MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Voelkel: "Skoro mogę mieć wszystko, nie chcę nic". A był na liście najbogatszych Polaków Forbesa

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Piotr Voelkel był wśród najbogatszych Polaków. Firmy przekazał dzieciom, sobie zostawił szkoły. Mówi, czego powinni uczyć się ludzie, aby być pewnymi przyszłości
Piotr Voelkel był wśród najbogatszych Polaków. Firmy przekazał dzieciom, sobie zostawił szkoły. Mówi, czego powinni uczyć się ludzie, aby być pewnymi przyszłości Adam Jastrzębowski
Był jednym z najbogatszych Polaków, teraz chwali sobie nieposiadanie. Dzieł sztuki nie wiesza na ścianach domu, tylko w swoich szkołach. I mówi, że nie wiedza, a umiejętności będą najważniejsze w przyszłości. Piotr Voelkel, przedsiębiorca, edukator, a obecnie, jak sam o sobie mówi: rowerzysta i emeryt, opowiada o swoim życiu. I o Poznaniu.

Jak się panu podoba nowe logo Poznania?

Szczerze mówiąc, zwykle w kontekście sztuki lubię poznać autora i posłuchać, co miał na myśli. Tutaj takiej sytuacji nie miałem, więc trudno mi jest autorytarnie wypowiadać się w tej sprawie. Wyobrażam sobie, że praca nad logo jest bardzo trudna, bo z pewnością mamy wokół Poznania wiele ambicji i chcielibyśmy przy okazji tego logo przekazać różne sugestie.

Nie doszukuję się w tym logo, co mi trochę przeszkadza, niczego co by mi kazało pomyśleć o Poznaniu w bardzo jasnym kontekście.

Nie powiedział pan nic złego jeszcze o tym logotypie, a bardzo niewiele pozytywnych opinii na jego temat słyszę.

Myślę, że ludzie mają bardzo głęboko zakorzenioną chęć krytykowania wszystkiego, bo dzięki temu czują, że przewyższają autorów różnych rozwiązań. Mam takie wspomnienie: przyszedł do mnie hydraulik, ogląda instalację w piwnicy i pyta, kto to panu tak wszystko spieprzył? Odpowiadam: znana panu osoba, pana ojciec.

To powiem o jednej, może nie negatywnej, ale złośliwej opinii na temat tego logo: że ma być pomnikiem postawionym deweloperom. Przedstawia domek. Deweloperzy w Poznaniu potrzebują pomnika? Czy już go sobie postawili?

Nie wiem, musi pan ich spytać, ja sam nie czuję się deweloperem.

Ale bywa, że pan bywa deweloperem. 

Trzeba jasno powiedzieć, kto to jest deweloper. Deweloper to ktoś, kto ma firmę, w której prowadzi działalność polegającą na tym, że kupuje kolejne grunty, projektuje jakieś budynki, najczęściej mieszkania i je sprzedaje po to, żeby kupić kolejne. To jest rodzaj fabryki domów.

Ja tak nie działam. Mam zupełnie inną sytuację. Po prostu na skutek tego, że prowadzę w Poznaniu biznesy już od bardzo wielu lat, bo właściwie od 1979 roku, stałem się w różnych okolicznościach właścicielem różnych terenów i próbuję je zagospodarować, bo uważam, że sprzedanie ich to najprostsze rozwiązanie, mało efektywne, bez aspiracji. No i między innymi zgodnie z tą wizją, że powinienem zagospodarować odpowiedzialnie działkę w centrum Poznania, powstała dzięki pracy mojej córki Ewy, Concordia, a ja zbudowałem z Michałem Włodarczykiem i z grupą Garvest - Bałtyk. To nie są klasyczne rozwiązania deweloperskie. Zagospodarowuję te nieruchomości, które mam lub mają moi przyjaciele, a sami nie umieją sobie z tym poradzić, namawiają na przykład do spółki.

Czy to są pomniki Piotra Voelkela? Czy ma pan taki pomnik w Poznaniu? 

Jestem facetem, który nie potrzebuje wokół swojego nazwisk  jakiejś niezwykłej aury, skromnym gościem, który się nie puszy, jeżdżę do pracy rowerem...

Mogę potwierdzić: bez ochrony pan przybył. 

Bez ochrony. Nigdy nie miałem. Natomiast bardzo bym chciał, żeby Poznań był miastem słynnym z różnych rzeczy i inwestuję de facto w trzy takie ważne obszary. 

Jeden to wieloletni plan  “Poznań miasto sztuki”. Próbuję namawiać kolejnych artystów do realizacji w Poznaniu, w przestrzeni publicznej, różnych projektów, które zostają w tym mieście na zawsze. Po drugie rozwijam i wzmacniam edukację, czyli szkołę podstawową, liceum, uczelnię Collegium da Vinci oraz Uniwersytet  SWPS, który ma w Poznaniu coraz lepszą, coraz większą filię, swój wydział zamiejscowy.

I trzeci obszar to właśnie zagospodarowanie terenów, na których mógłbym coś postawić. Próbuję robić to zgodnie z zasadą, żeby to były rzeczy wyjątkowe, wybitne, jakoś się wyróżniające w grupie podobnych inwestycji. I tak powstał Bałtyk. Od początku wiedziałem, że to miejsce jest dla Poznania niezwykle ważne, że ta lokalizacja nie może być błaha. Poszukaliśmy razem z Michałem Włodarczykiem najlepszej możliwej pracowni architektonicznej, czyli MVRDV z Rotterdamu. To ludzie, którzy naprawdę podejmują się bardzo skomplikowanych zadań. Żeby powstał Bałtyk zrobili prawie 300 makiet. Naprawdę długo szukali rozwiązania, które pozwoliło nam z Michałem uznać, że jest to dzieło sztuki architektonicznej, które my będziemy realizować z radością.

Pamiętam wizualizacje, które przedstawiały srebrny wieżowiec. A później wyrósł czarny.

Tak, bo wcześniej ogłosiłem konkurs dla polskich firm architektonicznych. Szukałem wiele lat rozwiązania dla tego miejsca, które byłoby w jakiś sposób niezwykłe. I mam wrażenie, że dla bardzo wielu ludzi, którzy mają o architekturze pojęcie, ten budynek jest naprawdę dziełem sztuki. Oczywiście wiem też, że są osoby, które go krytykują, ale trzeba przejrzeć kilka albumów o architekturze, żeby w ogóle w tej sprawie zabierać głos.

Czy to nie jest też pana znak rozpoznawczy, że nie lubi pan rzeczy, obok których można przejść obojętnie?

Wie pan, wychowałem się w rodzinie wielkopolskiej i zawsze stawialiśmy na solidność wszystkiego, co robiliśmy. Ojciec był niezwykle pracowitym gościem, robił wszystko bardzo dokładnie, uczył mnie pracy odpowiedzialnej. Mama z kolei nauczyła mnie ciekawości, pokazała, że mimo iż byliśmy wtedy w czasach komuny, w świecie dość zamkniętym, że jednak można wyjechać. I udało nam się zwiedzać różne miejsca.

Generalnie próbuję łączyć tę solidność z wiarą w to, że można przekraczać granice. Tego się może najbardziej nauczyłem w Teatrze Tańca, kiedy jako szef techniczny w latach siedemdziesiątych, współpracowałem z bardzo wieloma wspaniałymi artystami przygotowując kolejne premiery. Tak naprawdę artyści nauczyli mnie, że nie ma granic, że można zrobić wszystko, że tylko trzeba mieć wyobraźnię, dużo dobrych chęci. W wypadku teatru i genialnych starych mistrzów rzemiosła, którzy byli  szefami niezwykłych pracowni odkryłem, że naprawdę każdy sen, naszkicowany na kawałku papieru, mógł stać się niezwykłą dekoracją i rozbudzać ludzką wyobraźnię. Jeździliśmy z Polskim Teatrem Tańca po świecie i widziałem jak entuzjastycznie przyjmują nas w teatrze Champs Elysees w Paryżu, w Niemczech, w Moskwie, w Sztokholmie i bardzo wielu miejscach. Widać było, że nasza  praca nie poszła na marne. Współpraca z artystami to tak naprawdę nauka tego, że można marzyć i że marzenia są niezwykłe pod warunkiem, że się je realizuje.

Ale w biznesie to się jeszcze liczy, żeby pieniądze przyniosły. A nie ma co ukrywać, że jestem pan biznesmenem.

To zawsze jest ryzyko. W moich projektach nie stawiam zysku na pierwszym miejscu. Oczywiście nie mam w planach dokładania do inwestycji, ale nie muszę na nich zarabiać kroci. Poza tym często mam już jeden element zwykle we własnych zasobach, czyli działkę. Bałtyk wymagał od nas pewnego ryzyka, bo było jasne, że tak dobrze zbudowany budynek, nie będzie najtańszym biurowcem w Poznaniu. No i musieliśmy postawić na jakość, bo doskonała lokalizacja obligowała do wysokiej klasy, jakości biur i wnętrz, serwisu. Wiele firm uznało, że mogą płacić o jedno czy dwa euro więcej za czynsz niż w innym biurowcu  dlatego, że są w Bałtyku.

Właśnie mi przyszło do głowy, że to jest jeden z nielicznych budynków w Poznaniu, przy którym nie trzeba podawać adresu. W ogóle jaki jest adres Bałtyku?

Roosevelta 22.

No to się w końcu dowiedziałem.

Bardzo proszę.

Bałtyk to jest trochę taki pański pomnik.

Nie mój. Po pierwsze nie jestem jedynym właścicielem, tylko po połowie z firmą Garvest. Po drugie bardzo wiele trudnych decyzji podejmowaliśmy wspólnie właśnie z  ekipą z Garvestu, zawsze z Michałem, który ma ogromne doświadczenie. Mam oczywiście tam swój wkład, ale byłoby nieuczciwe, gdybym przyznał sobie prawo, że to ja jestem twórcą Bałtyku. Kluczowy był projekt i MVRDV.

Dobra, to teraz będzie następny obiekt, którego będzie pan też współtwórcą. 

No tak, zaczynamy pracę...

Zielono będzie, nie czarno. 

To  wynik tego, że po pierwsze sam dojrzewam i rozumiem wagę bycia blisko przyrody, natury, to niezwykle cenny dla człowieka wymiar. Trochę wynika to z faktu, że mieszkam  w Puszczy Noteckiej i kontakt z przyrodą jest dla mnie dzisiaj bardzo cenny. Szukałem rozwiązania, które dałoby nam w mieście też taką radość obcowania z naturą. Aura będzie miała obie główne elewacje w zieleni. To będzie 140 000 roślin, które od kilku lat  testujemy na  próbnych ścianach, w efekcie wychodząc na balkon, będzie można powąchać kwiaty lub je sobie zerwać. Nie mówiąc o tym, że otulina zieleni spowoduje, że budynek będzie znacznie bardziej odporny na upały i też znacznie bardziej odporny na mrozy. Ta zieleń go ochroni przed gwałtownymi zmianami temperatury, co da mniejsze zużycie energii. Całe podlewanie będzie zautomatyzowane i w ogromnej części oparte o deszczówkę, więc nie będziemy dla miasta uciążliwi. Mam  nadzieję, że ta zielona ściana będzie funkcjonowała bardzo dobrze od strony żywotności roślin. Planowany system nawadniania pozwala też nawozić, co zapewni roślinom dobrą kondycję. Współpracujemy z Uniwersytetem Przyrodniczym i z politechniką, aby to zrobić możliwie najlepiej i żeby lokatorzy mieli wiele radości z faktu, że zieleń jest tak blisko.

A jest pan przekonany, że będzie wyglądała tak jak dziś na wizualizacjach?

Wiele zrobiliśmy, aby to się powiodło. Od sześciu lat prowadzimy, jak już mówiłem, próbne ściany, na których sadzimy różne rośliny, eliminujemy te, które sobie nie radzą, więc jestem pewien, że to będzie idealnie działało. Jak pan może wie, będzie to aparthotel, którego znaczną część zachowam dla siebie, po to żeby wynajmować ludziom mieszkania.

To był jeden z zarzutów, wobec tej pana inwestycji. Że w rzeczywistości powstaje obiekt na terenie nieprzeznaczonym na mieszkalnictwo, tylko usługowym.

To ta sama opowieść, od której zaczęliśmy rozmowę. Ludzie ubóstwiają krytykować, z krytyki wyciągają szybko wnioski, że są mądrzejsi, lepsi, uczciwsi od osób, którym robią jakieś wymówki, wytyki. Rozumiem, że krytyka wynika głównie z niewiedzy, więc jakby trochę rozgrzeszam krytyków. Niewiedza wynika z kilku rzeczy.  Po pierwsze trzeba jasno powiedzieć: budujemy Aurę, bo w Poznaniu jest bardzo wiele osób, które pracują tutaj, choć ich dom rodzinny jest często daleko. To są amerykańscy generałowie, to są szefowie firm, które w Poznaniu funkcjonują i zostali delegowani tu do pracy, Uważamy, że mieszkanie na wynajem długoterminowy jest niezbędną częścią rynku, który kształtuje przyjazne, otwarte miasto. Uważamy, że bardzo wiele osób będzie chciało, w zależności od swoich potrzeb, wynajmować większe lub mniejsze apartamenty. My im dajemy pełen serwis, to znaczy możliwość sprzątania, wymiany pościeli, zrobienia zakupów, umycia auta, przygotujemy rower do wiosennej tury po mieście i tak dalej. Wszystko po to, żeby Poznań był miastem przyjaznym dla różnych ludzi. To nie będzie zwykły hotel, do którego codziennie podjeżdżają dwa autobusy nowych gości. To będzie przestrzeń wynajmowana z myślą o ludziach, którzy mają inne potrzeby niż jednodniowy nocleg w Poznaniu. 

Jak słucham tej dyskusji to zastanawiam się, co budzi takie kontrowersje, to nie są klasyczne mieszkania do kupna...

To jednak nie są mieszkania dla każdego.

Proszę mi pokazać, co jest dla każdego. Są małe i duże samochody.

Powietrze jest dla każdego. 

Nie każdy ma równie czyste, jak ja w puszczy, więc też mógłbym być atakowany za to, że oddycham lepszym powietrzem, choć zrobiłem  to świadomie, mieszkam w puszczy, żeby mieć świeże powietrze i czystą wodę. No tak czy owak nic nie jest dla każdego, każdy musi znaleźć swoje miejsce w życiu i to, że są przestrzenie bardziej lub mniej luksusowe, bardziej lub mniej kosztowne, to naturalne. To jest też powód, dla którego chcemy zarabiać więcej, pracujemy więcej i to jakoś nas mobilizuje do wysiłku. Dlaczego? Bo chcemy z małego pokoju przenieść się do mieszkania, które ma trzy pokoje.

W kontekście Aury: to, że powstaną przestrzenie o wysokim standardzie, wynika z wielu przyczyn. Po pierwsze z  bardzo ważnej centralnej lokalizacji. Po drugie, jest świetne otoczenie, które pozwala wielu ludziom mieć też jednocześnie blisko do pracy i blisko na spacer nad Wartę lub jeszcze bliżej, na teren sportowy, który jest za oknem dosłownie. Wszystko razem każe nam zbudować w tym miejscu nie tanie mieszkania na wynajem czy tani hotel typu hostel tylko  bardzo dobrze wyposażone apartamenty, dla osób, które są zamożne. 

Przeciwko temu nie protestuję, bo to jest odwieczny dualizm. Poznaniacy chcieliby mieć piękne miasto, wszyscy chcielibyśmy mieć piękne miasto, ale zapominamy trochę, że piękna architektura też kosztuje. Jak ma być mieszkanie tanie to najprościej zbudować z klocków.

Poznań jest miastem stosunkowo zamożnym, o prawie zerowym bezrobociu.

Naszą szansą jest, aby Poznań był miastem, które będzie połączone wieloma nitkami ze światem. To, że myślę o tym, żeby szefowie firm, które inwestują w Poznaniu, mieszkali w dobrych warunkach, sprzyja myśleniu o rozwoju miasta. Wiele moich inwestycji wcześniejszych zmieniło to otoczenie i cały kontekst. Jestem przekonany, że Aura wpłynie pozytywnie na zachowania naszych sąsiadów i podniesie prestiż tego miejsca. 

Sugeruje pan, że inni zaczną budować lepiej?

Budujemy Aurę na terenie, który jest dzisiaj kupą krzaków, śmieci i miejscem, na które nie ma szansy nawet wejść, a będzie dostępne i przyjazne dla sąsiadów i innych mieszkańców. 

Posprzątamy cały ten teren, dzisiaj podzielony małymi płotami na jakieś pseudo działki, wszystko to zostanie wyczyszczone, poukładane, nasadzimy wiele dobrej, pięknej zieleni. Powstaną ścieżki spacerowe, ławki, miejsce dostępne dla wszystkich poznaniaków. Chcemy z sąsiadami czyli z klubem sportowym i z rugbystami rozmawiać o tym, aby powstał wspólnie przez nas sfinansowany plac zabaw, żeby to miejsce miało większy potencjał.

Nie wiem czy pan pamięta, ale jak powstawał budynek na Kutrzeby, czyli wtedy Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, dzisiaj Collegium da Vinci, to w tamtych latach to były baraki, slumsy, garaże, bocznica kolejowa. To była ulica, na którą było strach wejść. 

Już nie mówiąc o tym, że w ogóle tam nikt nie chodził. 

Budowa uczelni odwróciła całą tę filozofię. Pojawiły się nowe budynki mieszkalne Atanera i cała ulica jest dzisiaj miejscem, w którym tętni życie. Wprowadziłem w to miejsce studentów i uczniów, bo tam jest też liceum, ale powstała też Aula Artis, która służy całemu miastu i w niej codziennie coś się ciekawego dzieje. Już nie mówię o tym, że sam zapraszam co jakiś czas do Poznania znanych artystów. A to Krystyna Janda, a to kolejne spektakle Seweryna i innych,  z myślą o tym, żeby Poznań był fajnym, ciekawym miastem dla mieszkańców. Więc mam pewność, że budowa Aury też wpłynie na otoczenie i to będzie piękny kawałek Poznania.

Trudno panu robić zarzut z tego, że dla wielu mieszkańców Poznania to już nie jest miasto dla biednych ludzi. To raczej może zarzut dla władz miasta o politykę mieszkaniową. Ma pan pomysł dla władz miasta na politykę mieszkaniową, która zadowoli każdego?

Trochę zwalniam miasto z odpowiedzialności za różne zaniechania. Przede wszystkim dlatego, że poprzednie 8 lat tak działało po stronie finansów państwa, że miasta zostały bardzo osłabione i ich dochody zostały przekierowane do Warszawy.  W efekcie miasto cierpiało na gwałtowny spadek środków, mimo inflacji i mimo problemów typu COVID. Generalnie uważam, że w mieście jest dużo dobrej woli, nie zawsze starcza pieniędzy na różne pomysły. 

Wśród nich z pewnością budownictwo, takie tanie socjalne dla osób, które zarabiają mniej, jest z pewnością realizowane z ogromnym opóźnieniem. Tutaj chętnie się podzielę doświadczeniem, bo umiem jak każdy biznesmen zarabiać, ale między innymi dlatego, że potrafię optymalizować koszty. Bo jak pan wie, bogactwo nie bierze się tylko z wysokich cen, ale też z mądrego wydawania pieniędzy.

Ktoś pytał pana z miasta o radę?

Mam dobre relacje z prezydentem Jaśkowiakiem, a jeszcze lepsze i owocne z wiceprezydentem Jędrzejem Solarskim. Widzę w mieście wiele pozytywnych zachowań. Z prezydentem Solarskim realizujemy regularnie projekt pod tytułem "Poznań miasto sztuki" i co roku udaje nam się postawić kolejne dzieło sztuki, które pojawia się w przestrzeni miejskiej, dzięki czemu Poznań staje się też miastem znanym w świecie. Na przykład w 2019 roku magazyn Wallpaper uznał, że totemy Alicji Białej, które są pod Sheratonem to jeden z dziesięciu najciekawszych artystycznych incydentów przestrzeni publicznej i miejskiej. Poznań znalazł się między miastami typu Tokio, Nowy Jork, Amsterdam.

I to nie wynikało tylko z moich pomysłów, ale dostałem też uczciwe wsparcie ze strony miasta.        

Jest pan z jednych nielicznych bogatych poznaniaków, którzy z tą sztuką i ze swoim zamiłowaniem do sztuki wyszli do ludzi. Nie trzyma pan ich zamkniętych na kłódkę.

To były właściwie dwa kroki w życiu. Tak jak powiedziałem: pracowałem w Polskim Teatrze Tańca i tam nauczyłem się pracy z artystami. Zrozumiałem, że jako  inżynier odlewnik, jestem dla nich cennym partnerem. To ośmieliło mnie, żeby potem zrealizować grupę rzeźb Abakanowicz, słynnych “Nierozpoznanych”. Abakanowicz od dawna marzyła o tym, żeby gdzieś w przestrzeni publicznej pojawiły się jej rzeźby. Dzięki Jarosławowi Maszewskiemu, niestety już nieżyjącemu, udało się ten projekt wdrożyć w życie. Namówił Abakanowicz, żeby ta realizacja powstała właśnie w Poznaniu. Poznań obchodził 750-lecie lokacji i miasto uznało, że to jest świetna propozycja dla uczczenia tego święta. Połowa pieniędzy potrzebnych na stworzenie tej grupy rzeźb pochodziła ze środków miejskich, a drugą połowę sfinansowałem. W ten sposób powstało sto kilkanaście rzeźb odlanych w Śremie. Abakanowicz przeżyła swoje niezwykle szczęśliwe chwile, przyjechali jej kolekcjonerzy i znawcy sztuki z całego świata, był minister kultury Waldemar Dąbrowski.

To było wielkie święto w Poznaniu. Rzeźby do dzisiaj stoją. A parę lat później zrealizowaliśmy  drugą taką grupę rzeźb dla miasta Chicago - Agora, która stoi w parku Millenium, tuż koło słynnej hali Franka Garego. Ludzie w Chicago uważają, że to bardzo ważna część ich  tożsamości miejskiej.

Wydaje mi się, że ta sztuka prezentowana publicznie ma jedną cechę: jest tak ciężka, że nie sposób jej ukraść.

Jest pan w błędzie, przez wiele lat “Nierozpoznanych” pilnowała Fundacja Barka. Były próby kradzieży, złomiarze przychodzili z dużymi młotkami licząc, że paroma uderzeniami ukruszą rzeźbę i wyniosą w kawałkach. To było prawdopodobne zagrożenie i w efekcie udało się porozumieć z Fundacją Barka. 

Ale ulotna sztuka, ta delikatna, którą pan sobie powiesi na ścianie w domu, jednak w przestrzeni publicznej z reguły nie jest prezentowana.

Moje doświadczenia ze sztuką rozpoczęły się od stworzenia kolekcji sztuki współczesnej. Współpracowałem z bardzo mądrym i znanym Ryszardem Stanisławskim, twórcą Muzeum Sztuki w Łodzi, niezwykłym znawcą sztuki współczesnej. Zgodził się być moim przewodnikiem w tym świecie, żebym nie narobił głupstw. To on wskazywał dzieła, które warto kupić do kolekcji. Jednym z założeń było, aby prace miały status muzealny. Kolekcjonowałem sztukę polską XX wieku, której część jest eksponowana na terenie moich uczelni, oraz w Muzeum Narodowym w Poznaniu  Wiele kupionych prac przez Fundację Vox Artis jest stale udostępniana młodym ludziom, by ułatwić zrozumienie sztuki współczesnej, co nie jest takie proste.

To nie jest tanie hobby.

W pewnym momencie przestałem kupować sztukę i rozwijać kolekcję. Uznałem, że lepszą drogą jest robienie czegoś wspólnie z artystą. Początkiem takiego działania była praca z M. Abakanowicz. Potem przywiozłem do Poznania 30 rzeźb Igora Mitoraja, które pokazaliśmy na Starym Rynku. Zostały stworzone totemy Alicji Białej, są prace nad Cytadeli, między innymi Andrzeja Banachowicza, Krzysztofa Sołowieja, ruszająca się stella Heinza Macka przy Muzeum Narodowym, jest jedna z najpiękniejszych prac Davida Czernego czyli Golem. Dzięki takim pomysłom pojawiła się sztuka w przestrzeni publicznej. Dziś całą energię angażuję w to, żeby realizować kolejne projekty z innymi artystami.

Nie zdarza się już panu podejmować takich emocjonalnych decyzji, że to mi się podoba i kupuję?

Troszkę się tego oduczyłem.

Dlaczego?

Trzeba zrozumieć w pewnym momencie życia, że posiadanie to bagaż. Trzeba wejść w tryb: skoro mogę mieć wszystko, nie chcę nic.

Ojej, to takie mnisie podejście.

Nie takie mnisie. Odkryłem, że nieposiadanie jest ogromną zaletą, daje lekkość życia.

Ale mówi to człowiek, który jest na liście najbogatszych Forbesa.

To jest już nieaktualna informacja. W międzyczasie przeprowadziłem sukcesję i właściwie większość majątku przekazałem dzieciom. Syn przejął Spółki Vox i prowadzi je najlepiej jak można. Córka Ewa wybudowała Concordię Design w Poznaniu i we Wrocławiu na Wyspie Słodowej. Dostała za nią wiele nagród, między innymi ArchDaily - międzynarodowa platforma architektów uznała ją za najlepiej zaprojektowany biurowiec na świecie.

A pan sobie zostawił działkę edukacyjną.

Bardzo trudną.

Czy to jest dla pana inwestycja?

Byłem kiedyś właścicielem Głosu Wielkopolskiego, miałem rozgłośnie radiowe. Chciałem stworzyć ogólnopolską sieć regionalnych czasopism. Założyłem Wyższą Szkołę Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, żeby szkolić przyszłą kadrę, bo wiedziałem że z komunistycznymi dziennikarzami świata nie podbiję. Wejście w edukację wynikało z potrzeby. Potem sprzedałem wszystkie media, bo borykanie się z rosnącą konkurencją, między innymi Passauer Neue Presse groziło śmiercią. Dyktowali warunki na rynku reklam i cen papieru. Uznałem, że lepiej sprzedać Głos.

Ale szkoła została.

Ale szkoła została. Tyle że zmieniła się i jest dzisiaj Collegium da Vinci. Jest szkołą grafików, informatyków, projektantów gier komputerowych, a najnowszą inwestycją uczelni jest eN Studios, gdzie można nagrywać filmy i muzykę, tworzyć też gry komputerowe. Były tam kręcone reklamy firmy Henkel, totolotka niemieckiego i innych zagranicznych i polskich klientów. To spowodowało, że do Poznania przyjeżdżają niezwykli ludzie, bardzo często kilkudziesięcioosobowe ekipy reżyserów, aktorów i produkcji reklamowej. Odkrywają Poznań, dobrze się tu czują, doceniają profesjonalną obsługę i współpracę. Poznają też kulinarne atrakcje naszego miasta, m.in. Concordię Taste, a w niej polskie wina. 

Wracamy do edukacji. Przecież tych szkół ma pan więcej.

Będąc właścicielem Collegium da Vinci dowiedziałem się, że można rozmawiać o kupnie SWPS, ponieważ założyciele tej uczelni są już starsi i nie mają sukcesorów. Podjęliśmy negocjacje, których założeniem nie była najwyższa cena, lecz sprzedaż uczelni godnemu następcy w myśl zasady "psa w dobre ręce oddam". Długo testowali, czy będę dla SWPS-u wystarczająco dobrym założycielem. 

I tak już wiele lat jestem osobą, która pełni rolę założyciela Uniwersytetu SWPS. To oznacza między innymi, że odpowiadam za strategię uczelni. Nie zajmuję się  jednak jej bieżącym funkcjonowaniem. Wyznaczamy wspólnie strategie i mam wpływ na wybór władz. Staliśmy się pierwszym niepublicznym uniwersytetem. Działalność badawcza uczelni została potwierdzona świetnymi wynikami ewaluacji, mamy na przykład dwie kategorie A+ (to super liga). W krajowych rankingach jesteśmy lepsi niż wiele renomowanych uczelni, a w naukach społecznych mamy też świetną pozycję międzynarodową. Studenci cenią sposób, w jaki uczymy. To dla nas bardzo ważne. 

Dlatego wracam do pytania: czy to jest inwestycja?

To jest największa inwestycja w samego siebie, w swój osobisty rozwój. Wcześniej produkowałem meble. Collegium da Vinci pokazało mi, że bycie współtwórcą uczelni otwiera wiele ścieżek, możliwości i kontaktów. Tak poznałem Adama Michnika, generała Jaruzelskiego, czy Jacka Kuronia, Władysława Bartoszewskiego  i wielu wybitnych ludzi,  którzy w tamtym czasie przyjeżdżali do szkoły na wywiady i spotkania. To też setki godzin dyskusji w bardzo wymagającym środowisku. 

Nie po to, żeby zrobić tytuł naukowy pan to kupił.

Dalej jestem inżynierem. Wyzwania związane z nabyciem SWPS-u spowodowały, że musiałem naprawdę wiele rzeczy zrozumieć, zwłaszcza w obszarze nauk psychologicznych, humanistycznych. Zarządzanie uczelnią nie polega na tym, że można komuś coś kazać. Jeżeli chciałbym zmuszać ludzi do działań, z którymi się nie zgadzają, to dobra współpraca szybko się skończy. Najlepsza kadra znajdzie miejsce w każdej innej uczelni. Musiałem się nauczyć z nimi rozmawiać, a jednocześnie zmienić strategię SWPS-u w ten sposób, żeby była maksymalnie nastawiona na dobro studenta, jak będzie studiował i kim zostanie jako absolwent, jak ma wyglądać jego kariera, co go czeka w życiu kiedy skończy uczelnię.

To pan mówi kim będzie ten absolwent czy przyszły uczeń panu podpowiada kim chce być?

To jest wielowarstwowy i skomplikowany proces. Z jednej strony chętnie rozmawiamy ze studentami, jak sobie wyobrażają swoje życie, ale oni nie oczekują od nas tylko pytań, oczekują raczej pomocy w tym, jaką wybrać drogę. Trzeba łączyć wiedzę i  doświadczenie uczelni, ale przede wszystkim obserwować przyszłość.  To zmiana filozofii myślenia o tym, co nastąpi. Bardzo wielu ludzi przez całe życie zafascynowanych jest tym, co było i stale wspominają. Gloryfikują przeszłość, ale boją się przyszłości. Trzeba zmienić mentalność i zespoły, które decydują o rozwoju uczelni na myślenie o tym co będzie. Jak naszą rzeczywistość zmieni sztuczna inteligencja? Jak przygotować studentów do życia w tak zmiennych czasach? Jak przygotować ich do podejmowania właściwych decyzji?

Ale jak też ich przekonać, żeby się tego chcieli uczyć? Chińczycy, nie tylko Chińczycy - w wielu krajach takie badania przeprowadzono: kim chcą być młodzi ludzie. Okazywało się, że youtuberami. Jak będziemy mieli w kraju liczącym 40 milionów ludzi 5 milionów youtuberów.... 

Opowiem jaka jest strategia SWPS-u i Collegium da Vinci. W obu uczelniach skończyliśmy nad nią pracę. To wielowarstwowy dokument, ale spróbuję sprowadzić tę wielomiesięczną pracę zespołów do kilku słów. Pierwszym jest ODWAGA. Musimy zrobić wszystko, żeby studenta nauczyć pokonywać własny lęk. Często maturzyści są poturbowani przez szkołę, niepewni, boją się zmian, mają zdewastowane poczucie własnej wartości. Kluczowym wyzwaniem dla naszych uczelni: SWPS i CdV  jest po pierwsze odbudować wiarę w siebie i nauczyć walki z lękiem, po to, żeby z odwagą ruszyć w świat. Jeżeli to się udaje to należy uruchomić drugą część strategii, czyli CIEKAWOŚĆ. Źródłem tego, co student pozna, kierunek w jakim będzie poszukiwał wiedzy, musi wynikać z ciekawości. W efekcie uczymy odkrywać świat, pokazujemy,  jaki potrafi być ciekawy, piękny, niezwykły, intrygujący. Trzecim słowem jest OTWARTOŚĆ. Jeżeli nauczymy studentów otwartości i będą gotowi do zmiany własnego zdania, do odejścia od swoich  przekonań, to stworzymy postawy, które pozwolą ludziom zbudować najważniejszą rzecz w życiu czyli WSPÓLNOTĘ. Uczymy ich pracy w zespole, tego jak budować multidyscyplinarne zespoły, jak doceniać ludzi myślących inaczej. Nie ma wtedy takiego projektu, nie ma takiego zadania, z którym sobie nie poradzimy. Mówiąc inaczej, silny zespół to może być większy potencjał niż miał Leonardo da Vinci pod warunkiem, że zespół ze sobą współpracuje i jest dobrze dobrany. Wówczas łatwiej uwierzyć w siebie, pójść w kierunku dla mnie wymarzonym, czyli pokochają WOLNOŚĆ i będą chcieli żyć w wolnym świecie oraz zrozumieją, że muszą też brać ODPOWIEDZIALNOŚĆ za swoje decyzje i  za otoczenie. Nie przerzucać odpowiedzialności za swoje frustracje, błędy na innych. Nie szukać poczucia swojej wartości w nieustannym krytykowaniu innych.  Nie mogą wierzyć, że bezpieczeństwo to dar od dyktatora. Musimy wszyscy walczyć o wolność i cieszyć się nią. 

Nie brzmi to jak zawód przyszłości.

To jest pomysł na życie. Recepta na lepsze życie. 

Czyli nie ma czegoś takiego jak zawód przyszłości?

Dobrze pan wie, że nie ma. Zawody będą się zmieniały, sugeruje się, że w ciągu kilku lat zniknie połowa zawodów, że będą inne nowe. Dlatego mówię, że musimy uczyć młodych ludzi, żeby byli odważni, ciekawi, umieli pracować w zespole, zmieniać skład tych zespołów, być skuteczni. Czy to będzie się nazywało kowalstwo czy  informatyka, czy medycyna, nie ma znaczenia. Chodzi o to, żeby być gotowym na zmiany i przyjmować je, a nie umierać ze strachu przed tym, co nadchodzi. Kluczem jest być POŻYTECZNYM, potrzebnym, zmieniać się i nie bać, pokonać lęk, nieustannie się edukować i rozwijać. 

Nie wiem czy pracodawcy są na to gotowi. Pytają: A co tam masz za umiejętność na dyplomie?             

Większość z nich wie, że skarbem jest pracownik gotowy do zmian, gotowy żeby się uczyć, rozwijać, zmieniać  stanowisko i zakres wykonywanych zadań. To są dzisiaj wymarzeni pracownicy, bo firmy muszą się zmieniać. Najwięcej kłopotu jest z tymi, u których każda zmiana wywołuje panikę i przy okazji restrukturyzacji w firmie trzeba ich zwolnić. To dla pracodawcy bardzo skomplikowany i kosztowny proces. Dużo lepiej dawać szansę pracownikom zmieniać się, pójść do przodu i wielu pracodawców to rozumie. 

Chciałbym spytać o sztuczną inteligencję, bo ona budzi obawy. Budzi nadzieję i to coś, co może ludziom odbierać pracę. 

Szczerze powiedziawszy strategia CdV i  SWPS-u też jest stworzona w kontekście sztucznej inteligencji.  W przypadku każdego narzędzia można dobrze z niego korzystać lub zostać jego niewolnikiem. To dotyczy m.in. smartfonów. Wiele osób, w tym młodych ludzi, uciekło w świat wirtualny. Wiadomo dzisiaj, że 30 procent mężczyzn w wieku 30 lat nie miało jeszcze szansy na seks z kobietą i nie dążą do tego. To jest bardzo smutne. Nie twierdzę, że seks jest najważniejszy w życiu, ale nie umiem sobie wyobrazić mężczyzny, który nie wie, co to znaczy przytulić kobietę, innego człowieka. 

To są takie rzeczy, z którym żyliśmy od zawsze, zawsze tacy ludzie byli.

Na skutek dostępu do internetu i pornografii to narasta. Oprócz tego kobiety są dzisiaj znacznie bardziej samodzielne, niezależne, dzielne i model relacji kobieta-mężczyzna, w którym mężczyzna dyktuje warunki, przestaje działać. Coraz częściej to kobieta zarabia więcej, jest lepiej wykształcona, w efekcie mężczyźni tracą grunt pod nogami. 

Wracając do sztucznej inteligencji uważam, że powstanie wiele obszarów, w których sztuczna inteligencja będzie wsparciem. Nastąpi ogromny skok w badaniach. Tam, gdzie są miliony danych i gdzie człowiek już nie ogarnia ich ilości, sztuczna inteligencja to zrobi. To dotyczy między innymi badań kosmosu, innych związanych z budową materii, medycyną, z meteorologią. Sztuczna inteligencja także podporządkuje sobie wielu ludzi, którzy oddadzą jej wolność. 

Nie wymknie się nam ta sztuczna inteligencja?

Wielu ludzi ulegnie czarowi sztucznej inteligencji, która zadba o ich dobre samopoczucie, uzależni ich od siebie i ci stracą wolność, bo  to AI będzie decydowała co lubią, co kupują, na kogo głosują i jak żyją.  Już dziś wielu z nas wyemigrowało i żyje w wirtualnej rzeczywistości nieustannie śledząc, co nowego w smartfonie. Uniwersytety muszą kształcić ludzi po to, żeby dzięki wiedzy, umiejętnościom, inteligencji, krytycznemu myśleniu umieli zapanować nad sztuczną inteligencją. Korzystać z niej jak ze sprawnego narzędzia.  

W jednym z wywiadów mówił pan, że nie będzie liczyła się wiedza, tylko umiejętności.

Tak.

Czy chodzi też o umiejętności manualne?

Tak, ale nie tylko manualne. Umiejętności będą w cenie, bo sztuczna inteligencja da łatwy dostęp do informacji, wiedzy a roboty, które coś umieją zrobić będą kosztowne. Uważam też, że człowiek boi się mniej, kiedy dużo umie. Wiedza często nas przytłacza i powoduje, że boimy się jeszcze bardziej. Jeśli dużo  umiemy, boimy się mniej i to dlatego między innymi fińska szkoła uczy jak zrobić makaron i obiad albo jak naprawić rower, albo jak zrobić wiele innych rzeczy...

Umie pan?

Wiele umiem. Umiejętności powodują, że nie boimy się zmiany, w ten sposób pozbywamy się lęku i nabieramy poczucia własnej wartości. Drugim sposobem pokonania lęku jest bycie potrzebnym. Mogę dać swój czas, posłuchać, doradzić - to wszystko powoduje, że ktoś mnie docenia, więc jestem coś wart i wtedy boję się mniej. Namawiam do budowania relacji przez pryzmat tego, co mogę dać, co mogę zrobić, a nie co dostać.

Proszę mi wybaczyć pewną nieufność. Wielu ludzi patrzy na zasobnych ludzi, którzy mogą się czuć spełnieni, że ich rady wynikają z jakieś potrzeby, że chcą manipulować masami. Wierzę, że pan nie chce manipulować masami...

No chcę! Bardzo namawiam na edukację, robię wiele, żeby szkoły były lepsze.

Konkurencji pan chce?

Przecież edukacja w Polsce jest rynkiem, w którym ktoś zdewastował konkurencję, bo mamy de facto dwa typy uczelni: publiczne i niepubliczne. Publiczne jakoby uczą za darmo. My uczymy za czesne. Przy czym gigantyczne pieniądze z budżetu idą do uczelni publicznych. Uważam, że wiele z nich źle, nieefektywnie  wykorzystuje te środki i przysłowiowo "pali je w piecu”.

Gorzej, że studentów w tym piecu palą też.

Studenci w uczelniach publicznych są często kimś, kto przeszkadza w komfortowym życiu i karierze naukowej, a z kolei w niektórych uczelniach niepublicznych czyli prywatnych działających na rynku płatnej edukacji uruchomiono strategie "cena czyni cuda", co dewastuje ostatecznie jakość edukacji.  Natomiast mało kto wie, że aż 50% z polskich studentów płaci za studia. Czyli nie mówimy o jakimś marginesie, elicie.  Od dawna postuluję, żeby każdy maturzysta dostawał bon na edukację, z którym może pójść do każdej uczelni w Europie lub finansować inne potrzebne kursy, szkolenia. W efekcie zmieniłoby się nastawianie uczelni publicznych i postrzeganie studentów jak klientów. Zaczęliby ich szanować. Naszą ideą jest “po pierwsze student i jego przyszła kariera”. Nie ma dla nas nic  ważniejszego niż student. 

Czy pan się czuje patriotą? 

Noszę w klapie marynarki nasze godło. To pin Szymona Szymankiewicza. Orzeł ze wstydu schował się za godłem.  Widząc co się dzieje w Polsce, w czasie strajków kobiet, w czasie tych różnych demonstracji, nie chce, żeby było go widać.

Nadal je pan nosi.

Noszę, bo to jest przestroga przed złem, które może wrócić. Uważam, że w Polsce jest bardzo wiele do poprawy. 

Szukam słabych stron, które można poprawić. 

A nie na tym polega patriotyzm? 

Właśnie tak go sobie wyobrażam. Chcę tu żyć, mieszkają tu moje dzieci i wnuki. Bardzo mi zależy, żeby Poznań był dobrym miastem do życia. Wiele w tej sprawie zrobiłem i nadal będę aktywny. 

A jak pan widzi siebie, swoje miejsce, swoją rolę w tym mieście? 

Uważam, że  udało mi się bardzo dużo w życiu osiągnąć i jestem szczęśliwym człowiekiem. Staram się żyć w myśl maksymy: robię to, na co mam ochotę i pracuję z ludźmi których cenię i lubię. 

Taka postawa skłania mnie do współpracy z miastem na polu, na którym jestem miastu potrzebny i mogę być skuteczny. Unikam polityki, ale inwestuję wiele w edukację. Poświęcam sporo czasu i energii w projekcie "Poznań miasto sztuki" oraz buduje potrzebne Poznaniowi obiekty, które stają się symbolami nowoczesnego Poznania, jak choćby Bałtyk czy Aura. Odpowiadam na każde zaproszenie do współpracy z władzami Poznania, jeżeli mogę być pomocny, ale nic nie muszę i to najważniejsze. 

Życzę wszystkim, żeby też próbowali sobie urządzić życie w taki właśnie sposób. Nie rozdzielam pracy od życia osobistego, bo nie ma dwóch różnych żyć. Praca łączy się z moimi osobistymi sprawami, z moim hobby, z moją miłością do teatru i sztuki. Wszystko to razem jest pomieszane, ale służyć ma jednemu: żebym się rozwijał, szedł do przodu i miał wokół siebie ludzi, których szanuję, podziwiam lub cenię. Tak łatwiej, przyjemniej żyć.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Które osiedla z blokami z wielkiej płyty w Poznaniu są najstarsze? Sprawdź ranking w naszej galerii >>>

Takie są najstarsze osiedla z wielkiej płyty w Poznaniu. Ile...

Turystyczna Wielkopolska - powiat pniewski:

emisja bez ograniczeń wiekowych

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski