Największa operacja w historii CBŚ, w którą było zaangażowanych pół tysiąca polskich policjantów i kilkudziesięciu angielskich - tak wyglądały kulisy rozbicia cztery lata temu romskiego gangu z południowej Wielkopolski i łódzkiego handlującego ludźmi. W ręce policji wpadło wtedy 27 osób.
Dziś w śledztwie prowadzonym przez Wydział V ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu zarzuty działania w zorganizowanej grupie zajmującej się handlem ludźmi ma postawione już 46 osób.
Romowie zwabiali Polaków na Wyspy obietnicą pracy. Werbowali tych, których najłatwiej było oszukać - niewykwalifikowanych, bez znajomości języka, nierzadko z problemami alkoholowymi. Już na miejscu kazali im podpisywać dokumenty, które rzekomo miały być potrzebne do zatrudnienia. W rzeczywistości Polacy rejestrowali się jako bezrobotni.
Wypełniali też wnioski o przyznanie innych zasiłków, w tym zasiłków na dzieci. Zakładano im też konta, na które miały trafiać świadczenia. Wszystkie dokumenty zostawały jednak w rękach Romów, a kiedy Polacy przestali być już potrzebni, odsyłano ich do kraju.
Gang zarobił na nich kilka milionów funtów. Za wyłudzone pieniądze Romowie żyli iście po królewsku - mieszkali w luksusowych posiadłościach, jeździli luksusowymi autami. Jeden z nich miał w garażu bentleya. Po zatrzymaniu czekały na nich mniej wygodne cele w aresztach. Obecnie wszyscy podejrzani są już na wolności.
Nie wszyscy jednak są w kraju. Za granicą wciąż ukrywa się małżeństwo - Iwona i Adam P., na których ciąży zarzut handlu ludźmi i oszustwa. Teraz wystąpili o wydanie listu żelaznego, ale sąd im odmówił.
- Po przyjeździe do Polski nie grozi im ani zatrzymanie, ani areszt - mówi sędzia Aleksander Brzozowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Nie ma więc potrzeby wydawania listu żelaznego.
Niewykluczone, że zdążą wrócić do Polski na zapoznanie się z zarzutami już w akcie oskarżenia, gdyż śledztwo jeszcze trochę potrwa.
- Wciąż spływają do nas dokumenty z Wielkiej Brytanii w ramach pomocy prawnej - mówi prokurator Hanna Grzeszczyk z Prokuratury Apelacyjnej. - To dość czasochłonne. Na jedną partię dokumentów czekaliśmy z dwa lata.
Jednak kiedy Anglicy wysyłają już dokumenty, robią to hurtowo. W jednej z takich przesyłek były dokumenty, które wypełniły 80 tomów po 200 stron każdy. A każdą z tych stron trzeba przetłumaczyć. Dopiero wtedy można zabrać się za ich analizę.
- Zobaczymy, czy będziemy mieli cały materiał kompletny - mówi prokurator Grzeszczyk.
Za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i handel ludźmi grozi do 15 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?