MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni cesarz Niemiec w Poznaniu zbudował sobie całą dzielnicę

Adam Biernacki
Zamek Cesarski był jednocześnie manifestacją władzy i spełnieniem jego własnych fantazji
Zamek Cesarski był jednocześnie manifestacją władzy i spełnieniem jego własnych fantazji CYRYL
Friedrich Wilhelm Viktor Albert z dynastii Hohenzollernów dla poznaniaków był po prostu Wilusiem. Być może spokój odnalazł dopiero, gdy bezpowrotnie stracił tron. Ale z całą pewności, gdy rządził, zobaczył w Poznaniu potencjał. I zawdzięczamy mu wiele.

Taki król to ma fajne życie. Kiedy na ten świat przychodzi, to w kraju wielkie święto. W dzwony biją i radują się ludzie, bo się następca tronu urodził. Potem od maleńkości na rękach noszą i spełniają wszystkie zachcianki.

Na studia na renomowanych uczelniach przyjmą z pocałowaniem w rękę i o zatrudnienie nie ma potrzeby się troskać. Nawet żonę wybiorą i to bez pytania się o zgodę, bo po co najjaśniejszemu panu zawracać głowę. Królowa jest potrzebna dla podtrzymania dynastii. A jak nie będzie zgodności charakterów, to sobie jego wysokość wybierze we własnym zakresie metresę albo dwie.

A poza tym to zbytek, bogactwo i światowe życie. No i do roboty na siódmą wstawać nie trzeba. Jednym słowem tylko żyć. Tak nam się wydaje.

A gdybym powiedział, że takiego królewicza własna matka nie chciała, że po nocach płakał i wychowywali go obcy ludzie?

Że o mało nie umarł przy narodzinach, a potem bardzo cierpiał przez nieudolne leczenie? Albo, że mu na siłę wybrali żonę, której nie chciał?

A ci, którzy go na tron wynieśli potem mu z tego tronu dali kopniaka? I w mieście, o które tak się starał mieli go za okupanta?

I że dopiero na starość, w obcym kraju zaznał przed śmiercią spokoju? Kto by chciał takiego życia?

A właśnie taki los spotkał ostatniego Cesarza Niemiec i Króla Prus.

Nieklawe dzieciństwo cesarza

Nazywał się Friedrich Wilhelm Viktor Albert z dynastii Hohenzollernów. Czyli prościej Wilhelm II, a dla Poznaniaków po prostu Wiluś.

Mama naszego Wilusia, cesarzowa Wiktoria była nie byle kim, bo najstarszą córką samej królowej brytyjskiej Wiktorii.

Tej malutkiej pani, wiecznie ubranej na czarno, którą wszyscy znamy ze zdjęć. Była to, nawiasem mówiąc, pierwsza osoba z brytyjskiej rodziny panującej, którą uwieczniono na fotografii.

Babcia Wilhelma II wychowywała swoje dzieci w żelaznej dyscyplinie i mowy nie było o tym, aby mogły liczyć na jakieś cieplejsze uczucia. Kary cielesne były na porządku dziennym, a królowa nazywała swe potomstwo epitetami, wśród których „żabokształtne istoty” należały do najłagodniejszych.

Kiedy wreszcie dworzanie zwrócili monarchini uwagę, że to jest po prostu nieludzkie, Wiktoria miała powiedzieć: „To nieprawda, że nie lubię dzieci. Uwielbiam je. Ale tylko te ładne”.

Nic dziwnego, że kiedy jej córki dorosły, szukały sposobu, aby się czym prędzej wydać za mąż i uciec od apodyktycznej matki.

Najstarsza Wiktoria trafiła najlepiej. Jej mężem został przystojny i inteligentny Friedrich Wilhelm Nikolaus Karl von Hohenzollern, przyszły cesarz Niemiec, znany jako Fryderyk III.

Był to jeden z rzadkich przypadków, kiedy w monarszej rodzinie nie ożeniono kogoś na siłę. Wiktoria i Fryderyk tego chcieli. Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy było pojawienie się na świecie potomka i to płci męskiej co zwiastowało świetlaną przyszłość cesarskiej dynastii.

O tym, że prawda nie jest taka cudowna, wiedzieli tylko nieliczni.

Źle urodzony

Podczas porodu okazało się, że dziecko jest źle ułożone i będą problemy. Cesarskie cięcie znano już w starożytnej Mezopotamii, a w Europie stosowano od XVI wieku, ale tutaj nie było komu go przeprowadzić.

Lekarz, który był przy porodzie okazał się zwykłym szarlatanem, jakich wielu pętało się po dworach i pałacach i tylko umiejętności doświadczonej akuszerki sprawiły, że nie dający oznak życia noworodek, którego dosłownie wyszarpnięto z łona matki odzyskał oddech. Wydawało się, że najgorsze minęło i można zapomnieć o traumie.

Pozory myliły. Podczas porodu uszkodzone zostały sploty nerwowe i lewa rączka chłopczyka nie mogła rozwijać się tak jak prawa.

Dziś specjaliści określają taki przypadek mianem niedowładu Erba. Dziecko było skazane na kalectwo.

W tamtych czasach i na dodatek w pruskich realiach życia była to tragedia dla każdego człowieka.

Wiktoria wstydziła się syna przed matką i przed narodem. Na dodatek niedługo później urodziła następne, zdrowe dzieci i ten nieudany potomek został dosłownie zepchnięty na margines.

Wychowywał go nauczyciel Georg Hinzpeter, pedagog pozbawiony jakiejkolwiek empatii.

Na chłopcu testowano „terapie” rodem ze średniowiecza, takie jak owijanie rączki surowym mięsem świeżo zabitego królika, aby do ramienia przeniknęła „siła życiowa” lub naciąganie kończyny na specjalnym stelażu.

Dziecko płakało z bólu i ze strachu.

Na dodatek matka przyszłego cesarza miała obsesję na punkcie jazdy konnej i chciała aby Wilhelm został mistrzem w tej dziedzinie.

To, że malec nie mógł prawidłowo trzymać lejc i często spadał z konia, nie miało znaczenia.

Tron z wyroku losu

A później jego wychowaniem zajęła się armia i to ona była mu ojcem, matką i bratem. Wilhelm po wojskowemu chodził, spał, jadł, ubierał się i myślał. Inaczej nie umiał, bo nikt go nie nauczył.

Jeśli ktoś zastanawia się nad tym, dlaczego jego rządy były tak przepojone militaryzmem to tu leży odpowiedź na to pytanie.

Jako młodzieniec Wilhelm był już sprawnie działającą wojskową maszyną, którą umiejętnie sterował mistrz świata w stosowaniu manipulacji - Otto von Bismarck. Ładował do głowy następcy tronu cały ten bełkot o krwi, żelazie, wielkiej rzeszy i tysiącletnim cesarstwie i doprawiał ten stek bzdur dawką strachu przed innymi kulturami i narodami, które tylko czyhają na to, aby poniżyć jego świętą ojczyznę.

Wydawałoby się, że to wszystko padło na podatny grunt, bo kandydat na cesarza miał wszelkie objawy rasowego ksenofoba.

Ale prawda była znacznie ciekawsza.

Władzę Wilhelm II objął w sposób nietypowy jak na pruskich cesarzy, ale musiał się tego od dłuższego czasu spodziewać.

Jego ojciec Fryderyk III był śmiertelnie chory. Guz Ackermana ulokowany w krtani władcy nie dawał mu większej nadziei na długie panowanie.

Jednak to lekarze przyspieszyli jego wyprawę na tamten świat. Źle wykonana tracheotomia doprowadziła do zakażenia a bezpośrednią przyczyną śmierci było zapalenie płuc. Stało się to w Poczdamie 15 czerwca 1888 roku po dziewięćdziesięciu dziewięciu dniach panowania.

Wilhelm został władcą. Tak po prostu.

Nie było ceremonii koronacji. Obywatele, którzy przez całe lata obserwowali jego poniewierkę nie mieli cienia wątpliwości co do tego komu chcą służyć i wybrali go przez aklamację.

Wiktoria uważana była za wyrodną matkę i, mówiąc kolokwialnie, odstawiono ją na boczny tor. Syn nie liczył się z jej zdaniem. Wybrała mu, co prawda, żonę, nomen omen też Wiktorię, której istnienie Wilhelm przyjął co prawda do wiadomości, ale poza obowiązkami związanymi z przedłużeniem dynastii, trzymał się od niej na dystans.

Wolał towarzystwo oficerów. Wiktoria - żona miała rodzić kolejnych Hohenzollernów, a Wiktorii - matce została działalność dobroczynna.

I tyle. Nie lepiej powiodło się Bismarckowi.

Wilhelm wolał rządzić sam.

Ubierał się w wymyślne mundury. Wygłaszał mowy, czasem nadęte, a innym razem głupie jak słynna „Mowa huńska”, wizytował armię i zachowywał się jak duży chłopiec, który chciał zostać żołnierzem.

Nawet nie przypuszczał jaką mu Bismarck niespodziankę zostawił.

Garnizon Posen

Było jednak takie miejsce, które na tym wszystkim zyskało.

Daleko na wschodnich kresach pruskiego imperium leżało zaniedbane miasto, z którego zrobiono dodatek do wielkiego garnizonu.

Nazywało się Posen, czy jakoś tak i przeciętny Prusak mało o nim wiedział.

Ale Wilhelm widział w nim potencjał.

Zaczęło się jeszcze za panowania Fryderyka III w roku 1888. Wiosną Poznań znalazł się pod wodą. Fryderyk III był umierający i zamiast niego przyjechała do miasta Wiktoria. Jedyne, co mogła zrobić to wyrazić swoje głębokie ubolewanie.

Co innego Wilhelm. Kiedy wstąpił na tron, zabrał się ostro do pracy. To właśnie z jego rozkazu rozpoczęto prace, mające na celu skanalizowanie miasta. Oprócz budowy sieci podziemnych kanałów, prowadzono też regulację Warty.

A to był dopiero początek. Za panowania Wilhelma II Poznań zmienił się nie do poznania. I bynajmniej nie chodziło o sprawy militarne.

To cesarz był pomysłodawcą i patronem Wystawy Wschodnioniemieckiej w 1911 roku i to właśnie on nadał miastu taki kierunek, że także pod kątem handlu i przemysłu Poznań zaczął doganiać resztę Europy.

Polityka polityką, ale nikt nikomu nie zabraniał zarabiania pieniędzy czego najlepszym przykładem był Hipolit Cegielski.

Poznań zaczął rozkwitać.

Najciekawsze inwestycje powstawały w okolicy zburzonej Bramy Berlińskiej. Tutaj właśnie Wilhelm postanowił wybudować coś specjalnie dla siebie. I to nie tylko zamek, ale od razu całą dzielnicę, która tak naprawdę była spełnieniem marzeń małego chłopca, którego kiedyś nikt nie chciał, a który doszedł do władzy i powiedział: „Teraz wam wszystkim pokażę!” I pokazał.

Nawet dziś, kiedy w zamku nie ma śladu po złotej kaplicy ani po przepięknej komnacie w skandynawskim stylu, to i tak to co zostało robi wielkie wrażenie.

A przecież w czasach Wilhelma główna wieża zamku była o całe pięć metrów wyższa od wieży stojącego nieopodal kościoła, który wtedy nosił imię Świętego Pawła.

Od razu było widać kto tu rządzi. Szkoda, że w czasie drugiej wojny światowej hitlerowcy przerobili ten zamek na swoją modłę i że po wojnie nie odbudowano go w całości. A gdyby sobie wyobrazić że wnętrza zdobiły rzeźby witraże i piękne meble. A dookoła było mnóstwo zieleni i pobliskie ulice zabudowano kamienicami. A nocami kute latarnie oświetlały wszystko złotym światłem gazowych płomyków. Doczekał się też Poznań za Wilhelma budynku opery i szkoły wyższej.

Ale najciekawsza budowla wygląda niepozornie i leży nieco na uboczu. To prywatny dworzec kolejowy, który sobie Wiluś kazał wybudować. Był to prawdziwy kaprys, bo władca skorzystał z niego dokładnie jeden raz.

Potem przyjeżdżali tu pociągiem członkowie jego rodziny i różni dostojnicy. Wiluś wolał się przemieszczać swoją nową zabawką czyli eleganckim samochodem zbudowanym specjalnie dla niego przez niemiecką firmę Adler.

Ale dworzec funkcjonuje do dziś i jest prawdziwą perełką z tamtej epoki. I tak pod skrzydłami cesarza dawne prowincjonalne miasto nabierało wdzięku i rozmachu.

Wojenny początek końca

Ale niestety przyszła Wielka Wojna, a Wilhelm na tą wojnę poszedł i zabrał ze sobą cały naród. Na dodatek wydał zezwolenie na prowadzenie przez jego flotę nieograniczonej wojny podwodnej, do czego zachęcali go dwaj tutejsi oficerowie- Hindenburg urodzony w kamienicy przy ulicy Podgórnej i pochodzący z Kruszewni Ludendorf.

To właśnie ich pozostawił Bismarck przy boku cesarza i to oni przyczynili się do jego upadku.

Pierwsze niemieckie okręty podwodne siały śmierć na morzu, co ściągnęło na głowę Wilhelma nienawiść tysięcy ludzi. A to, że a poddani Wilhelma gnili w okopach we Francji nie poprawiało notowań cesarza, bo całą winą za ten stan rzeczy obarczono właśnie jego.

Naród, który go na tron wyniósł na rękach, teraz się domagał, aby ów tron czym prędzej opuścił. Kiedy wojna się skończyła, Wilhelm II abdykował i wyjechał do Holandii. Nie nosił już mundurów tylko cywilne ubrania, chodził sobie na spacery, a jego ulubioną rozrywką było rąbanie drewna. Chyba wreszcie był szczęśliwy. Odszedł z tego świata 4 czerwca 1941 roku w miejscowości Doorn, jako ostatni cesarz Niemiec i Król Prus. Władze jego ojczyzny podjęły bowiem decyzję, że więcej cesarzy już nie będzie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO 2024 ODC. 6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski