Era Jazzu: Jan „Ptaszyn” Wróblewski
Jan „Ptaszyn” Wróblewski to muzyk legendarnego Sekstetu Komedy. Po ponad 50 latach powrócił do twórczości swojego wieloletniego przyjaciela. Komeda w 1967 r. nagrał muzykę do sesji „Meine süsse Europäische Heimat: Dichtung und jazz aus Polen”. Był to jeden z jego ostatnich projektów, które zrealizował przed wyjazdem do USA. Muzycznej idei przyświecał wzniosły pomysł – połączenie muzyki i polskiej poezji. W tym celu artysta wybrał 24 wiersze i pogrupował je w 13 kompozycji, znalazły się pośród nich dzieła: Wisławy Szymborskiej, Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta, Tadeusza Różewicza, Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Adama Ważyka i Stanisława Grochowiaka. Wykonał ją kwintet ówczesnych, jazzowych gwiazd, poza Komedą, zagrali Tomasz Stańko, Zbigniew Namysłowski, Roman Dyląg i Rune Carlsson. Krzysztof Komeda uznawał ten zbiór za swoje „najważniejsze i najpiękniejsze muzyczne dzieło”.
Zobacz też: Jaka muzyka jest najlepsza dla zdrowia? Tego się nie spodziewałeś!
Do „Mojej słodkiej europejskiej ojczyzny” powrócił po 50 latach Jan „Ptaszyn” Wróblewski, legenda polskiego jazzu. Jego koncert poprzedził jednak występ greckiego artysty, polskiego pochodzenia, Aresa Chadzinikolau. Na „Erze Jazzu” zagrał po raz pierwszy, wykonując „Komeda: takty i nietakty”. Jego wystąpienie na fortepianie obejmowało cztery utwory, zagrane w sposób impulsywny i nieobliczalny. Recital „Grand Piano Komeda” był z pewnością z innego świata niż późniejszy występ Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego.
Saksofonista tenorowy i barytonowy jest niewątpliwie polskim i wielkopolskim skarbem narodowym, jak przekonywał przed koncertem, organizator Dionizy Piątkowski. To on razem z Krzysztofem Komedą wprowadził do polskiej muzyki, nowoczesny polski jazz. W 1954-1955 roku grali zupełnie inną muzykę, niż proponowały to czasy PRL-u. Wystąpili na historycznym festiwalu jazzowym w Sopocie, który w sierpniu 1956 r. był powiewem i manifestem nowej muzyki i przemian socjologiczno-artystycznych, a wręcz politycznych. Gdy wyszli na scenę i wykonali jazzową interpretację Fugi Bacha, to publiczność zamarła. Był to moment zwrotny w historii polskiego jazzu.
Na początku artysta przeprosił, że gra na siedząco ze względu „na sprawy kondycyjne, przy czym najważniejsze, że nie na leżąco”. Następnie wykonał po raz pierwszy w Poznaniu, „Moją, słodką europejską ojczyznę” Komedy. Korzystając z oryginalnych, zachowanych partytur, wykonał instrumentalną ilustrację do wierszy, które nie zawsze były skończone, niektóre były motywami muzycznymi, niektóre były złożone tylko z sześciu nut. Większość z nich była powolna, ale jakże sugestywna. Zagrano trzynaście fragmentów, które złożyły się na jedną, spójną całość. Wydobył z nagrań Komedy słowiańsko-liryczny pierwiastek Komedy.
Na zakończenie koncertu zaprezentował coś zgoła odmiennego, „Secret Love”. Publiczność za koncert podziękowała gromkimi brawami i owacją na stojąco, w podzięce artysta zagrał dwa bisy: „Tańce góralskie” Stanisława Moniuszki z programu „Halka na jazzowo” i na uspokojenie balladę „Kantylenę”, także Moniuszki. „Więcej już drodzy państwo nie zagram, bo zostałoby to poczytane, jako znęcanie się nad ptactwem” – zakończył w dobrym humorze, artysta Jan „Ptaszyn” Wróblewski. W sekstecie zagrali również: Andrzej Święs (kontrabas), Marcin Jahr (perkusja), Henryk Miśkiewicz (saksofon altowy), Robert Majewski (trąbka), Wojciech Niedziela (fortepian).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?