Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kulisy afery grantowej w WARP. Wiceprezes spółki straciła pracę, bo chciała powtórzenia konkursu na Wielkopolską Tarczę Antykryzysową?

Łukasz Cieśla
Łukasz Cieśla
Agata Świtalska-Krych, była wiceprezes WARP, uważa, że została zwolniona, bo zwracała uwagę na nieprawidłowości podczas słynnego już konkursu na granty z WARP.
Agata Świtalska-Krych, była wiceprezes WARP, uważa, że została zwolniona, bo zwracała uwagę na nieprawidłowości podczas słynnego już konkursu na granty z WARP. Grzegorz Dembiński
O Wielkopolskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości w sierpniu usłyszała cała Polska. Bo w około sekundę rozeszło się 95 milionów złotych dla firm dotkniętych pandemią koronawirusa. Pieniądze dostała grupka szczęśliwców. Pozostali psioczyli w domach i podupadających firmach, inni poszli protestować pod poznańską siedzibę WARP. Teraz o kulisach opowiada zwolniona właśnie z WARP była wiceprezes tej samorządowej spółki. - Zgłaszałam w WARP oraz urzędnikom marszałka Marka Woźniaka, że konkurs grantowy trzeba powtórzyć z uwagi na błędy merytoryczne i techniczne. Ale najwidoczniej uznano, że swoimi pytaniami kwestionuję nieomylność osób z nadania PO, a przecież sama nie ma mam „wykształcenia partyjnego”. Po mojej krytyce zwolniono mnie z pracy bez wskazania powodu, choć jestem w trzecim miesiącu ciąży – mówi nam Agata Świtalska-Krych, do niedawna wiceprezes WARP, spółki podległej samorządowi województwa wielkopolskiego.

Słynny konkurs odbył się 24 sierpnia ubiegłego roku. O 9.00 rano przedsiębiorcy z Wielkopolski, którzy wykazali straty wskutek pandemii koronawirusa klikali w link. Z nadzieją czekali na informację, czy dostaną wsparcie finansowe z publicznych pieniędzy. Granty dostali nieliczni. Zaledwie kilka procent firm spośród ponad 47 tysięcy złożonych wniosków. Powód?

95 milionów zł dla firm rozeszło się w około sekundę. Choć kontrowersje są olbrzymie, WARP za swoją pracę dostanie… 5 mln zł. Tyle „wykrojono” dla agencji na „wynagrodzenie personelu projektu”. Urzędnicy tłumaczą, że patrząc na to w procentach, to wcale nieduża prowizja.

Zamieszanie z grantami z WARP. Zobacz film

Była wiceprezes WARP: ten konkurs powinien być powtórzony, panował chaos

Tymczasem Agata Świtalska-Krych, była już wiceprezes WARP przekonuje, że konkurs był niedopracowany i źle przeprowadzony. Jej zdaniem dlatego, bo w samorządowej spółce niektórym pracownikom brakuje kompetencji, ponieważ są zatrudniani z klucza partyjnego. W tym przypadku chodzi głównie o członków PO.

- W tym konkursie, czyli w Wielkopolskiej Tarczy Antykryzysowej, przyjęto bardzo niskie kryteria strat finansowych, dlatego stanęło do niego mnóstwo firm. Potem kilka razu przesuwano termin konkursu. Do obsługi konkursu wybrano bez przetargu firmę If One, a potem utajniono kontrolę z jej działalności. Przed samym konkursem kilka razy zmieniano regulamin, ostatni raz w piątek przed poniedziałkowym konkursem oraz informacje dla przedsiębiorców. Niektóre komunikaty adresowane do nich znikały ze strony. Panował chaos, którego kulminacja nastąpiła 24 sierpnia. O 9.00 rano wszyscy klikali w system, który zaczął się wieszać i generować sprzeczne komunikaty. Prawie 100 mln zł rozeszło się w niejasnych okolicznościach. Zmieniały się pozycje firm na liście rankingowej, a niektóre firmy zgłaszały, że dostały grant a potem, że była to pomyłka. Konkurs należało powtórzyć, bo ok. 5 procent "szczęśliwców" zrozumiałoby, że powodem anulowania naboru były błędy systemowe. Pozostali mogą wystąpić o odszkodowania na kwotę 4 mld złotych. Gdy podnosiłam wszystkie te argumenty, prezes WARP oraz urzędnicy marszałka Marka Woźniaka byli głusi na moje zastrzeżenia

– zaznacza Agata Świtalska-Krych.

Czytaj też: Wielkie protesty po konkursie WARP. Czy niektórzy korzystali z tzw. botów?

Jej słowom zaprzecza Krzysztof Urbaniak, prezes WARP. Przyznaje, że granty rozeszły się błyskawicznie, ale jego zdaniem wszystko odbyło się na uczciwych zasadach.

- Pieniądze dostały przede wszystkim małe firmy, często jednoosobowe. Decydowała zasada kto pierwszy, ten lepszy. Poza tym przyjęte kryteria wynikały z wytycznych rządu, a nie naszego „widzimisię”. Nie było przesuwania terminu konkursu. Żadne komunikaty nie znikały, co najwyżej były doprecyzowane tak, aby rozszerzyć grono firm starających się o pomoc. Owszem, mieliśmy kryzys wizerunkowy, gdy 24 sierpnia okazało się, że złożono tyle wniosków, że dla wielu zabrakło pieniędzy. Ja wtedy wspierałem pracowników, którzy byli mocno krytykowani w mediach oraz przez niezadowolonych przedsiębiorców. Wysłałem im maila, że doceniam pracę, jaką wykonali i zapewniłem, że razem wspólnie jako firma zmierzymy się z publiczną krytyką. Tymczasem pani Świtalska-Krych zakwestionowała moje słowa o wsparciu zarządu. Odpisała wszystkim pracownikom, że były nieprawidłowości, a winnych trzeba rozliczyć. Wielu pracowników było oburzonych jej zachowaniem. Otrzymałem list podpisany przez ponad 90 procent pracowników, rozgoryczonych i bardzo dotkniętych jej słowami i postawą. To było jedno z jej licznych zachowań, które nie przystoi wiceprezesowi spółki

– odpowiada prezes spółki Krzysztof Urbaniak.

Czytaj także

Spółki takie jak WARP to przechowalnie działaczy partyjnych? - U nas pracuje tylko kilku członków PO – mówi prezes WARP

WARP jest jedną z 15 spółek, w których udziały ma samorząd województwa wielkopolskiego, na czele którego stoi marszałek Marek Woźniak z PO. „Marszałkowe” spółki zajmują się wieloma rzeczami: od koni, szpitali, kolei, internetu, lotniska Ławica, po rozwój przedsiębiorczości. W takich spółkach, jak WARP, pojawiają się działacze PO oraz PSL. Obie partie od lat tworzą koalicję w Urzędzie Marszałkowskim w Poznaniu.

Ilu członków partii pracuje w „marszałkowych” spółkach? Biuro prasowe Urzędu Marszałkowskiego odpowiada, że nikt nie prowadzi takiej ewidencji, a przynależność partyjna to prywatna sprawa pracowników. Ale o tym, kto jest w partii, dość powszechnie wiadomo.

- Widzimy tutaj pewną hipokryzję – zaczyna Agata Świtalska-Krych. - Pracownicy WARP i innych spółek marszałka głośno narzekają, że PiS zawłaszcza państwowe spółki. To prawda, ale na poziomie Wielkopolski to głównie Platforma rozdaje stołki. Spółki takie jak WARP stają się przechowalnią partyjnych działaczy, nie zawsze kompetentnych. Ktoś „z góry” naciska, więc spadochroniarz trafia do pracy. Moim największym problemem było to, że nie mam „zaplecza partyjnego”, nie należę do żadnego ugrupowania politycznego i żaden marszałek się za mną nie wstawi. Decyzje o podziale zadań w zarządzie spółki zapadły pomiędzy Krzysztofem Urbaniakiem, który moim zdaniem jest protegowanym marszałka Woźniaka i Teodorem Stępą z PSL, drugim członkiem zarządu. Podzielili spółkę pomiędzy siebie, a mi wyznaczyli najmniejszy, sztucznie stworzony dział liczący dyrektor i jednego pracownika.

- To nieprawda, że polityka decyduje o obsadzie stanowisk. U nas na 100 pracowników jest według moich szacunków tylko 4 członków PO – ripostuje Krzysztof Urbaniak, prezes WARP.

Czytaj także

Jak zaznacza, on sam jest bezpartyjny. Ale niektórzy wytykają mu brata, który jest posłem PO z Ostrowa. Krzysztof Urbaniak jest tym poirytowany. Podobnie, jak pytaniami o jego kompetencje. Przecież w internecie łatwo można sprawdzić, jakie ma doświadczenie.

- To nie bratu zawdzięczam stanowisko. Jestem doktorem habilitowanym prawa, radcą prawnym, ekonomistą z ponad 20-letnim doświadczeniem pracy w organach zarządczych spółek kapitałowych. Po zwolnieniu mnie z poznańskiej Agencji Nieruchomości Rolnych, ówczesny przez WARP zaproponował mi pracę. O pracy w spółce rozmawiałem też z członkami zarządu województwa. Od 2012 roku byłem więc członkiem zarządu WARP, w 2018 roku zostałem prezesem

– podkreśla Krzysztof Urbaniak.

Czytaj też: Przed laty były kontrowersje wokół Agencji Nieruchomości Rolnych zarządzanej wówczas przez Krzysztofa Urbaniaka

Dodajmy, że praca w WARP, jeśli wziąć pod uwagę zarobki zarządu, daje naprawdę godny zarobek. Prezes Urbaniak może liczyć miesięcznie na ok. 19,8 tys. zł brutto. Członkowie zarządu na ok. 15,4 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć premie. Ile zarabiają pozostali? Samorząd województwa odsyła nas do WARP, a ten wskazuje, że bez zgody pracowników nie może podawać zarobków. Z nieoficjalnych źródeł słyszymy jednak, że szefowie działów w WARP zarabiają „około dyszki na miesiąc”.

Jesteście ciekawi, w których branżach w Wielkopolsce zarabia się najlepiej? Najnowsze dane podaje "Rocznik Statystyczny Województwa Wielkopolskiego 2020". W  galerii prezentujemy 10 branż w naszym regionie, gdzie jest najwyższe przeciętne wynagrodzenie brutto. Sprawdź zestawienie płac w Wielkopolsce ---->

10 branż w Wielkopolsce, w których zarabia się najlepiej. Tu...

Konkursem na granty zajmował się dział kierowany przez poznańskiego radnego PO Grzegorza Jurę

Pracę w WARP dostali m.in. dwaj poznańscy radni PO Grzegorz Jura i Marek Sternalski. W mailu do naszej redakcji WARP podkreśla, że każda decyzja personalna wynika z bieżących potrzeb spółki oraz analizy zasobów kadrowych. Konkursów nie trzeba przeprowadzać.

Radny Grzegorz Jura kieruje Działem Koordynacji Projektów. I to właśnie jego dział przygotowywał słynny konkurs na granty, który w sierpniu zakończył się awanturą.

- Jako członek zarządu WARP miałam zastrzeżenia do kompetencji pana Jury. W momencie obejmowania funkcji p.o. dyrektora Działu Rozwoju nie miał moim zdaniem odpowiedniego doświadczenia. Od prezesa Urbaniaka usłyszałam, że pan Grzegorz jest osobą powszechnie lubianą i szanowaną. To ma być kryterium wyboru pracownika na stanowisko dyrektorskie?

- pyta Świtalska-Krych.

Czytaj także

Co na to radny Grzegorz Jura? Dzwonimy do niego trzy kwadranse po wysłaniu pytań do WARP. Wie już o naszym zainteresowaniu. Stwierdza, że w mailu brakuje pytania numer 19. O to, w jaki sposób do WARP dostała się Agata Świtalska-Krych. Gdy prosimy o rozwinięcie myśli, radny Jura ucina temat. Poza tym jego zdaniem nasze pytania są źle skonstruowane.

O co mu chodziło w kontekście zatrudnienia byłej wiceprezes? Wśród pracowników WARP krąży taka wersja: Świtalska-Krych sama nie jest „czysta”, bo rzekomo była popierana przez Leszka Wojtasiaka, ważnego polityka PO, byłego wicemarszałka województwa. I co więcej, w zeszłym roku ponoć próbowała wcisnąć do jednego z projektów spółkę dopiero co założoną przez jednego ze znajomych Leszka Wojtasiaka. A teraz ponoć się mści, bo spółka nie została dopuszczona do obsługi projektu.

- To kolejne bzdury na mój temat. Leszek Wojtasiak nie załatwił mi pracy w WARP. Według mnie to Krzysztof Urbaniak był protegowanym Leszka Wojtasiaka. Otrzymałam propozycję przejścia do WARP w 2018 roku od prezesa Wielkopolskiego Funduszu Rozwoju, który wcześniej sam ją otrzymał, ale nie skorzystał i zaproponował mnie w zastępstwie. Od 2007 roku pracuję w spółkach samorządowych zatem mam dwukrotnie wyższe doświadczenie w tym zakresie od pozostałych członków zarządu WARP. Wchodząc do zarządu WARP byłam jedyną osobą niezwiązaną z żadną partią i politykami. Nie próbowałam też wcisnąć żadnej spółki do projektu WARP. W związku z ograniczeniem zasobów kadrowych, finansowych oraz merytorycznych konieczne było znalezienie lidera projektu, który to zapewni. Gdy go znalazłam, zaczęto mi robić kolejne trudności, by za wszelką cenę pokazać, że nic nie robię, a projekt zamieść pod dywan

– odpowiada Agata Świtalska-Krych.

Jej słowa potwierdza Leszek Wojtasiak z PO: - Znam Agatę Świtalską-Krych, ale zarzuty, że jej coś załatwiałem, to nieporozumienie. W przeciwieństwie do niektórych osób, jej nie trzeba było promować. Ona broni się wiedzą i kompetencjami.

Jeden dział WARP-u podzielono na dwa, żeby radny PO mógł utrzymać kierownicze stanowisko?

Wróćmy do Grzegorza Jury. To właśnie radny PO kieruje działem Koordynacji Projektów odpowiedzialnym za najsłynniejszy grant WARP-u. Zaczął kierować nim w następujących okolicznościach.

Wcześniej w WARP istniał Dział Rozwoju. Jego ówczesna szefowa, Monika Lewandowska, zaszła w ciążę. Pod jej nieobecność, pełniącym obowiązki szefa działu został właśnie Grzegorz Jura.

- Gdy wracała do pracy z macierzyńskiego, prezes Urbaniak złożył jej „propozycję nie do odrzucenia”. Miała dostać wysoką, półroczną odprawę i sama odejść. W domyśle, by Grzegorz Jura, radny PO, nie stracił stanowiska. Nie zgodziła się, więc wkrótce Dział Rozwoju zastąpiły dwa inne działy. Monika objęła Dział Informowania i Pozyskiwania Projektów i miała pod sobą – uwaga – jedną pracownicę od informowania o projektach, a sama miała je pisać i pozyskiwać. Doszło nawet do kuriozalnej sytuacji, że przy jednym projekcie ta jedyna podwładna miała obsługiwać aż trzy numery telefonów naraz, więc potem były skargi, że nie można się dodzwonić. Z kolei dział pana Jury liczył 18 pracowników. Ja także byłam dyskryminowana. Nie otrzymywałam informacji ws. zamówień publicznych, wynagrodzeń, premii, zatrudnianiu i zwalnianiu pracowników, nie mogłam nawet wnioskować o premie dla podwładnych. Im bardziej piętnowałam różne patologie w WARP, tym coraz bardziej byłam odsuwana na boczny tor

– podkreśla Agata Świtalska-Krych.

Wiemy, że wspomniana Monika Lewandowska faktycznie była niezadowolona ze swojej sytuacji w samorządowej spółce. We wrześniu, w piśmie do prezesa WARP Krzysztofa Urbaniaka, skarżyła się, że jest marginalizowana w spółce, że chciałaby wyjaśnień, dlaczego prezes tuż przed jej powrotem z macierzyńskiego złożył jej propozycję rozwiązania pracy, dlaczego od kilku miesięcy nie dostaje premii mimo ogromnego zaangażowania, dlaczego mimo dwukrotnej prośby nie dostała zgody na pracę zdalną w czasie pandemii. A przecież ma małe dziecko, na dodatek z powodu pandemii zamknięto żłobki.

Czytaj też: Budowa nowej siedziby Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu. Dlaczego budowlaniec nie dostał pieniędzy?

Z Moniką Lewandowską nie udało nam się dłużej porozmawiać. Odebrała telefon. Ale prosiła o kontakt nieco później. Potem już nie odebrała.

- Proszę ją zrozumieć, ma pracę, której nie chce stracić – tłumaczy ją Agata Świtalska-Krych.

Pełnomocnikiem do spraw równości w WARP został radny PO Marek Sternalski. - Bo ma kompetencje miękkie – mówi prezes WARP

Zarzutami o dyskryminowanie Moniki Lewandowskiej miał się zająć inny radny poznańskiej PO - Marek Sternalski. Dlaczego on? Został pracownikiem WARP, jest wiceszefem działu zajmującego się pożyczkami. Tym działem kieruje jego partyjny kolega Tadeusz Wojtaszak. Przede wszystkim jednak radny Sternalski zajął się tematem dyskryminowania, bo w WARP został „pełnomocnikiem do spraw równości”.

- Marek Sternalski został przyjęty do WARP przez poprzedniego prezesa, bo ma spore kompetencje międzyludzkie. Umie rozmawiać i poruszać się w środowisku biznesu, a przecież zależy nam, aby różne firmy i osoby zgłaszały się do nas po pożyczki. Po konsultacjach z pracownikami został także pełnomocnikiem ds. równości, ze względu na swoje kompetencje miękkie

– zachwala prezes Krzysztof Urbaniak.

Tymczasem od byłej wiceprezes Agaty Świtalskiej-Krych usłyszeliśmy, że Marek Sternalski ociągał się z załatwieniem „niewygodnej” skargi Moniki Lewandowskiej. Jakby tematu nie było. Radny PO się z tym nie zgadza. Wskazuje, że temat został pozytywnie załatwiony, ale o szczegółach nie powie.

- Pan dopytuje o wewnętrzne sprawy spółki oraz o dane wrażliwe – przekonuje radny Marek Sternalski.

Z kolei na pytanie, czy takie spółki, jak WARP i inne podmioty kontrolowane przez Urząd Marszałkowski stały się przechowalnią działaczy partyjnych, reaguje tak: - Nie mam takiego wrażenia. Pracownicy posiadają kompetencje, ja również.

Bardziej rozmowny jest prezes WARP Krzysztof Urbaniak.

- Sprawa z panią Lewandowską została wyjaśniona. Głównym problemem było to, że początkowo pośredniczką między nią, a mną była pani Świtalska-Krych, która zniekształcała przekazywane informacje. Przypomnę, że sytuacja miała miejsce w okresie rozwijającej się pandemii, gdy kontakty bezpośrednie zostały mocno ograniczone. Odbyłem bezpośrednią rozmowę z panią Lewandowską. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Owszem, podlega jej tylko jeden pracownik, ale taka jest specyfika tego działu. Nigdy nie zamierzałem pozbyć się jej ze spółki, bo bardzo cenię jej umiejętności. Po jej powrocie z urlopu macierzyńskiego przedstawiłem różne scenariusze jej przyszłości, które uwzględniały zmiany jakie zaszły podczas jej nieobecności i wyzwania jakie czekały nas w przyszłości

– zapewnia Krzysztof Urbaniak.

Mobbing i dyskryminacja w WARP? Radny PO poskarżył się na panią wiceprezes. Ona uważa to za kolejny odwet

O ile władze WARP nie potwierdzają dyskryminowania Moniki Lewandowskiej, zarzuty mobbingu wysunięto wobec Agaty Świtalskiej-Krych. Gdy jeszcze pracowała, skargę na nią skierował wspomniany Grzegorz Jura, radny PO. Uznał, że w różnych pismach bezpodstawnie kwestionuje jego wiedzę i kompetencje.

- Skargę pana Jury odebrałam jako kolejny odwet na mnie. Tuż po konkursie na granty wykorzystano ją do odebrania mi we wrześniu nadzoru nad jedynym, mikroskopijnym działem, po tym jak wniosłam zarzuty wobec prezesa Urbaniaka o dyskryminowanie dyrektor tego działu. Powołano komisję antymobbingową, w skład której weszła jedna z podwładnych pana Jury. Miał prawo wskazać swoją zaufaną osobę w komisji, ale przepisy mówiły też, że w komisji powinien zasiadać przełożony pana Jury, czyli prezes Urbaniak. A tak się nie stało. Uznałam więc, że komisja jest wadliwie powołana i byłaby byłaby stronnicza skoro wszyscy jej członkowie to podwładni prezesa Urbaniaka odpowiedzialnego za ich pensje, premie i zatrudnienie. Nie poszłam na przesłuchanie. Chciałam, aby sprawę zbadała osoba spoza WARP nieuzależniona finansowo od prezesa spółki. Zaproponowałam panią Martę Mazurek, pełnomocnik marszałka województwa ds. równości. WARP nie zlecił zewnętrznej oceny tej sprawy. Spotkałam się z pełnomocniczką, która potwierdziła, że nikt nie zaproponował jej zajęcia się tym tematem. Sprawy dotyczące członków zarządu nie powinny być rozpatrywane przez podwładnych. Takie tematy zawsze bada organ wyżej postawiony

– podkreśla Agata Świtalska-Krych.

Trzyosobową komisją w WARP, która miała zbadać skargę Grzegorza Jury, kierowała Barbara Nettmann, dyrektor działu finansowego. Choć była to pierwsza i jedyna komisja antymobbingowa w historii WARP, choć sprawa wydarzyła się pół roku temu, Barbara Nettmann twierdzi, że nie pamięta wyniku prac komisji.

Czytaj też: Zapadł wyrok ws. nękania i mobbingu wobec lekarza z poznańskiego Szpitala Przemienienia Pańskiego

Lepszą pamięć od niej ma prezes WARP Krzysztof Urbaniak.

- Nie dziwię się, że pracownicy nie chcą mówić o wewnętrznych sprawach spółki, mających charakter wrażliwy, dotyczący dóbr osobistych. Nie mogę mówić o szczegółach, ale komisja zajmująca się wniesioną skargą stwierdziła, że była ona uzasadniona. Z kolei skargi pani Świtalskiej-Krych, w związku z tym, że była członkiem zarządu, trafiły na radę nadzorczą. Nie potwierdzono słuszności jej zarzutów

– mówi nam Krzysztof Urbaniak.

Rada Nadzorcza odwołała panią wiceprezes, choć było wiadomo, że jest w ciąży

Działalność rady nadzorczej WARP to kolejna ciekawostka. Jej członkowie najczęściej spotykają się mniej niż 12 razy w roku, ale pensje mają wypłaconą za każdy miesiąc. Ich miesięczne wynagrodzenie to ok. 3,5 tys. zł. Ale, dodajmy, tak funkcjonuje wiele innych rad nadzorczych. Wśród polityków i działaczy różnych partii często można usłyszeć opinię, że rady nadzorcze to świetna okazja „na dorobienie” do pensji.

W lutym, na wniosek prezesa Urbaniaka, rada nadzorcza odwołała Agatę Świtalską-Krych z zarządu. Za tym wnioskiem głosowali wszyscy członkowie rady. Wśród nich kolejny działacz PO – Jakub Kucharczyk z Poznania.

- Fakt, że działam w PO był niejednym powodem powołania mnie do rady. Pan marszałek Marek Woźniak docenił moją wiedzę i kompetencje. Od lat prowadziłem firmę razem z ojcem

– zaznacza Jakub Kucharczyk. Przyznaje, że głosował za odwołaniem Agaty Świtalskiej-Krych, dokładnie nie znał sprawy, ale „ponoć wynosiła informacje ze spółki”.

- Tak mi to przedstawiono, a ja tego szczegółowo nie badałem – stwierdza 30-letni nowy członek pięcioosobowej Rady Nadzorczej WARP.

Czytaj też: Rady Nadzorcze są opanowane przez osoby związane z polityką

Rada zagłosowała za odwołaniem Agaty Świtalskiej-Krych, bo prezes Urbaniak stwierdził, że utracił do niej zaufanie.

- Ona nie tylko kwestionowała moje poczynania jako prezesa, wprowadzała złą atmosferę w spółce, na przykład na podstawie fałszywych informacji zarzucała, że pokątnie prowadzę firmę z Grzegorzem Jurą. Znalazła w internecie firmę prowadzoną przez osobę o podobnym nazwisku, ale nie sprawdziła szczegółów, które są, dodajmy, łatwe do zweryfikowania. To ją dyskwalifikuje etycznie, a także jako zaufanego współpracownika

– twierdzi Krzysztof Urbaniak.

Agata Świtalska-Krych podkreśla tymczasem, że temat firmy był wątpliwy, dlatego zgłosiła sprawę. Wskazuje również, że została zwolniona w nieelegancki sposób.

- Przed ostatnią radą nadzorczą, czując, co się święci, poinformowałam, że jestem w ciąży. Nawet ten fakt nie miał żadnego wpływu. Usłyszałam, że klamka zapadła. Przygotowuję teraz pozew do sądu przeciwko prezesowi Urbaniakowi. Nie chodzi o moją ciążę, ale o to, że prezes od miesięcy mnie dyskryminował, zabierał kolejne obowiązki, kwestionował moje kompetencje, podważał mój autorytet zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz spółki, zarazem oczekując lojalności wobec siebie. Zostałam odwołana bez wskazania powodu, bo byłam niewygodna

– uważa zwolniona wiceprezes.

Trwa śledztwo ws. sierpniowego konkursu na granty. Czy ktoś ingerował w system i blokował inne firmy starające się o pomoc?

Dalszy ciąg ma sprawa grantu, dzięki któremu o WARP, wcześniej mniej znanej spółce, usłyszała cała Polska.

- Zawiadomienie o podejrzeniu popełnieniu skierowali do nas niezadowoleni przedsiębiorcy, wojewoda wielkopolski oraz CBA. Trwa badanie okoliczności konkursu oraz systemu informatycznego, w tym i tego, czy ktoś mógł blokować innym uczestnikom dostęp do systemu

– podkreśla Łukasz Wawrzyniak, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.

Własną kontrolę zlecił już wcześniej marszałek Marek Woźniak. Audyt przeprowadziło Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe, instytucja niezależna od urzędu. Kontrola wykazała, że system stworzony przez firmę If One zawierał błędy bezpieczeństwa, które mogły umożliwić ingerencję w system. Ale, jak zapewnia urząd, nie zidentyfikowano śladów tego rodzaju oddziaływania.

Czytaj też: Tuż po sierpniowym konkursie pojawiły się zarzuty, że konkurs wygrały tzw. boty

- Pomimo słabości systemu informatycznego, konkurs został przeprowadzony zgodnie z regulaminem, a wyłoniona lista pozwoliła na otrzymanie dotacji przez przedsiębiorców

– wskazuje rzecznik Anna Parzyńska-Paschke.

Audyt wykonany przez PCSS jest niejawny dla opinii publicznej m.in. „ze względu na tajemnicę przedsiębiorstwa”, czyli spółki If One. Raport, jak podkreśla urząd, zawiera treści wrażliwe i będzie udostępniony jedynie organom śledczym.

ZOBACZ TEŻ:

Samorządowy portal "Wspólnota" opracował tradycyjnie listę najbardziej i najmniej zamożnych samorządów. Specjalnie dla czytelników "Głosu Wielkopolskiego" wybraliśmy z tego zestawienia najbiedniejsze gmin i miasteczek w Wielkopolsce. Tutaj na jednego mieszkańca przypada mniej niż 3 tysiące złotych. Przejdź do rankingu najbiedniejszych gmin i miasteczek Wielkopolski --->

Dziesięć najbiedniejszych gmin i miasteczek Wielkopolski w 2...

Sprawdź też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski