Polscy słuchacze zawsze przejawiali słabość do ponurych młodzieńców z gitarami, śpiewających smutne piosenki o jeszcze smutniejszej miłości. Dlatego popularność Brytyjczyków z White Lies w Polsce nie dziwi. Mają po dwadzieścia kilka lat i ledwie dwie płyty na koncie, a potrafili wyprzedać bilety na koncerty w warszawskiej Stodole i naszym Eskulapie. I to w kilkanaście dni!
Jeszcze przed poznańskim występem fani White Lies opanowali w piątkowe popołudnie dolne piętro Empiku: po ich autografy stanęła 150-osobowa kolejka, głównie dziewczyn.
- Fani są dla nas ważni, czytamy ich opinie o naszej muzyce - przekonywał wokalista Harry McVeigh. On i jego koledzy byli w dobrych humorach - co prawda sala klubu Eskulap niespecjalnie im się podobała ("Jak tam ma się zmieścić 900 osób?"), ale nie ma kapeli, która nie byłaby zadowolona z kartki "bilety wyprzedane" na drzwiach.
- Zagramy tak głośno, że usłyszą nas także ci, którym nie udało się kupić biletu - zapewniał McVeigh.
Słowa dotrzymali, ale zanim pojawili się na scenie, poznańskiej publiczności zaprezentowały się dwie kapele z Kalifornii: Transfer i Crocodiles. I zaskoczyli, bo rzadko zdarza się, żeby publiczność tak życzliwie przyjmowała formacje, rozgrzewające gwiazdy wieczoru. Szczególnie spodobali się postpunkowi i bardzo kontaktowi Crocodiles - z muzykami bez problemu można było porozmawiać zarówno w Eskulapie, jak i na oficjalnym after party w klubie Cafe Mięsna.
Bohaterowie wieczoru zagrali poprawnie, ale niezbyt porywająco. Czuć, że dla White Lies poznański koncert był tylko jednym z dziesiątek muzycznych przystanków na trasie, że włożyli w niego sporo wysiłku, ale trochę mniej serca. Ale pewnie trudno byłoby przetłumaczyć to całej podskakującej publiczności, która szczelnie wypełniła dolną salę Eskulapa… Brytyjczycy zaprezentowali praktycznie całą zawartość ostatniej płyty "Ritual" i część utworów z przebojowego debiutu "To Lose My Life". Największy aplauz wywołał oczywiście ich największy hit "Farewell to the Fairground" - chóralnie odśpiewany przez kilkaset gardeł refren pozwala przypuszczać, że młodzi fani nowego, brytyjskiego rocka chyba znaleźli swój hymn.
Harry McVeigh nie żartował - było bardzo głośno, ale i… bardzo jasno, ponieważ White Lies przywieźli z sobą imponujący zestaw oświetlenia. Trochę tylko szkoda, że ich muzyka nie błyszczała w Poznaniu równie mocno.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?