnął Jacka Kerouaca na ulicy przypadkowy włóczęga. Ten z miejsca podchwycił dźwięczne słówko i tak właśnie powstała kontrkultura beatników. Ludzi odrzucających wizję świata rządzonego przez pieniądz i korporacje. Do połowy lat 50. beatnicy byli przez społeczeństwo traktowani jako banda tęgo popijających i zasłuchanych w jazzie wyrzutków. Dopiero film "Buntownik bez powodu" Nicholasa Raya z Jamesem Deanem w roli głównej oraz książka "W drodze" autorstwa samego Kerouaca spowodowała, że beatnicy przedostali się do masowego obiegu kulturalnego. Dumny, stojący na kontrze do społeczeństwa bohater "Buntownika" stał się młodzieżowym idolem, a tragiczna śmierć aktora (James Dean zginął w wypadku samochodowym) tylko podtrzymała status kultowości dzieła.

Beatnicy stali się prekursorami popularnych w latach 60. ruchów hippisowskich, których sztandarowymi filmami były "Hair" i "Swobodny jeździec". W najbardziej pamiętnej scenie "Hair" hipis Berger dobrowolnie dał sobie obciąć długie włosy - symbol kontrkultury, którą reprezentował. Z kolei bohaterowie "Swobodnego jeźdźca" zginęli na autostradzie bez powodu, zastrzeleni przez ludzi widzących w nich uosobienie rozpusty. W obu filmach podmiotem była konkretna grupa społeczna, wyrażająca lęki i nastroje sporej części ówczesnych młodych ludzi.

Odpocznij po biegu
W roztańczonych latach 70. tysiące chłopców chciało być jak John Travolta. Rolami w "Grease" i "Gorączce sobotniej nocy" młody aktor z charakterystycznym lokiem stanął na czele Amerykanów odrzucających politykę i bunt przeciwko "starym" na rzecz oddania się swawolnej zabawie. Po wyszumieniu się przyszedł czas na odpoczynek - bohaterowie pokoleniowych obrazów z lat 80. są poczciwi, zakochani i zagubieni. Ich mentalność obrazują filmy nieżyjącego Johna Hughesa. Licealne komedie obyczajowe, w których specjalizował się reżyser, nie zyskały dużej popularności w kinach, ale poprawiły sobie frekwencję podczas sensów video.

Kula, która zabiła 5 kwietnia 1994 roku Kurta Cobaina, była sprawczynią potężnej, ideologicznej pustki, jaka zapadła wśród młodych ludzi na całym świecie. Samobójcza śmierć wokalisty Nirvany, największego muzycznego idola zbuntowanych małolatów od czasów Presleya i Lennona, zaowocowała wysypem filmów o młodzieży pogrążonej w marazmie. Co prawda dwa sztandarowe kinowe manifesty Pokolenia X ("Samotnicy" i "Orbitowanie bez cukru") powstały jeszcze przed śmiercią artysty, ale słynna Trylogia New Jersey autorstwa Kevina Smitha ("Clerks", "Szczury w supermarkecie" i "W pogoni za Amy") to podręcznikowy wręcz wizerunek sympatycznych abnegatów, zagubionych w chaosie współczesności, których w latach 90. było na pęczki. Z tym wiąże się nazwa generacji - "X" oznacza niewiadomą, ludzi niepotrafiących odnaleźć drogi w nastawionym na konsumpcję życiu.

O ile w latach 90. młodych jednoczył brak idei, o tyle kończąca się dekada nie przyniosła żadnego podmiotu, żadnego manifestu, mogącego skupić wokół siebie dorastającą młodzież. Próbujące uchwycić proces inicjacji filmy "Powrót do Garden State", "Juno" czy "Słoń" okazały się dla masowego odbiorcy zbyt hermetyczne. Szansę na cykl pokoleniowy zaprzepaścił "Księżyc w nowiu", zamiast na psychologii, oparł się wyłącznie na bzdurnie poprowadzonej relacji między trojgiem głównych bohaterów.

Biedna, współczesna młodzież... Gdyby tak jeszcze było się przeciwko czemu buntować? A tak pozostaje tylko iść na "Wszystko, co kocham" i zobaczyć na dużym ekranie, jak potrafili bawić się ich rodzice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski