MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trener Artur Węska zdradza, jak funkcjonuje Lech Poznań i Akademia Kolejorza. Szczera rozmowa z byłym szkoleniowcem rezerw

Maksymilian Dyśko
Maksymilian Dyśko
Trener Artur Węska po 3,5 roku pracy w Lechu Poznań, objął funkcję asystenta w Rakowie Częstochowa
Trener Artur Węska po 3,5 roku pracy w Lechu Poznań, objął funkcję asystenta w Rakowie Częstochowa ADAM JASTRZEBOWSKI
Artur Węska rozpoczął swoją karierę trenerską w 2016 roku jako asystent w Zniczu Pruszków, współpracując z Dariuszem Żurawiem. Następnie kontynuował pracę w tej roli w Pogoni Siedlce pod okiem Dariusza Banasika, z którym później trafił do Radomiaka Radom. W 2019 roku wrócił do Pruszkowa, gdzie po zwolnieniu Piotra Mosóra objął stanowisko pierwszego trenera. Węska utrzymał Znicz w 2. lidze, wygrywając 6 z 8 ostatnich meczów sezonu 2019/2020. W styczniu 2021 roku objął drużynę rezerw Lecha Poznań.

Rozmowa z Arturem Węską, byłym trenerem Lecha II Poznań

Trener Artur Węska w 2021 roku objął funkcję pierwszego trener Lecha II Poznań. W pierwszym sezonie uratował rezerwy Kolejorza przed spadkiem. W kolejnym wywalczył siódme miejsce i niewiele zabrakło, by lechici powalczyli o awans do pierwszej ligi. Ostatnie dwie kampanie to walka o utrzymanie. Niestety, w minionych rozgrywkach nie udało się zapewnić utrzymania w drugiej lidze i rezerwy Lecha Poznań po pięciu latach spadły do trzeciej ligi.

Obecnie 35-letni szkoleniowiec pełni funkcję asystenta w Rakowie Częstochowa.

Z jakimi założeniami przychodził pan do Lecha Poznań? Co chciał osiągnąć?

Na pewno chciałem się rozwinąć jako trener. Chciałem poznać specyfikę pracy w dużym klubie, bo Lech to bardzo duży klub. Poznać struktury, jakie w nim są. Byłem na spotkaniu rekrutacyjnym i wszystko zostało mi przedstawione - byłem pod wrażeniem organizacji pracy, jaka panuje w Lechu Poznań. Struktury pierwszego zespołu, drugiego zespołu, Akademii oraz procesy łączące te wszystkie działy to ewenement na skalę Polski. To przekłada się na transfery, promowanie młodych zawodników i wprowadzanie ich do pierwszego zespołu. Byłem zafascynowany możliwością pracy, żeby poznać specyfikę pracy w tak dużym klubie. Pracowałem wcześniej w Zniczu, Pogoni Siedlce, Radomiaku Radom - to dobre kluby, ale z niższych szczebli. Lech to renoma i marka, która co roku walczy o mistrzostwo Polski. Praca w takim klubie wiąże się z wymaganiami, które musisz spełniać.

Co po tych trzech latach udało się trenerowi wynieść dla siebie?

Tak jak wspomniałem, wszystko co sobie założyłem, zobaczyłem i doświadczyłem. Dzisiaj, odchodząc z Lecha i wchodząc do Rakowa, wiem wszystko o funkcjonowaniu klubu - pierwszy zespół, Akademia, organizacja całego klubu, media, sztaby trenerskie, infrastruktura, działy wewnętrzne. Poznań i Wronki to potężne struktury, w których pracuje bardzo dużo ludzi. Te doświadczenia sprawiają, że wiem, jak się poruszać w nowej organizacji. Mogę płynnie rozmawiać z ludźmi, nawiązywać relacje dzięki pracy w tak dużym klubie jak Lech Poznań. Drugie to ogrom doświadczeń z pracy z ludźmi - poznałem ludzi zarządzających, kolegów z branży, trenerów, piłkarzy. Dzisiaj, będąc w Rakowie, wchodząc do innej organizacji wiem jak się poruszać - mało może mnie zaskoczyć. Oczywiście mogą być zmienne w nowych klubach, ale wiem jaki jest standard.

Odczuwa pan zadowolenie ze swojej pracy w rezerwach?

Nie żałuję tej decyzji. To jest świetny klub i ogromnie jestem wdzięczny za to, że mi dał szansę, bo ukształtował mnie w pewnym stopniu jako trenera. Filozofia pracy, filozofia gry Lecha Poznań jest mi bardzo bliska. Dzięki temu dostałem zatrudnienie w tym klubie. Czy jestem zadowolony? Na pewno jeszcze jest za krótki czas na taką refleksję, żeby sobie wszystko podsumować, bo rozmawiamy dosyć świeżo po moim odejściu i ten ból po ostatnim pół roku, bo ten okres był najtrudniejszy dla mnie jeszcze jest we mnie. Myślę, że potrzebuję jeszcze chwilkę czasu, żeby sobie to wszystko podsumować i spojrzeć chłodną głową - tym bardziej, że od razu zacząłem pracę w innym miejscu, co spowodowało, że mój poziom koncentracji jest skupiony i przekierowany na Raków. Niemniej, to było świetne 3,5 roku, ale najbardziej żałuję tego, że tak się skończyło.

Najtrudniejsze było ostatnie pół roku - "Młodzi zawodnicy są najmniej winni"

Dlaczego te ostatnie pół roku było najcięższe?

Idąc od końca i podsumowując, no to na pewno przez wynik. Czyli spadek rezerw z drugiej ligi i w tym półroczu działo się bardzo dużo, a szczególnie w końcówce, również przy moim odejściu. Żałuję, że to się stało w ten sposób, bo uważam, że nikt z nas nie zasłużył - ani ja, ani Lech na to, żeby spaść z ligi. Życie nas ogromnie doświadczyło i ten klub i mnie, natomiast uważam, że obie tutaj strony, czyli ja i Lech, jesteśmy na tyle inteligentni, pokorni, ambitni, że wyjdziemy z tej sytuacji mocniejsi wyciągniemy wnioski.

Przy pierwszym pełnym sezonie trener zajął siódme miejsce, potem była druga połowa tabeli i koniec końców spadek. Skąd taki regres, w grze Lecha Poznań?

Nie zapominałbym o tym pierwszym pół roku. Przychodząc do Lecha w grudniu, objąłem zespół na miejscu spadkowym i wtedy walczyliśmy w każdym meczu o utrzymanie. Zajęliśmy dwa miejsca nad spadkiem, zdobyliśmy 23 punkty i tabeli rundy wiosennej byliśmy na ósmej pozycji.  To był rezultat. Te pierwsze miesiące były trudne. Musiałem wejść w ten projekt, utrzymać zespół. Generalnie jestem człowiekiem od zadań specjalnych. Co roku musiałem ratować Lecha.  Tym bardziej tak mnie to boli, że się nie udało w tym ostatnim pół roku. Skąd regres? Lech się zmienia co pół roku. To jest instytucja, która ciągle chce więcej, ciągle chce zmian, ciągle pragnie być lepsza, ciągle dąży do doskonałości. W ostatnim półroczu zaryzykowaliśmy, jeśli chodzi o budowanie kadry. Graliśmy bardzo młodymi zawodnikami. Mieliśmy oczywiście wsparcie starszych zawodników, natomiast oni też mieli rywalizację w postaci tych młodych zawodników, którzy no nie oszukujmy się mieli pierwszeństwo gry przed nimi. Taka jest filozofia klubu i ja to realizowałem.

Nie czuł pan, że niektórzy po prostu nie są jeszcze gotowi na poziom drugoligowy?

Tak, to wiedziałem od 3,5 roku, odkąd pracuję. Taka jest filozofia klubu, tak jest budowana kadra, ale takie też były ze mną ustalenia. Niestety. W tym roku się nie udało, natomiast to nie jest też tak, że to jest wina tych chłopców, bo ja zawsze ich broniłem i będę bronił. Chciałbym, żeby padło to w tym wywiadzie, że młodzi zawodnicy są najmniej winni, bo dzisiaj piłkarz Lecha Poznań wychodzi po to, żeby grać, żeby wygrać, żeby trafić do pierwszego zespołu. Starszy zawodnik wie po co jest, żeby spełnić swoją rolę, czyli musi naprawdę akceptować to, że nie gra, że trener nie musi mu tłumaczyć, dlaczego nie gra.

Powiedział pan, że wiedział od 3,5 roku, że niektórzy nie są gotowi. Czy oni nie mają takich umiejętności, a są wrzuceni na głęboką wodę i po prostu działa taki mechanizm - "Zobaczymy, co będzie, może akurat wypali, może akurat się sprawdzi"?

Nie używałbym tutaj słowa może. To nie jest przypadek jak działa Lech Poznań i Akademia, jakie są w nim procesy. Skupmy się na tym, że to jest młody zawodnik, a nie, że to jest młody zawodnik, który potrzebuje czasu. Ten czas dajemy mu minutami gry w piłce seniorskiej. One pokazują nam, czy on jest gotowy czy nie, czy może grać w piłkę, czy będzie wiodącą postacią Lecha Poznań, czy trafi do pierwszego zespołu, czy musimy się z nim pożegnać, bo za chwilę pewnie przejdziemy do konkretnych nazwisk. Też możemy sobie podyskutować na takie tematy, że są różne przypadki. Natomiast nie używałbym tutaj słowa, może tylko sformułowania „Wiara w ten proces i konsekwencja”. W moim przypadku pokora i akceptowanie tego. W tym pół roku byłem najodważniejszy ze wszystkich.

Odpowiedzialność za spadek rezerw Lecha Poznań

Powiedział pan na konferencji prasowej, że najmniej winni są zawodnicy. To kto jest najbardziej winny?

Ja jako trener.

Tylko?

Lech Poznań i wszyscy ludzie pracujący w tym klubie biorą tą odpowiedzialność na siebie. I też moje odejście z klubu nie było łatwe. Tak jak powiedziałem, w stosunku do punktów, które mogę wyliczyć, że jeszcze nie jestem gotowy na to, żeby przejść do jakichś rozliczeń. Tutaj na pewno nie ma osoby, która mogłaby powiedzieć w 100 procentach, że jest za coś odpowiedzialna.

Dlaczego?

Bo mieliśmy w klubie procesy, które są najważniejsze dla klubu. Podkreślam - nie osoby, tylko procesy. Proces w tym klubie jest fundamentem do wszystkiego. Jeżeli się trzymasz procesów to masz pewność, że pewne sprawy idą dobrze lub źle. Dzisiaj szukałbym winnych albo odpowiedzialności w tych procesach, a nie w osobach.

Ale ktoś te procesy wyznacza...

Lech Poznań musi sobie odpowiedzieć, czy procesy, które są w klubie są zadowalające albo co nie zagrało. Za te procesy odpowiadają ludzie - to są dyrektorzy Akademii, trenerzy, ludzie zarządzający klubem. My wszyscy te zadania wdrażamy i trzeba współpracować tak, żeby na końcu ten zawodnik trafił do pierwszego zespołu. To jest klucz.

"Żaden z zawodników rezerw nie nadaje się obecnie do gry w pierwszym zespole Lecha Poznań"

Czy któryś z zawodników, którzy trenowali we Wronkach w minionym sezonie, nadaje się na teraz na poziom ekstraklasy lub pierwszej ligi?

Na ten moment nie widzę zawodnika, którego prowadziłem w ostatnim pół roku, który by wszedł od razu do gry w pierwszym zespole Lecha Poznań lub poradziłby sobie w ekstraklasie. W pierwszej lidze? Widzę jednego. Jest nim Ksawery Kukułka. Myślę, że spokojnie to jest poziom pierwszej ligi. I tutaj uważam, że jest to zawodnik, który został troszkę przegapiony. Mógł dostać jakąś tam większą szansę. Myślę, że to jedyny taki zawodnik, który mógłby wejść i zacząć grać.

Powiedział pan "przegapione". Dlaczego?

To znaczy osobiście bardzo go cenię i może to jest też takie nieobiektywne - prowadziłem go najdłużej z tych chłopaków, których miałem i uważam, że zrobił ogromny postęp i ma niesamowity potencjał motoryczny. On ma top wskaźniki - wszystkie jakie mogą istnieć na poziomie naprawdę ekstraklasowym. Uważam, że powinien dostać wcześniej jakąś szansę w pierwszym zespole, a on takiej szansy nie dostał. Nawet jak był w szczytowej formie, no to grał Palacz, Rebocho, więc to też nie jest wina jakiegoś trenera, że go tam nie wprowadził, tylko pech. Taką miał konkurencję po prostu. Życzę mu tego, żeby grał w ekstraklasie -  uważam, że w przyszłości może tam zagrać, tak samo jak teraz Krystian Palacz.

Relacje trenera Artura Węski z dyrektorem Marcinem Wróblem i wytłumaczenie słów z konferencji prasowych

Czy wizja zespołu nie szła w parze z myślą dyrektora Marcina Wróbla? Odnoszę się do konferencji prasowych i nie tylko.

Chciałbym teraz to wszystko wyjaśnić – ten wywiad jest dobrym momentem na to.  Wiele się pisało o mnie, o dyrektorze. Po pierwsze, od początku miałem z nim fantastyczne relacje i to jest człowiek, który mnie zatrudnił. Na pewno żałuję bardzo, że musieliśmy rozstać się w atmosferze spadku i złego wyniku, bo gdyby nie to, to na pewno dzisiaj byłoby milej. Na pewno nasza relacja przez to się zachwiała. Ale obaj jesteśmy profesjonalistami i myślę, że odchodząc podaliśmy sobie ręce i nie żywimy do siebie złej krwi. Być może powiedziałem pewne słowa niepotrzebnie. On też. Padały różne wypowiedzi w przestrzeni publicznej i jest to zrozumiałe.

Dlaczego?

Obaj mamy trudne charaktery, mamy swoje zdanie i lubimy postawić na swoim. Byliśmy ludźmi zarządzającymi, czyli takimi numer jeden. Ja jeżeli chodzi o pozycję pierwszego trenera, on jako pozycję dyrektora Akademii. Koniec, końców on jest wyżej. Musiałem szanować jego zdanie, akceptować i zawsze tak było. Absolutnie nie pozwolę sobie wmówić, że negowałem go albo chciałem wyjść przed szereg. Na pewno moja wypowiedź na tej konferencji po meczu z Sandecją i po Motorze nie miała mieć takiego brzmienia. Idąc chronologicznie – w Lublinie graliśmy czwarty mecz w sezonie i wtedy powiedziałem, że potrzebne są wzmocnienia. Dyrektor nie miał absolutnie o to żadnych pretensji, bo umówiliśmy się, że ma przyjść napastnik. Ostatecznie finalnie się nie udało do tego doprowadzić, pomimo, że były prowadzone rozmowy. To nie jest niczyja wina, po prostu wspólnie nie znaleźliśmy odpowiedniego kandydata.

Z kim rozmawialiście?

Nazwisk było bardzo dużo, jednak to nie jest proste sprowadzić zawodnika do rezerw Lecha Poznań. Nie mieliśmy nikogo na oku, kto byłby z naszego regionu. Więc namówienie piłkarza do przyjścia do drugiej drużyny nie należy do najłatwiejszych zadań. Śmiem twierdzić, że gdybyśmy mieli nowego zawodnika, a najlepiej napastnika to byśmy spokojnie się w tej lidze utrzymali, bo nie ma się co oszukiwać - nikt z naszego zespołu nie pomógł nam strzelać goli. Zarówno Pacławski, który w większości spotkań grał bardzo, bardzo słabo i Szymon Pawłowski, który jest już na końcu swojej kariery. To byli nasi jedyni napastnicy. Jeszcze był Kamil Jakóbczyk, który wszedł jako młody zawodnik i też na nim musiała się opierać odpowiedzialność.

W dwunastu spotkaniach nie umieliście zdobyć bramki...

Dlatego tak to się wszystko potoczyło i dyrektor doskonale o tym wie. Tylko tak jak powiedziałem, to też nie jest łatwa sprawa. Sprowadzić kogoś i dać mu jakieś pieniądze. Proszę też zauważyć, że ja nie chodziłem co tydzień do mediów, nie udzielałem wywiadów, nie narzekałem. Coś się ulało w końcówce, bo już dochodziły emocje. Nie chcesz spaść, pojawiają się nerwy… ale to zostało trochę źle odebrane. To nie było uderzenie w dyrektora Wróbla – chodziło mi o to, że osoby, które tu zostają muszą wziąć odpowiedzialność, ponieważ mnie już tam nie ma.

Usprawiedliwiał pan piłkarzy. Faktycznie nie są winni?

Mimo że są młodzi, to oni też muszą wziąć za to odpowiedzialność i chce, żeby to wybrzmiało. Każdy z nich przyczynił się do tego spadku. Ja jako trener biorę największą odpowiedzialność, gdyż  decydowałem o składzie, ustalałem proces treningowy. Może gdybym czasami wystawił starszego kosztem młodego, to by było o dwa punkty więcej. Może gdybym komuś dał dłużej grać albo cofnął defensywę i ustawił autobus, waląc po autach to byśmy się utrzymali. Dlatego taka gorycz we mnie jest, bo wiem, że w ofensywie graliśmy dobrze, ale brakowało finalizacji. Nie ma osoby jednej odpowiedzialnej, za ten spadek. Jest ich wiele.

Prezes Piotr Rutkowski zarzucał Arturowi Węsce brak rozumienia filozofii klubu i zaangażowania w ostatnich miesiącach

Kiedy trener wiedział o tym, że nie zostanie dłużej w Lechu Poznań?

Wiedziałem o tym od ośmiu miesięcy.

Prezes Lecha Poznań Piotr Rutkowski użył takiego sformułowania, że nie rozumiał pan filozofii gry i nie był do końca skupiony na pracy z Kolejorzem. Było tak?

Prezes ma prawo zatrudniać i zwalniać, kogo chce w każdym momencie. To jest właściciel. To jest osoba, która wzniosła ten klub na wysoki poziom. Myślę, że wszyscy powinni to doceniać. Natomiast jeżeli chodzi o moją osobę - każdy wiedział, jaka jest moja sytuacja. Od początku klub o niej wiedział - byłem lojalny i uczciwy wobec klubu. Miałem wtedy propozycję od trenera Papszuna dołączenia do jego sztabu, gdyby objął reprezentację Polski.

Do tego jednak nie doszło. Co było dalej?

W styczniu odbyło się spotkanie na którym dyskutowaliśmy o mojej przyszłości. Zaproponowałem wtedy rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron, ponieważ obawiałem się, że ta współpraca może być niekomfortowa dla obu stron. Wspólnie jednak doszliśmy do porozumienia że zostaje i poprowadzę zespół do końca sezonu. Uznaliśmy, że znam zespół i ligę i ułatwi mi to utrzymanie procesów. Dawałem z siebie wszystko. Uważam, że to krzywdzące i nieakceptowalne, by twierdzić inaczej. Ludzie, którzy ze mną pracowali, mogą to potwierdzić, więc prezes może ich o to zapytać.

Sam to widziałem nie raz, jak rozmawialiśmy przed spotkaniami i analizował pan grę przeciwnika.

Dokładnie. Nie mogę zarzucić sobie braku zaangażowania w utrzymanie zespołu. Mogłem popełnić błędy taktyczne lub w zarządzaniu meczem, ale zawsze dawałem z siebie wszystko.

Problemy Lecha Poznań na wielu polach - jakie są tego przyczyny?

Czy to, że Lechowi nie poszło w tym sezonie na wielu polach, to przypadek czy głębszy problem?

To są takie momenty w piłce nożnej. Dzisiaj wszystko jest przegrane, ale za rok może być inaczej. Rezerwy mogą wrócić do drugiej ligi, a CLJ zdobyć mistrzostwo Polski, tak samo jak pierwsza drużyna. Akademia Lecha Poznań jest najlepsza w Polsce i nie można oceniać jej tylko przez pryzmat wyników. Ważne jest dostarczanie zawodników do pierwszego zespołu, a młodzi gracze muszą mieć możliwość gry w seniorach. Bardzo krzywdzące dla ludzi, którzy tam pracują, dla trenerów i dla zawodników jest ocenianie ich przez pryzmat wyników. Więc myślę, że nie możecie jako dziennikarze tych osób właśnie w ten sposób.

No tak, ale ciężej będzie dostarczać do pierwszego zespołu ludzi, którzy grają na czwartym poziomie rozgrywkowym…

Niekoniecznie.

Dlaczego?

To wynika z filozofii klubu. Chyba że klub zdecyduje się na zmiany, ale ja już nie jestem jego częścią, więc nie wiem, jakie wnioski zostaną wyciągnięte z tego sezonu. Jestem pewien, że Lech Poznań zrobi wszystko, by taki sezon się nie powtórzył pod względem wyników. Jeśli chodzi o procesy, uważam, że większość rzeczy była dobra – młodzi zawodnicy grali we wszystkich kategoriach wiekowych, a my występowaliśmy rocznikiem młodszym. To trzeba docenić. Legia gra wiodącym rocznikiem, a my w drugiej lidze graliśmy ze średnią wieku 19 lat. Trzeba to rozróżnić, więc myślę, że ten rok nie powinien być oceniany tylko przez pryzmat wyników. Po pierwszym tygodniu treningów widać, kto trenuje z pierwszym zespołem Lecha Poznań, i cieszę się, bo to są chłopcy, którzy przeszli przez szczeble Akademii i teraz mogą dołączyć do pierwszego zespołu na obóz, otrzymać minuty gry, być w kadrze. Może trener Frederiksen dostrzeże talenty, takie jak Igor Brzyski czy Wojciech Mońka, którzy są doświadczeni i mają ponad 45% minut rozegranych w tej rundzie.

Dlaczego od kilku lat nie było zawodnika, który z rezerw trafiłby do pierwszego zespołu i został sprzedany do zagranicznego klubu?

Rzeczywiście, dawno nie było takiej sytuacji, ale jak już wspomniałem, w klubie funkcjonują procesy. Te procesy doprowadziły do tego, że wielu wychowanków trafiło wcześniej do pierwszego zespołu. Obecnie może to nie jest aż tak widoczne, ale za dwa lata mogą pojawić się nowi zawodnicy. Widzę, co się dzieje w młodszych rocznikach, a tam jest dobrze. Są talenty, roczniki 2007 i 2008, na przykład Tymoteusza Gmura i Patryka Prajsnara. To są chłopcy, którzy rozwijają się i rosną.

Co zrobić, aby tacy zawodnicy weszli do pierwszego zespołu?

Kibice muszą zrozumieć, że wymagania w pierwszym zespole są teraz wyższe niż kiedyś. Kiedy wchodzili Skóraś, Kamiński czy Moder, pierwszy zespół nie był aż tak naszpikowany gwiazdami jak teraz. Obecnie wydaje się miliony na transfery, sprowadzamy reprezentantów krajów, jak Karlström, Kvekve czy Blazic. W takiej sytuacji, młodemu zawodnikowi z Akademii jest szalenie ciężko się przebić. Wymagania są tak wysokie, że jest to bardzo trudne. Poza tym, piłka nożna zmienia się zarówno w Polsce, jak i na świecie. Dziś w piłce wygrywa zespół lepszy w fazach przejściowych, szybszy w podejmowaniu decyzji i lepszy w stałych fragmentach gry. Trzeba być szybkim, silnym i dobrze zbudowanym somatycznie. To są wymagania, które mogą cię doprowadzić do wielkiej piłki. Jeśli ich nie spełnisz, będziesz przeciętnym zawodnikiem.

Kontuzje Lecha Poznań - skąd się brały i jaki miały wpływ na kształt tabeli?

Skąd wynikały liczne urazy zawodników w rundzie wiosennej, zwłaszcza te bez kontaktu, pomijając kontuzję Karola Kalaty?

Większość urazów miała miejsce podczas przygotowań, niezależnie czy to na sztucznej, czy na naturalnej murawie. Mamy tutaj istotny wniosek, że kontuzje także nam nie pomogły. W tej rundzie straciliśmy Lismana, Juszczyka, Pietrzaka, Pawłowskiego i Cywkę. Najbardziej brakowało nam Kornela Lismana. Gdyby był dostępny, spokojnie zajęlibyśmy miejsce w środku tabeli. On ma niesamowity potencjał i brakowało nam takiego zawodnika z przodu.

Dyrektor Tomasz Rząsa mówił, że Lisman zadebiutowałby w ekstraklasie, gdyby nie kontuzja. Czy zgadza się pan z tym?

Zdecydowanie tak. Jestem przekonany, że zadebiutuje w ekstraklasie. Przeżyłem już wielu skrzydłowych, takich jak Antczak czy Wilak.

Co wyróżnia Lismana spośród innych zawodników, na przykład Wilaka?

Jego szybkość, siła fizyczna, łatwość wygrywania pojedynków jeden na jeden, świetne czucie piłki i umiejętność uwalniania piłki na małej przestrzeni – do strzału, dryblingu, kiwania przeciwnika. Ma boiskową pazerność, jest samolubny w pozytywnym sensie – lubi piłkę, ale zawsze coś z nią zrobi. To zawodnik, który zawsze da ci coś ekstra, a takich w tej rundzie brakowało.

Jak ocenia trener zmiany w sztabie szkoleniowym przed sezonem? Czy były one uzgadniane?

Nie oceniam zmian w kategoriach lepsze czy gorsze, ponieważ to byli moi koledzy, ludzie związani z klubem od wielu lat. Największą przeszkodą było to, że nikt z nich wcześniej nie miał doświadczenia na poziomie drugiej ligi. To byli trenerzy bez znajomości ligi i specyfiki pracy w rezerwach. Zmiana trenera przygotowania motorycznego również nie pomogła – Kuba Marynowicz przeszedł do Legii, a za niego przyszedł Józef Napierała, który musiał się wdrożyć w proces. Mieliśmy czterech ludzi, którzy musieli się dopiero wdrażać. Odnaleźli się w tym dobrze, ale potrzebowali czasu. Byłem cierpliwy, złapaliśmy dobry kontakt, więc absolutnie nie obwiniam sztabu za spadek. Te zmiany zaakceptowałem, ponieważ taka jest specyfika pracy w tym klubie.

"Mogłem być lepszym szefem"

Czy trenera podejście do sztabu mogło być lepsze?

Mogłem być pewnie lepszym szefem. Absolutnie tego nie neguję, bo to jest dla mnie lekcja. Uczę się, jakich ludzi chciałbym mieć w swoim zespole i jak budować sztab trenerski. W klubie przeżyłem już wiele i pracowałem z różnymi osobami. Dziś jestem bogatszy o te doświadczenia i wiem, kto jest, kto był, i kto będzie dla mnie wartościowy. To pozwala mi ocenić ludzi pod kątem ich kompetencji merytorycznych, zaangażowania oraz nastawienia. Te trzy aspekty – wiedza, zaangażowanie i postawa – są dla mnie kluczowe przy doborze sztabu.

Czy w ogóle był trener rozpatrywany na trenera pierwszego zespołu, zamiast trenera Mariusza Rumaka?

Nie, nie było żadnego zapytania ze strony klubu w tej sprawie.

Wycieczki młodych lechitów - "To, że Dziuba spał tylko cztery godziny, nie ma większego znaczenia"

Nawiązując jeszcze do trenera Rumaka – czy zdaniem trenera można było uniknąć wycieczek młodych lechitów? Spali po pięć godzin i musieli grać mecz w rezerwach.

W wielu kwestiach mogliśmy postarać się bardziej, zarówno ja jako trener, jak i cały sztab oraz piłkarze. To, że przykładowo Maksymilian Dziuba spał tylko cztery godziny, nie ma większego znaczenia. Nie wiem, czy zawodnik, który wyszedł w pierwszym składzie i trenował we Wronkach, również nie spał cztery godziny, bo na przykład grał na konsoli do drugiej w nocy albo poszedł z dziewczyną do kina i wrócił późno.

No tak, ale to wtedy jest wina tych zawodników, jak spędzali czas. Taki Maksymilian Dziuba nie miał na to wpływu.

Dzisiaj wszyscy wiedzą o Dziubie, częściowo dzięki twoim artykułom. Podchodzę do tego inaczej. To był zawodnik pierwszego zespołu. Zgadzam się, że Dziubie to nie pomogło, ale z drugiej strony to młody, zdrowy chłopak. Maks Dziuba w tym wieku powinien zapierda***. Znam jego ambicje i wiem, że chciał grać. Być może czuł się słabiej, ale kto z nas nie przeżył takich momentów? Kiedy byłem młody, też spałem nieraz cztery godziny przed meczem. Trzeba również docenić fakt, że Dziuba był na ławce z pierwszym zespołem Lecha Poznań.

Filip Wilak to maruda i leniuszek, ale wolałby jego za pięciu zawodników, których miał do dyspozycji

Chciałem porównać dwóch zawodników: Dziubę i Wilaka – dwóch najlepszych młodych strzelców rezerw ostatnich sezonów. Który ma większy potencjał, czy w ogóle da się ich porównać, ze względu na inne pozycje?

To są różne pozycje, ale mam szczególną słabość do Filipa Wilaka. Bardzo go cenię i lubię, jest takim moim oczkiem w głowie. To fajny chłopak, choć bywa marudny i leniwy. Możesz napisać: że to naprawdę maruda i leniuszek, ale oddałbym pięciu zawodników za jednego Wilaka w tej rundzie.

Ostatnie pytanie dotyczące Lecha - Dlaczego tylu zawodników odchodzi z Kolejorza, nie chcąc przedłużyć umów? To już nie są pojedyncze przypadki.

Prawdopodobnie chcą grać regularnie, czego Lech Poznań i rezerwy Lecha nie są w stanie zapewnić. Mamy tak wiele celów związanych z debiutami zawodników i wprowadzaniem ich do piłki seniorskiej, że wszystko się rozkłada na 20 zawodników. W normalnym klubie masz 20 zawodników, ale rozkład minutowy jest nieporównywalny – 11-13 wiodących gra 75-80%, a reszta walczy o miejsce. U nas każdy zawodnik chce się wykazać, co prowadzi do braku regularności. To naturalne, że zawodnicy szukają nowych ścieżek rozwoju.

Kogo trener Artur Węska widziałby w Rakowie z grona młodych lechitów?

Przechodząc płynnie do tematu Rakowa Częstochowa. Zawodnik, z którym pracował pan w Lechu i chciałby go mieć w Częstochowie. Powiedzmy, w perspektywie sezonu.

Myślę, że Antek Kozubal to dobry zawodnik, ale w Rakowie mógłby mieć trudności ze względu na swoje warunki fizyczne. Jego wzrost może być problemem, choć nadrabia to agresją i umiejętnościami z piłką, a także bez niej. Jednak mam też drugiego zawodnika, którego bardzo cenię – Patryk Gogół. Uważam, że ma ogromny potencjał, ale czasami problemem jest jego podejście. Mimo to, widzę w nim ogromny talent, szczególnie na pozycji numer dziesięć w Rakowie. Dla mnie osobiście to niesamowity talent. Uważam, że w Rakowie na pozycji numer dziesięć byłby rewelacyjny, choć jego wzrost może być pewnym ograniczeniem. Nie chcę nikogo krzywdzić, bo naprawdę cenię wszystkich zawodników, ale tych dwóch widziałbym w swojej drużynie.

O Rakowie Częstochowa, ofertach pracy, trenerze Papszunie i o beniaminku, który sprawi niespodziankę

Skąd decyzja o dołączeniu do Rakowa Częstochowa? Kiedy się pojawiła propozycja współpracy z Markiem Papszunem?

Około osiem miesięcy temu odezwał się do mnie trener Marek Papszun. Spotkaliśmy się kilka razy i trener zdecydował, że chce ze mną współpracować. Już wtedy podjąłem decyzję, że nie przedłużę kontraktu z Lechem i po sezonie odejdę, by pracować z trenerem Papszunem.

Jak się poznaliście?

Kiedy przychodziłem do Lecha, trener Papszun zadzwonił do mnie tydzień po dyrektorze Wróblu. Lech skontaktował się ze mną pod koniec listopada 2020 roku, kiedy byłem trenerem Znicza Pruszków. Trener Papszun zadzwonił tydzień później, ale byłem już po słowie z Lechem i chciałem być lojalny, więc wybrałem Lecha. Przez te trzy lata mieliśmy kontakt głównie smsowy, gratulacje, wymiana wiadomości. Po trzech latach ponownie zaproponował mi współpracę, więc zdecydowałem, że będę chciał pracować z nim, bo uważam go za najlepszego polskiego trenera.

Były jeszcze jakieś inne propozycje, oprócz asystentury w Rakowie?

Tak, zainteresowanie mną przejawiała Stal Mielec, jednak postawiono tam na przedłużenie umowy z trenerem Kieresiem. Miałem również propozycję objęcia Znicza Pruszków.

Przejdziemy teraz do sparingpartnerów Rakowa Częstochowa – Stal Rzeszów, Puszcza Niepołomice, Maccabi Tel Awiw, Wieczysta Kraków, Odra Opole i Omonia. Skąd taka różnorodność?

Dobór przeciwników jest kluczowy, aby przećwiczyć różne warianty gry. Ważne jest, aby nasi zawodnicy mieli okazję zmierzyć się z zespołami grającymi różnymi formacjami i strategiami, zarówno w wysokim, jak i niskim pressingu. Trener Papszun zwraca ogromną uwagę na szczegóły i chce, abyśmy byli przygotowani na każdą sytuację. Dlatego wybieramy przeciwników z różnych lig i o różnych stylach gry, aby nasi zawodnicy mogli doskonalić swoje umiejętności w różnych scenariuszach.

Jakim trenerem jest Marek Papszun?

Marek Papszun to niesamowity trener. Po tygodniu pracy z nim jestem pełen podziwu dla jego podejścia do procesu treningowego, zarządzania sztabem i wymagań stawianych zawodnikom. Przez 3,5 roku w Lechu nie spotkałem trenera, który by tak profesjonalnie podchodził do swoich obowiązków. Bardzo podziwiam trenera Skorżę i jego dokonania, ale styl pracy trenera Papszuna jest wyjątkowy. To poziom wybitny, europejski. Praca z nim to dla mnie ogromny rozwój i wielkie wyróżnienie.

Czy Raków będzie grał jednym ustawieniem?

Zdecydowanie nie. Trener Papszun kładzie ogromny nacisk na elastyczność taktyczną. Nasza struktura gry, wywodząca się z organizacji 3-4-3, jest bardzo płynna i dostosowuje się do rywala. Możemy przejść do 4-4-2 lub 4-2-3-1 w zależności od sytuacji na boisku. Kluczowe jest, aby zawodnicy rozumieli te zmiany i potrafili się do nich dostosować. Trener Papszun jest mistrzem w przekazywaniu wiedzy zawodnikom, co sprawia, że nasza gra jest dynamiczna i elastyczna.

Czy w Rakowie będziemy widzieć młodych zawodników z Akademii, biorąc pod uwagę trenera przeszłość w Akademii Lecha?

Jesteśmy w trakcie budowania kadry. Trener Papszun bardzo ceni młodych zawodników, ale muszą spełniać wysokie wymagania jakościowe i intensywnościowe. Obecnie trenuje z nami grupa młodych zawodników z Akademii. Moim zadaniem będzie łączność z Akademią i współpraca z nowym dyrektorem Mateuszem Maciejewskim. Chcemy, aby współpraca między nami a Akademią była jeszcze bardziej efektywna.

Jakie macie cele na następny sezon?

Chcemy kontynuować naszą intensywną i precyzyjną grę w każdej fazie. Chcemy poprawić elementy, które były niedoskonałe w ostatnim sezonie. Raków buduje coś więcej niż tylko zespół – wyznaczamy trendy i standardy w polskiej piłce. Nasze cele to zdobywanie kolejnych trofeów, a także dalszy rozwój zawodników.

Który z beniaminków najbardziej zaskoczy w tym sezonie?

Motor Lublin. Mam wiele wspomnień związanych z tym klubem i miastem. Pochodzę z województwa lubelskiego, grałem w Motorze, a moja żona jest z Lublina. Podczas przerwy między sezonami spędzałem tam czas i biegałem wokół stadionu Motoru. Kibicuję im z całego serca, z wyjątkiem meczu z Rakowem oczywiście.

Dziękuję za rozmowę, trenerze. Życzę realizacji celów i wielu sukcesów.

Dziękuję również.  

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski