Moderat, "II" [Monkeytown, 2013]
Pamiętacie utwór ze sceny nocnego pościgu w filmie "Skóra, w której żyję" Almodovara? Albo ścieżkę dźwiękową z "Drive"? Mam wrażenie, że trudno je zapamiętać, nie lubiąc takiej muzyki. Jeśli więc zadbana dźwiękowo, nienachalna i równie taneczna co pejzażowa elektronika jest Wam bliska, pokochacie drugi album Moderat miłością bezinteresowną. Mimo że Thom Yorke mocno podpadł ostatnio poznaniakom, warto powiedzieć, że Moderat to jego ulubieńcy. Cztery lata temu otwierali przecież poznański koncert Radiohead, choć ich muzyka bardziej niż na początek wieczoru nadaje się raczej na afterparty, nawet w postaci nocnego siedzenia na balkonie ze słuchawkami na uszach.
CZYTAJ TAKŻE:
Trzy po trzy: Ghostpoet, The National i Queens of the Stone Age
Trzy po trzy: Baths, Oxygen i Daft Punk
Depeche Mode, "Delta Machine" [Jagjaguwar, 2013]
Wielu muzykom trudno jest osiągnąć wiek chrystusowy w ogóle. Dlatego już sam fakt, że to zespół w tym roku obchodzi 33-lecie swojego istnienia, musi budzić szacunek. Nie oczekiwałem po tej płycie zamachu na własny dorobek ani stylistycznej zawziętości w rodzaju nowego albumu "The Knife". Chyba jednak nigdy dotąd Depeche Mode nie brzmieli tak kameralnie. Dźwięków jest tutaj tylko tyle, ile trzeba, aby piosence nadać wyraz, a głos Gahana brzmi, jakby śpiewał on w pokoju obok. Odarty ze zbroi pogłosów, chórów i efektów śpiewa swoje bluesy z właściwą sobie emfazą, która podana wprost traci na rozmachu, ale zyskuje na dramaturgii i organiczności! A że czasem się powtarza? No cóż - już raz zmienił oblicze światowej muzyki. Drugi raz nie musi.
David Bowie, "The Next Day" [Columbia, 2013]
Dwukrotnie starszy od Depeche Mode, niejaki David Jones znany wszystkim jako Bowie, zaskakiwał świat już tyle razy, że 10-letnie milczenie, poparte kłopotami zdrowotnymi, wszyscy wzięliśmy na tyle poważnie, by uznać je za muzyczną emeryturę. Nic z tego - oto jego 24. album studyjny ujrzał światło dzienne. Sama możliwość napisania o tym fakcie jest dla mnie zaszczytem. Cóż więc dodać, jeśli jest to naprawdę album wybitny? Najlepiej zmierzyć się z nim samemu. Razem ze wszystkimi dodatkami (doskonały, bonusowy "So She"), wliczając teledyski do "Where are we now?" i "The Stars (Are Out Tonight)" i uderzającą, nieco barbarzyńską okładkę, na którą trudno byłoby sobie pozwolić, nie będąc Bowiem. Dziękujemy Wasza Osobliwość!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?